Inteligentne kłamstwa Zygmunta Freuda - Ks. Ryszrd Winiarski

FreudNie wiem, czy ktokolwiek zwraca uwagę na fakt, że Kościół czyta ciągle tę samą Ewangelię. Robi to nie dlatego, że nie ma innych możliwości, nie dlatego, że się myli albo zapomina. Czyni to świadomie, ponieważ bez przerwy pojawiają się fałszywi prorocy, fałszywi mesjasze, bez przerwy w naszym życiu zjawiają się wilki w owczych skórach.

 

 

Oto przykład związany z przeżywaniem naszej seksualności, nad której rozumieniem zaciążyły poglądy trzech ludzi. Pierwszym był Zygmunt Freud, twórca psychoanalizy, drugim - Alfred Kinsley, amerykański uczony, który opracował słynny raport o zachowaniach seksualnych Amerykanów (nazywany od jego nazwiska), a trzecim - Bernard Nathanson, amerykański ginekolog, który doprowadził do ustawodawstwa, dopuszczającego aborcję na życzenie. Ostatecznie Nathanson się nawrócił, przyjął chrzest i umarł jako katolik, zdecydowany obrońca życia poczętego. Prywatnie nazywam ich jeźdźcami Apokalipsy.

Chcę poruszyć problem inteligentnych kłamstw, które niszczą cywilizację euroatlantycką, czyli tę, do której Polska niewątpliwie należy. Ojcem wielu kłamstw, które weszły tylnymi drzwiami, zwłaszcza do nauk humanistycznych, jest Zygmunt Freud. Zewnętrznie jego rodzina prowadziła życie uporządkowane. Podobno jego ojciec uchodził za wzór ojca. Troszczył się o dobre wychowanie dzieci. W poczuciu obowiązku, punktualności były wychowane aż do przesady. W gruncie rzeczy dbano, aby zachować pewne pozory. Rodzice Freuda nie uświadamiali także seksualnie swoich dzieci tak, jak nie robi tego wielu rodziców. To jest nie tylko ich błąd, ale także ich grzech, za który kiedyś będą przed Bogiem odpowiadać. Rodzice rozmawiają z dziećmi o różnych rzeczach, często banalnych, nieistotnych, ale sprawy seksu, jednej z najważniejszych sfer ludzkiego życia, wstydliwie pomijają i przemilczają. Zresztą z rożnych względów. Potem młodzi ludzie eksperymentują i, niestety, ponoszą konsekwencje tych eksperymentów.

Wprawdzie nie ma dowodów, że ojciec Freuda zdradził swoją żonę, a jego matkę, ale dzieci domyślały się, że do takiej zdrady doszło. W ich domu trwał pełzający kryzys małżeński, który nie miał końca. Ojciec Freuda nie korzystał z nowinek technicznych, takich jak radio, telefon czy maszyna do pisania. Unikał wszelkich udoskonaleń cywilizacyjnych. Miał lęk przed nowoczesnością. Równouprawnienie kobiet Freud uważał za absurd. Musimy pamiętać, że kobiety w wielu krajach nie miały jeszcze praw wyborczych. Nie mogły właściwie robić kariery naukowej. To są czasy, kiedy Maria Skłodowska - Curie, jako pierwsza kobieta, broni doktorat na Sorbonie, wchodzi do francuskiej Akademii Nauk i zdobywa dwukrotnie Nagrodę Nobla. To było coś bardzo odważnego, to była awangarda w najlepszym znaczeniu.

Ciekawe, że Freud wobec swojego małżeństwa i rodziny nigdy nie zastosował żadnego ze swoich poglądów. Eksperymentował na innych, ale do spraw swojego małżeństwa i rodziny nie odnosił tych hipotez. Dlaczego? Skoro tak wspaniałe? Zdradzał ponadto ogromną próżność. Freud na przykład bał się, że umrze nie będąc sławnym. Ogromny przejaw pychy, kiedy człowiek chce przejść do historii, chce się utrwalić, zapisać za wszelką cenę.

