Kto nie ma w nienawiści… - ks. Zbigniew Czerwiński

 
Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych. Z tych słów Jezusa wynika, to co wielokrotnie słyszeliśmy na katechezie i w czasie niedzielnych kazań, że  najważniejsze w naszym życiu jako ludzi wierzących jest zachowanie tych dwu przykazań miłości. Dzisiaj w Rzymie ojciec święty Franciszek dokona kanonizacji Matki Teresy z Kalkuty. Była ona wspaniałym, heroicznym przykładem realizowania przykazań miłości Boga ik bliźniego. Założyła też Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Miłości. Siostry z tego zgromadzenia pełnią posługę dla bliźnich w wielu krajach świata, żyjąc nieraz w bardzo trudnych warunkach. 
         Jeśli patrzymy na miłość Boga i bliźniego widoczną w życiu Matki Teresy i u wielu sióstr z założonego przez nią zgromadzenia, a jednocześnie przypomnimy  słowa  z Ewangelii przed chwilą przeczytanej, to możemy być bardzo zdziwieni, a nawet zgorszeni słysząc słowa Chrystusa: Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Może ktoś nawet pomyśli, że zaszła tu jakaś pomyłka, że słowa Chrystusa zostały źle przetłumaczone albo sfałszowane.
         Jako starszy ksiądz i dawny wykładowca Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego zapewniam was, że nie ma tu żadnego złego tłumaczenia ani oszustwa. Osobiście sprawdzałem to w oryginalnym, greckim tekście Pisma świętego  Nowego Testamentu.
         Powinniśmy więc odkryć jak trzeba rozumieć dzisiejsze słowa Chrystusa o nienawiści  wobec siebie samego i wobec osób nam najbliższych, gdyż w słowach Pana Jezusa nie może być sprzeczności.
         Może nam się wydawać, że łatwiej jest zrozumieć słowa o nienawiści samego siebie. Na przykład, gdy niespodziewanie się ktoś upije, gdy zdarzy się komuś zdrada żony. Wtedy sami sobie się nie podobamy, mamy jakby nienawiść do tego, co się nam zdarzyło. Według badających teksty biblijne  nie o to tu chodzi. Wyjaśniają oni, że chodzi tu  o znienawidzenie własnych projektów naszego życia,  bez odniesienia ich do Boga i jego woli. Zwykle co do naszego życia podejmujemy wiele projektów. Ktoś na przykład projektuje, że zostanie inżynierem, inny projektuje ożenek ze znajomą blondynką, jeszcze ktoś inny projektuje, że zbuduje dom, albo kupi samochód i temu podobne. Słowo Jezusa o nienawiści swojego życia realizuje ten, kto oddaje swoje życie Bogu, a swoje projekty podporządkowuje woli Bożej. Taki człowiek, gdy pozna, że Bóg chce zupełnie czegoś innego niż zaprojektował, zdecydowanie odrzuca wszystkie swoje projekty, które podjął wcześniej. Człowiek, który autentycznie ma w nienawiści samego siebie, niejako traktuje swoje życie jak nie zapisaną kartkę papieru i u jej dołu składa swój podpis mówiąc Bogu, że pozwala, żeby tę kartkę zapełnił wydarzeniami, które Bóg dla niego zaplanował, i stopniowo doświadcza obecności w swoim życiu słów, które o sobie  wypowiedział Jezus siedząc przy studni Jakuba gdy uczniowie wróciwszy z zakupów prosili Go: Rabbi, jedz, powiedział:  Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie… Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło ( J 4,32). Tego oczekuje Jezus od tych, którzy chcą być jego uczniami.
Co zaś oznacza mieć w nienawiści swego ojca, matkę i inne bliskie nam osoby?
Możemy zacząć to nieco rozumieć patrząc jak Jezus sam realizował to słowo w swoim życiu. Jeden z Ewangelistów pisze, że Jezus nauczał w pewnym domu i otaczał Go wielki tłum ludzi. Wtedy ktoś powiedział Mu, że Jego krewni przyprowadzili przed ten dom Matkę Jezusa  i prosili, aby Go przywołać. Jezus na to odpowiedział: Któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi?  I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia.  Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką. Możemy sobie wyobrazić jak boleśnie odczuła to Matka Jezusa, jak jej było przykro. Jakaś sentymentalna pani, słysząc to, mogłaby być zgorszona i powiedzieć: „Jezus nie chciał się spotkać ze swoją Matką. Co za niedobry syn, taką  przykrość Jej wyrządzić, czy Jej nie kochał? ” Musimy jednak wiedzieć, że krewni Jezusa przyprowadzili Maryję do Jezusa, aby przestał się  bawić w wędrownego nauczyciela i zaczął zarabiać na utrzymanie swojej  Matki i nie pozostawił Jej na ich utrzymaniu. Wola Boża była jednak inna. Jezus powinien przepowiadać Ewangelię i wzywać ludzi do nawrócenia a potem oddać życie, umierając na krzyżu. To było ważniejsze niż okazywanie więzów rodzinnych z Maryją i krewniakami. Oczywiście, Jezus kochał zawsze swoją Matkę i swoich kuzynów, ale z zewnątrz Jego zachowanie wyglądało jak nienawiść, albo przynajmniej brak miłości.
