Rybacy przychodzą i odchodzą

"Echo"Ewangelii Mt 4, 12-23                          

  Rybacy przydzą i odchodzą

                Tytułowy bohater filmu Forest Gump mówi do przypadkowo spotkanej kobiety: „Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo, co się trafi”. Nawet jeśli podejdziemy do tego z przymrużeniem oka, nawet jeśli dostrzeżemy w tym jedynie zręczny zabieg scenarzysty, jest w tym jakieś przesłanie prawdy.

Kto mógł przewidzieć, że kontekstem dzisiejszej Ewangelii o powołaniu pierwszych apostołów, będzie decyzja znanego teologa, który nie tylko porzuca kapłaństwo, ale odchodzi z Kościoła? Wszystko to porzuca były rektor seminarium duchownego, dziekan wydziału teologicznego UAM w Poznaniu, członek Watykańskiej Komisji Teologicznej i Komisji ds. interpretacji dokumentów doktrynalnych przy Episkopacie Polski, autor książek i artykułów, promotor i recenzent wielu prac naukowych. Dlaczego, w imię jakich racji? Sprawca zdarzenia nie zamierza niczego komentować, odsyła tylko do swoich wykładów. Decyzja osobista staje się nie tylko faktem medialnym globalnej wioski, ale także pytaniem o wiarygodność tych, którzy odchodzą a wcześniej prowadzili innych. Jest to także pytanie o wiarygodność tych, którzy pozostają.  Każdy seminarzysta może teraz zastanawiać się czy ten, który jest jego wykładowcą, spowiednikiem albo ojcem duchownym jest autentyczny? Czy jest wiarygodny? Czy instytucja, która go ustanawia i posyła jest wiarygodna? Czy ma moralne prawo nauczać i wzywać go do posłuszeństwa głoszonej przez nią prawdzie? A nawet: czy w ogóle jest to prawda? Wielu świeckich katolików pyta: co się dzieje? Odszedł człowiek, pytania zostały! Pytania owiec powinny stać się teraz pokarmem pasterzy. Nie wolno ich ignorować, ponieważ chodzi o autorytet Kościoła a więc także o jego zbawcze pośrednictwo, o racje uzasadniające jego misję! Co musi się stać, by doszło do tak dramatycznej, by nie powiedzieć tragicznej, decyzji? Znajomy (warszawski inteligent, mąż i ojciec rodziny, zaangażowany w Ruch Notre Dame) napisał mi maila: „ Casus tego odejścia jest chyba znamienny. Niemal wszyscy teologowie odchodzący z Kościoła kwestionowali bóstwo Jezusa Chrystusa. Przez dwa lata słuchałem wykładów T.W. u dominikanów w Warszawie i wydawało mi się, że to, co mówi i jak to mówi, jest następstwem utraty wiary”. Trudno o lepszy i bardziej syntetyczny komentarz.
                 Oczywiście zawsze trzeba pamiętać, że Kościół jest miejscem możliwych powrotów, że na różne sposoby oddaleni, zawsze mają prawo i możliwość do niego wrócić. Pytanie tylko czy zechcą. A jeśli nie to, co stanie się dla nich protezą powołania i substytutem Kościoła? Sekta, subkultura, Pracownia Pytań Granicznych, wspólnota ateistów czy może zostaną sami ze sobą?
               Niezależnie od tego Chrystus dalej powołuje i wybiera tak, że nigdy nie dowiemy się co jest kryterium wyboru konkretnej osoby. Pewnie dlatego Jan Paweł II mówiąc o genezie swojego powołania użył dwóch słów – dar i tajemnica. Słowa – klucze dla wszystkich, bo każde powołanie (małżonka, proroka, apostoła, misjonarza, chorego, dziewicy itp.) jest darem dla konkretnej osoby a w niej staje się darem dla wspólnoty. Powołanie nie jest więc prywatną sprawą człowieka. Jest wartością wspólną, dzieloną z innymi. Mówi o tym Św. Paweł:  „Różne są dary łaski, ale ten sam Duch; różne są rodzaje posługiwania ale ten sam Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich. Wszystkim zaś objawia się Duch dla wspólnego dobra”( 1 Kor 12, 4-7). A więc nie chodzi o czyjeś „ja” ale przede wszystkim o „my”.  W oczywistej sprzeczności stoi więc każdy, kto w powołaniu szuka samego siebie, zaspokojenia swoich aspiracji czy wręcz ambicji. Powołanie nie jest od tego by „pompować” kolejnych narcyzów. Powołanie jest apelem o nawrócenie i pokorę. Każde seminarium w przychodzącym ze świata kandydacie zakłada obecność trzech rzeczy: wiary, powołania i czystych intencji.Nie chodzi o wiarę pojmowaną abstrakcyjnie, teoretycznie, tradycyjnie, ale o tak szczególne spotkanie z Chrystusem, które powoduje radykalną zmianę wszystkich wektorów życia, wszystkich relacji i całej hierarchii wartości. Chodzi o wiarę, która dokonuje w człowieku swoistego trzęsienia ziemi. Tylko wtedy możliwe są cuda i autentyczne świadectwo.
             Gdy myślimy o powołaniu, to najważniejsza jest świadomość wybrania bez żadnych zasług, wybrania mimo wszystko tzn. mimo wszystkich słabości, uwarunkowań i grzechów kandydata. Tylko wtedy możliwa jest autentyczna wdzięczność i pokora. Tylko wtedy człowiek może mieć radość, ponieważ robi to co kocha, z czym utożsamia się bez zastrzeżeń!Co do intencji, to każde zakłamanie wcześniej czy później musi prowadzić do podwójnego życia. Powołany staje się niepostrzeżenie faryzeuszem, duchowym schizofrenikiem, który przestaje wiedzieć kim jest naprawdę. Tylko czyste intencje czynią możliwym radykalizm i dają prawdziwą wolność. Ciągle aktualne więc pozostają słowa Apostoła narodów: „ Przypatrzcie się bracia powołaniu waszemu! (...) Bóg wybrał właśnie to co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne aby mocnych poniżyć”- ( 1Kor 1,26n).

 
Ks. Ryszard K. Winiarski, Lublin
TOP