Zacierał ślady ze swojego prywatnego życia. Kiedy człowiek zaciera swoje  ślady i po co to robi? Odpowiedź jest banalnie prosta: Kiedy ma coś na sumieniu! Normalnie człowiek nie musi zacierać śladów. Jeżeli nie ma niczego na sumieniu, to po co zacierać ślady? Jeżeli nie pojawia się jako złodziej czy jako gwałciciel, jako pedofil czy jako zabójca, to dlaczego ma zacierać ślady? Kiedy był jeszcze studentem, używał wizytówki „doktor medycyny", a potem szczycił się tytułem profesorskim, chociaż nawet nie ukończył studiów. Tak, Freud nie ukończył studiów medycznych! Wiem, że dla wielu studia nie są ważne. Niestety! Kiedy uczyłem katechezy, mówiłem młodym, żeby się uczyli, bo warto się uczyć. Młodzi odpowiadali: „Lechu się nie uczył  i jakoś został prezydentem", „Lepper się nie uczył i jakoś został wicepremierem". To prawda, tylko o wiele ważniejsza jest „jakość", niż „jakoś to będzie".

Freud nabawił się nerwicy, myśląc o śmierci. Bał się jej obsesyjnie. W krytycznych chwilach używał kokainy. Prawdopodobnie był od niej uzależniony. Mawiał o sobie: „głównym pacjentem jestem ja sam". Okazało się to prawdą, również dlatego, że był molestowany przez swojego ojca. Całe życie spędził jako nieleczona ofiara przemocy seksualnej. Twierdził: „Im większy autorytet opluję, tym więcej szumu będzie wokół mojej osoby". Zdradzał niewątpliwe przywary celebryty, w tym niepohamowaną chciwość. Za jedną wizytę, która niczego nie zmieniała, żądał sto ówczesnych koron, gdy pensja nauczyciela wynosiła zaledwie 120. Trzeba przyznać, że cenił się ten oszust.

W zakresie poglądów religijnych Freud był ateistą, a z pochodzenia Żydem. Jego właściwe imię to Shlomo, czyli Salomon, ale wstydził się swojego pochodzenia, tak jak niejeden z nas wstydzi się swojego rodowodu. Zafascynowany poglądami pewnego eksksiędza, stał się zagorzałym antyklerykałem i wrogiem Kościoła katolickiego. Wyparł się wiary swoich ojców, za to o Darwinie mówił, że jest nowoczesnym świętym. Ważne jest, jakich ludzi się spotyka. Dzisiaj takimi opiniotwórczymi eksksiężmi są: Bartoś, Węcławski, Obirek - bardzo często zapraszani do studia, żeby wypowiadać się na temat wiary i Kościoła, z którego wystąpili.

Freud cieszył się  niezwykłą sympatią  Benito Mussoliniego (z wzajemnością!). Zwolennicy i entuzjaści Freuda nie chcą słyszeć, że ojciec psychoanalizy miał poglądy faszystowskie! Jednocześnie bał się holokaustu, bo widział, co się dzieje z Żydami w opanowywanej przez faszyzm Europie. Wstydził się żydowskiego pochodzenia, ale nie mógł go zanegować. Ciekawe, jak nagle znalazł się w Ameryce. Na karcie emigracyjnej Freuda jest podpis samego Teodora D. Roosevelta, prezydenta Stanów Zjednoczonych. Już wtedy widocznie był do czegoś potrzebny. Ameryka nie zaprasza i nie przyjmuje ludzi nieprzydatnych. W dłuższej perspektywie psychoanaliza zmieni świadomość purytańsko wychowywanych Amerykanów i dokona prawdziwej rewolucji obyczajowej.

Freud obnosił się ze swoim seksualizmem, niemal wszędzie odkrywał skojarzenia seksualne. Są tacy ludzie. Dzisiaj mówimy o nich - seksoholicy. Im wszystko kojarzy się z seksem, nie tylko wtedy, kiedy widzą dziewczynę czy chłopaka. Ciekawe, że Freuda czytał Bruno Schulz, Albert Einstein, Henri Bergson, James Joyce, Pablo Picasso, Salvador Dali itp. Wiele motywów psychoanalitycznych zakodowanych jest w obrazach Salvadora Dalego. Freud wykorzystywał mody intelektualne, które w okresie międzywojennym przetaczały się przez Europę. Jego teoria nigdy nie została potwierdzona przez naukę. Właściwie weszła tylnymi drzwiami przez film, modę, powieści, obiegowe opinie i stereotypy.