Coś podobnego można powiedzieć o zachowaniu małego dwunastoletniego Jezusa, gdy nic nie mówiąc został w Jerozolimie i naraził św. Józefa i Maryję na niepokój, i trudy poszukiwania Go przez trzy dni. Kiedy zaś oni Go znaleźli powiedział tylko: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Jeśli ktoś z was ma dziecko, zwłaszcza jedynaka, może sobie wyobrazić co byście czuli, gdyby ten jedynak postąpił tak jak dwunastoletni Jezus, jak byłoby im przykro i jakie robiliby mu wyrzuty, po jego znalezieniu.
Teraz możemy zrozumieć, co Jezus miał na myśli mówiąc, że kto chce być jego uczniem powinien mieć w nienawiści matkę i ojca. Widzimy, że Jego postępowanie nie było okazaniem złości, czy złego życzenia do rodziców. On ich zawsze kochał z całego serca. Kiedy jednak trzeba było spełnić wolę Boga, to nie liczyło się to, że Matka i Opiekun niepokoili się i martwili szukając Go.
         Niektórzy rodzice mogą przeżywać taką przykrość, gdy ich syn oświadczy, że chce być księdzem, albo jeszcze gorzej, córka chce być zakonnicą. Bywa też jeszcze większa przykrość, gdy syn przeżył 3 lata w seminarium, w swojej miejscowości zaczął już chodzić w sutannie, gdy mama już odbierała znaki szacunku jako mama księdza a w chlewie hodował się już świniak na prymicje. On zaś oświadcza, że odkrył iż nie ma powołania i występuje z seminarium nie licząc się z tym, że sprawi przykrość mamie. Doszedł bowiem do wniosku, że taka jest wola Boża, która jest ważniejsza od uczuć rodziców. 
         To był jeden sposób realizacji słowa o nienawiści najbliższych osób. Drugi sposób zastosowania słowa o nienawiści ojca, matki i innych osób najbliższych uwzględnia fakt, że wszyscy odczuwamy skutki grzechu pierworodnego, które sprawiają, że każda nasza relacja z najbliższymi osobami, jest zepsuta naszym egoizmem. W każdej takiej relacji, w mniej lub bardziej wyraźny sposób szukamy siebie, swojej satysfakcji, swojego dobrego samopoczucia. Na przykład, komuś nie podoba się jakiś polityk. Skarży się, że jak widzi jego postać w telewizji, to ma ochotę rzucić cegłą w telewizor, ale mu szkoda, dlatego przynajmniej napluje na ekran telewizora. Kiedy mu mówię, to w takiej sytuacji, gdy widzi pan w telewizorze tak wredną dla pana postać, niech pan wyłączy telewizor. On jednak mówi, ja tego  nie potrafię, ja muszę oglądać tego polityka,  złościć się na niego i przeklinać. On po prostu w tym oglądaniu szuka siebie, swojej satysfakcji, że przynajmniej w ten sposób wyżyje się na nim.
         Jeśli dobrze poszukamy, to ostatecznie zobaczymy, że w każdej naszej relacji z bliską osobą szukamy czegoś dla siebie. Nawet wtedy, gdy na przykład jakaś babcia rozczula się przytulając do siebie małego wnuczka. Niech jednak ten wnuczek wyrządzi jej jakąś, nawet drobną przykrość, jest oburzona, okazuje się, że w relacji z nim szukała siebie, szukała tych przyjemnych uczuć, gdy on się do niej przytulał. Taka relacja nie jest wolna, nie jest zgodna z tym jak nas Pan Bóg stworzył. Dlatego trzeba ją znienawidzić.
         Przykładów tego można by wyliczyć bardzo wiele. Wiedząc o tym, Jezus oczekuje, że kandydat na Jego ucznia będzie miał w nienawiści te zgniłe, napełnione szukaniem siebie relacje z najbliższymi osobami i pozwoli Chrystusowi stworzyć te relacje na nowo już  wolne od egoistycznego szukania siebie.
         Aby dać wam przykład o co chodzi, opowiem historię pewnej kobiety z Lublina. Kobieta ta weszła w związek małżeński z pewnym panem. Gdy urodził się syn, ten pan powiedział, że nie ma już ochoty przebywać z tą kobietą i odszedł. W kobiecie tej wzbudziła się prawdziwa grzeszna nienawiść. Powiedziała sobie: Czekaj draniu. Nie chcę od ciebie żadnych alimentów, ja ci pokażę, że dam sobie radę i wychowa syna bez twojej pomocy. Nie masz już wstępu do mojego mieszkania. W tej grzesznej nienawiści kobieta trwała przez 40 lat. Przez ten czas zbliżyła się do Jezusa, który zaczął leczyć jej serce. W swojej duszy przebaczyła temu człowiekowi. Pewnego razu jej mąż przyszedł do jej mieszkania. Był zniszczony nadużywaniem alkoholu i ciężko chory. Ona znienawidziła dawne egoistyczne relacje jakie były między nimi, przyjęła go do swego domu i przez 3 lata pielęgnowała go aż do chwili jego śmierci. Takiej o to nienawiści względem  najbliższych oczekuje Jezus od tych, którzy chcą być Jego uczniami. Widzicie, że nie ma tu żadnej sprzeczności z przykazaniem miłości Boga i bliźniego.
         Uczestniczymy teraz w Eucharystii. Jezus Chrystus żywy, zmartwychwstały, w wieloraki sposób jest obecny wśród nas, a za kilka minut stanie się obecny pod postaciami chleba i wina. Gdy Go przyjmiemy w Komunii św. prośmy, abyśmy lepiej zrozumieli Jego słowa o nienawiści najbliższych i byli pewni, że w wypełnianiu woli Bożej jest nasze prawdziwe szczęście.
 
 Ks. Zbigniew Czerwiński, Lublin