Między duchem a psychiką" - Bezinteresowność cz.3

Bezinteresowność cz. 3

 

              Bywa tak, że człowiek podejmuje służbę bliźniemu w przekonaniu o własnej bezinteresowności, w przekonaniu, że jedyne, co z tego wyniknie to miłość. Ten, kto mądry i doświadczony czyni to jednak z lekką nieufnością do siebie i jednocześnie z wielką ufnością pokładaną w Bogu. Ufa, że Bóg w porę oczyści jego intencje. Taki już los nas grzeszników, że w tryby najbardziej szlachetnych zamierzeń zawsze wciśnie się parę ziaren, a nawet parę garści piasku.
             Siłą grzesznika jest ograniczone zaufanie do siebie i jak największe otwarcie na Boga. Owo otwarcie wcześniej czy później doprowadzi do czasu oczyszczenia i wtedy niezbędna będzie modlitwa o wiarę i ufność w Boże miłosierdzie. Oczyszczanie boli, zawsze boli. Nie sposób mając wrażliwe serce spokojnie doświadczać własnego egoizmu i pychy. Nie sposób spokojnie uświadamiać sobie, że reżyserujemy pomoc bliźniemu, aby poprawić sobie samopoczucie, zyskać podziw otoczenia, podreperować budżet dobrych uczynków, lub skierować swoje twórcze siły na uciekanie od prawdziwych wyzwań, które niesie nam Bóg i nasze życie. Wydaje nam się, że pomoc bliźniemu uspokaja sumienie, a tym czasem jedynie wycisza psychiczne poczucie winy.
             Oczyszczanie boli. Skoro tak, to czy nie da się go uniknąć? Nie, nie da się go uniknąć. Można jedynie marzyć, aby oczyszczał nas miłosierny Bóg, a nie bezlitosny los. Co mam na myśli mówiąc o bezlitosnym losie? Wszystko to, co nie pochodzi od Boga i nie ma z nim związku. Wszystko to, co przychodzi naturalnie tak jak: opór materii, nasze własne ograniczenia, ludzka zawiść. Oczyszczanie przez ślepy los bywa ponad ludzkie siły. Jedynie Chrystus biorąc nasze grzechy na swój krzyż chroni przed nadmiarem ponad ludzkie siły. Dlatego lepiej, aby oczyszczał nas miłosierny Bóg, a nie ślepy los.
               Człowiek występujący z szeregu przeciętności zawsze musi się liczyć z tym, że ściągnie na siebie zawiść strażników przeciętności, że ściągnie na siebie złość ugodzonych poczuciem winy, którzy wprawdzie chcieli, lecz zabrakło im odwagi. Występujący z szeregu przeciętności ściąga podszytą strachem nieufność lękliwych ludzi troszczących się bardziej o stałość systemu niż jego normalność. Próba bezinteresownego opowiedzenia się po stronie miłości w skażonym grzechem świecie zawsze jest wychodzeniem z szeregu przeciętności i zawsze pociąga za sobą sprzeciw. Im bardziej na konfrontację z tym sprzeciwem ruszamy ściskając dłoń przedwiecznego Ojca, tym mamy większą szansę wyjść z tej konfrontacji oczyszczeni – wprawdzie obolali, lecz oczyszczeni. Oczyszczeni, to znaczy bardziej zdolni do miłości i do tej miłości zachęceni. Umocnieni w jej czynieniu, mądrzejsi, bardziej ludzcy i coraz bardziej przebóstwieni – po prostu dojrzalsi.
                Co wtedy, gdy na konfrontację wyruszamy sami, bez oparcia w Przedwiecznej Miłości? Im mniej w nas otwarcia na Boga, tym po konfrontacji więcej niegojących się ran zniechęcenia, zgorzknienia, rozczarowania, tym głębsze przekonanie, że nie warto kochać, wychodzić na spotkanie człowieka, szukać z nim wspólnoty. Konfrontacja z pominięciem wsparcia, które daje Zmartwychwstały, prowadzi w kierunku izolacji lub wzmacnia chęć zemsty wobec bliźniego.
              Decydując się na ryzyko miłości bezinteresownej można stoczyć się w przepaść pychy, egoizmu i zgorzknienia. Można też dotrzeć na szczyty świętości oczyszczając się nawet z drobinek dewocji i pajęczyny świątynek stawianych ludzkiej małości. Można i dlatego warto ryzykować ufając, że Bóg rzuci się za grzesznikiem nawet w przepaść.
             Nie jest łatwo odróżnić bezinteresowny odruch serca od zaangażowania, które ma czemuś służyć. Nie jest łatwo trudu tego rozróżniania unikać. To dobrze, bo kto to rozumie, nie jest skory do zbyt szybkich i powierzchownych ocen.


Ks. Wiesław Błaszczak SAC

TOP