Freud nie używał pojęć naukowych! Owszem, miał ogromny talent literacki. Jego kolega powiedział o nim: „Być może kiedyś otrzyma Nagrodę Nobla, ale w dziedzinie literatury, a nie nauki". Freudowska terminologia jest bowiem metaforyczna, wzięta z Shakespeare'a, Goethego, Dostojewskiego i Nietzschego. Swoje zdolności słowotwórcze utrwalił w zwrotach: „sfery erogenne", „kompleks Edypa", „każdy mężczyzna został zgwałcony przez matkę, bo przeszedł przez jej drogi rodne". Fałszował statystyki. Nie opierał ich na źródłach, czyli badaniach klinicznych, ale na interpretacji snów i zwierzeń. W przypływie szczerości powiedział nawet: „Nigdy nie byłem lekarzem w dosłownym tego słowa znaczeniu". To inni widzieli w nim lekarza i wybawcę.

Wielu pacjentów wystąpiło przeciwko niemu z pozwem sądowym, na przykład Bertie Popenchaim- założycielka żydowskiego ruchu kobiet, ponieważ Freud również wykorzystywał seksualnie swoje pacjentki. Jego poglądy przyjmowali przeważnie ateiści i wolnomyśliciele. Twierdził na przykład: „Rodzina to jest pole walki o władzę. Walczy się tam o pozycję i kontrolę nad innymi". Dlatego Freud niszczył więzi rodzinne, ciągle wmawiając pacjentom, że jako dzieci były molestowane seksualnie. Nałogowo palił cygara. Jego znane powiedzenie - „Tylko czasem cygaro jest cygarem" - cytował Bill Clinton w czasie głośnej afery. Niektóre poglądy opierał na obserwacji: „Jeżeli ktoś blednie na czyjś widok, to znaczy, że jest zakochany w tej osobie", „Wyprysk wokół ust- efekt seksu oralnego", „Ataki kaszlu to podświadoma ochota na seks oralny", „Jeśli kobieta bawi się torebką, znaczy, że się masturbowała". Najciekawsze jest to, jak podsumował on siebie i swoją działalność. Powiedział: „Pragnę powierzyć psychoanalizę osobom uprawiającym profesję, która jeszcze nie istnieje. Profesję świeckiego wspomożyciela duszy, który nie musi być lekarzem, a nie może być księdzem".

Dlaczego opowiadam o życiu Freuda? Ponieważ ten człowiek uknuł teorię, wedle której istota ludzka może panować nad wszystkim, z wyjątkiem seksu. Może panować nad pieniędzmi, nad drugim człowiekiem, nad pewnymi siłami natury, ale nad seksem nie może. To znaczy, że musi ulegać i wielu ludzi nie wyobraża sobie życia bez seksu. Wielu uważa seks wręcz za religię bez jakichkolwiek ograniczeń. Wielu ubóstwia seks i wszystko, co się z nim wiąże. Tak oto jeden z największych oszustów w historii zawładnął świadomością kilku pokoleń.

Ale jak dochodzi do sytuacji, w której jeden człowiek opanowuje zbiorową wyobraźnię? Freud pojawił się jakby na obrzeżach dziejących się procesów. Wtedy Europa nie zdążyła jeszcze wyleczyć ran po I wojnie światowej, gdy zaczęła nadciągać druga, pod każdym względem straszniejsza. Europa zajęta ocalaniem pokoju, zawiązywaniem paktów o nieagresji i doraźnych sojuszy nie spostrzegła, że w jej trzewiach rośnie w siłę monstrum, które niszczyć będzie życie o wiele bardziej inteligentnie, niż potrafią to robić naziści i komuniści. Ponieważ dyktatowi rewolucji seksualnej ulegną społeczeństwa ledwo podnoszące się ze zniszczeń wojennych, pozwolą sobie narzucić fałszywą antropologię i w konsekwencji fałszywą moralność, w której antykoncepcja, aborcja, a obecnie także eutanazja, staną się chlebem powszednim.

Ks. Ryszard Winiarski

TOP