Pracownicy potrzebni od zaraz

"Echo"  Ewangelii Łk 10,1-12.17-20 


Pracownicy potrzebni od zaraz

 

     Kościół cierpi na ciągły deficyt prawdziwych, ewangelicznych robotników. Ma za to wielu doradców, uczonych, kibiców, widzów, statystów, recenzentów, polemistów,  malkontentów, frustratów, niepokornych teologów, tzw. katolików otwartych, gotowych na każdy kompromis itp. Nie brakuje mu też wrogów i prześladowców. Pisze o tym do księży Guy Gilbert, francuski duszpasterz paryskich gangów: „ Spójrz na swoje dłonie. Kontempluj je. I nie zapomnij, że biskup poświęcił twoje dłonie... nie głowę. Oczywiście, potrzeba w Kościele kilku tęgich głów.  Ale przede wszystkim potrzeba robotników. Coraz bardziej ich dzisiaj brak ... Zaakceptuj swoje duchowe ojcostwo, ale nie pozwól na jakiekolwiek uwielbienie dla twojej osoby. Byłoby to obrazą Boga, a twoje ręce stałyby się rękami naciągacza”- „ Bóg

moja pierwsza miłość” s. 164, Wyd. Księży Marianów, Warszawa 1999 r.

   Niby jest bezrobocie a jednocześnie tyle do zrobienia.
Tyle rzeczy ledwie zaczętych, niedokończonych, przerwanych bezsensownie, nie wiadomo dlaczego? Tyle nie odkrytych możliwości z powodu głupoty, lenistwa, egoizmu, przywiązań, niedouczenia albo braku czujności. Tyle nie pomnożonych talentów, nie przywołanych synów marnotrawnych! Tyle zgubionych drachm, pereł i owiec! A przecież one są metaforą spraw głęboko ludzkich, ogrom czekającego żniwa jest porażająco wielki. Porównajmy np. ilość gorszycieli z ilością autentycznych świadków, albo ilość narkotykowych dilerów z ilością terapeutów pracujących nad wyzwoleniem ich ofiar. Porównajmy ilość miejsc, w których człowiek wiedziony jest na pokuszenie, z ilością miejsc na odwyku czy w zakładach psychiatrycznych. Porównajmy ilości reklam, których adresatem jest ludzkie ciało, z ilością reklam dla ducha. Porównajmy ilość mieszkańców globu z ilością misjonarzy. Tu także żniwo trudne do określenia.  Popatrzmy na rzesze zgorszonych, zniesmaczonych którzy oddalili się od wspólnoty Kościoła, a ilu z tego samego powodu nigdy nie weszło, nawet nie szukało do niego drogi? Popatrzmy na całe obszary uzależnień, ucieczek, alienacji- znowu niekończące się żniwo. Popatrzmy oto pojawia się żniwo specyficzne, pełne frustracji i agresji: młodzieżowe gangi, subkultury, sekty, satanizm, dyskoteki, blokersi, zadymiarze, nocne lokale, studenckie juwenalia!Żniwo które rośnie na naszych oczach, dla nas lub przeciwko nam, żniwo wielkiej radości i wielkich kontrastów. Żniwo, które żal zostawić a zarazem trudno zebrać, poczuć się za nie odpowiedzialnym.     Narzekamy, że wszędzie brakuje ludzi sumienia, wiarygodnych, myślących i uczciwych. Oni się nie wezmą z nikąd. Trzeba ich odnaleźć, formować, jednoczyć, a potem posyłać. Posyłać innych, ale także samemu dać się posłać! W obliczu wielkiego kryzysu człowieczeństwa nie wystarczy zmieniać prawa, struktur, ekonomii i wszystkiego co jest na zewnątrz każdego z nas - żniwem prawdziwym, pierwszym i najważniejszym jest każdy człowiek. On stanowi problem, wyzwanie, przedmiot troski. Człowiek jest adresatem samego Boga. I niezależnie czy jako osoba, czy jako wspólnota osób.   Warto zapytać: co się stanie, jeśli robotnicy się nie pojawią? I jeśli nie pojawią się w porę? Dary Boże się zmarnują, a to jest zawsze gorsze niż przekleństwo nieurodzaju! Nie po to Bóg daje urodzaj i nie po to się trudzą ci, którzy są przed nami, byśmy z lenistwa, z tchórzostwa czy beztroski zmarnotrawili ich owoce. Lepiej nie otrzymać łaski, niż otrzymawszy zmarnotrawić! Zawsze wchodzimy w czyjś trud, w czyjąś myśl i plan. Zawsze jest jakiś dalszy ciąg, tego co miało swój początek w kimś innym. Trzeba nam patrzeć na naszą obecność zawsze w kontekście tych, którzy byli i tych, którzy będą.Chrystus wzywa ale nie zniewala, a jeśli ma kogo posyła. Jesteśmy wzajemnie dla siebie wyzwaniem. Popatrz na ludzi wokół siebie, pojawili się w jakimś celu. Na pewno nie są przypadkiem.   Ostatnio czytałem wywiad z 96 letnim kard. A. Kozłowieckim, który z wielką pokorą przeżywa całe swoje życie, jako zwyczajny misjonarz Afryki. Nie obnosi swojego dostojeństwa, nie myśli o żadnej emeryturze, nie pamięta o godności purpurata. Starość i choroby są dla niego czymś naturalnym, co przychodzi samo, więc nie należy tego celebrować. Mówi o swoim długim, mądrym i pracowitym życiu: skoro śmierć o mnie nie pamięta, ja nie mogę zapomnieć o żywych, dla których tu zostałem kilkadziesiąt lat temu. -  Dziennik  z 9-10 VI 2007 r.    O takich robotników chodzi w Kościele. I tylko o takich. Tacy potrzebni od zaraz. 

Ks. Ryszard K. Winiarski, Lublin
TOP