Ostatni kwadrans pasterski - Ks. R. Winiarski

 
Ostatni kwadrans pasterski
   Kościół ma ogromne doświadczenie w przyjmowaniu śmierci swoich pasterzy. Gdy Apostołowie poszli na krańce ziemi z orędziem Dobrej Nowiny do Jana Ewangelisty co jakiś czas docierała wiadomość: „Umarł Tomasz, …umarł Jakub, …umarł Bartłomiej, …umarł Filip itd. Powoli było ich coraz mniej.
Powoli Jan stawał się najstarszym aż w końcu stał się ostatnim. W dodatku każdy z Apostołów umierał męczeńsko. Apokalipsa działa się na jego oczach. Wieszani na krzyżach, obdzierani ze skóry, przeszyci włóczniami prześladowców, przypalani ogniem stawali się uczestnikami i świadkami Paschy Chrystusa, śmierci i Zmartwychwstania.
  
Nie wiem w ilu pogrzebach swoich współbraci wziął udział Św. Jan  ale przeżył wszystkich. Przeżył też Wniebowstąpienie Chrystusa  i Wniebowzięcie Maryi. Za jego życia odeszli więc wszyscy, dosłownie wszyscy, z którymi był związany więzami wiary i powołania. Rodzący się dopiero Kościół  uczył się trudnej strategii trwania w zmienności. Uczył się sztuki przechowywania depozytu wiary i sukcesji - przekazywania wszystkiego następcom. Uczył się zmienności i stałości zarazem. Coś się zawsze kończyło, ale pewne rzeczy trwają niezależnie od życia czy śmierci ludzi. Uczył się też procedur wyłaniania następców, a potem następców następców. I tak jest do dzisiaj i tak będzie do końca świata. Starożytna  maksyma mówi: Stat crux dum volvitur orbis – Krzyż trwa gdy świat się zmienia. Odejścia są częścią życia. A ponieważ według wiary naszej, zmarli nie idą donikąd, trzeba przyjąć wyzwanie śmierci z godnością. Trzeba uczyć się dostrzegać w śmierci - Chrystusa. Mówimy – „Śmierć przyszła” i to jest prawda. Ale w wydarzeniu śmierci zawsze przychodzi Jezus Chrystus, Zmartwychwstały! Tym razem przyszedł osobiście do arcybiskupa Józefa. Przyszedł do niego w Rzymie, w bliskości Nastęcy św. Piotra, u progów apostolskich, w Wiecznym Mieście w którym śp. arcybiskup zawsze pragnął być. Wielu widziało go właśnie tam w posłudze Kościołowi powszechnemu. Wielu, ale nie Jezus Chrystus! Chrystus chciał go mieć dla nas. Chrystus widział go jako pasterza tej archidiecezji. Teraz i tutaj. Nie wcześniej i nie gdzie indziej. Teraz śp. abp Józef oddaje klucze diecezji Piotrowi, teraz właśnie zdaje sprawę ze swojej dzierżawy i swojego włodarstwa. Komentarze ludzkie niewiele znaczą a na pewno niczego nie zmienią. Nie dodamy zasług nie odejmiemy win żadnemu z naszych zmarłych. To może stąd bierze się to powiedzenie: „Nic dodać, nic ująć!” Najlepsza będzie modlitewna cisza.
  Świat ma własne kryteria oceny, których my wierzący nie dajmy sobie narzucić. Idąc za C. K. Norwidem trzeba wiedzieć, że  „..świat klnie albo bałwochwali”. Jednych przecenia a innych nie docenia. Rzadko kiedy ceni! Mechanizmów świata prawdopodobnie nie zmienimy, ale nie pozwólmy im się zawłaszczyć.W wydarzeniu śmierci biskupa Chrystus przychodzi także do całej diecezji, do każdego z wiernych, którzy w każdej Eucharystii słyszą imię swojego pasterza. Jedni pamiętaj jego pasterskie kwadranse, inni jego rozmowy z M. Olejnik, jeszcze inni spotkania z młodymi na przystanku Woodstock albo modlitwy na kierkutach. Dla niektórych środowisk był wyłacznie publicystą, erudytą o którego teksty walczyły redakcje. Dla wielu był człowiekiem nauki, inteletkualną wyrocznią, istotą na wskroś medialną, zaangażowaną społecznie a nawet politycznie. Wielu toczyło z nim ideowe spory, wielu imponował. Jednego nie można powiedzieć na pewno, że był nam wszystkim obojętny. W każdym rodził jakieś emocje. W każdym zostawił swój ślad. A jaki – to tajemnica.
 Tylko Bóg wie i pamięta wszystko. Dosłownie wszystko. I do Niego śp. abp Józef  należy we wszystkim i w najmniejszym szczególe życia. Pozwólmy i pomóżmy mu stanąć przed Chrystusem w duchu i w prawdzie, bo takie było jego biskupie zawołanie.
Requiescat in pace.
                                                    Ks. Ryszard Winiarski, Lublin
TOP