Katecheza o małżeństwie (J 2, 1-12) - Ks. S. Wypych


+Ks. S. Wypych
Katecheza o małżeństwie (J 2, 1-12)
"Dobre wino" 
        To nie przypadek, że pierwsze kroki po rozpoczęciu publicznej działalności Jezus kieruje na wesele. Takie zwyczajne ludzkie wesele, gdzie jest ślub a potem przyjęcie, jedzenie i picie.

Wino, które Jezus uczynił z wody na tym weselu, to był pierwszy Jego cud na ziemi. W tym fakcie zawarte jest ważne przesłanie – ważne dla każdego mężczyzny i dla każdej kobiety, dla każdego małżeństwa i dla każdej rodziny. Bo jeżeli swoją publiczną działalność Chrystus rozpoczyna od wesela, będącego jakby początkiem wspólnej drogi małżonków, to znaczy, że dla Niego ludzkie małżeństwo to jedna z najważniejszych rzeczywistości, jedna z najważniejszych dróg zbawienia człowieka. Zatem dzisiejsza Ewangelia jest katechezą Kościoła o małżeństwie jako sakramencie. Trzeba to podkreślić, albowiem bywają jeszcze tzw. małżeństwa cywilne. Często też małżeństwem nazywa się różnego rodzaju wolne związki. Tu natomiast chodzi o małżeństwo jako sakrament.
 
                Dzisiejsza Ewangelia ukazuje, czym jest sakrament małżeństwa. Jest po prostu obecnością Jezusa Chrystusa w życiu małżeńskim mężczyzny i kobiety. Obok podpisu, który mężczyzna i kobieta składają w kancelarii pod aktem swojego ślubu, jest jeszcze podpis, który Jezus Chrystus wchodząc z nimi w przymierze składa pod ich miłością, pod ich życiem. Ma to szczególną wagę dlatego, że Bóg jest wierny temu podpisowi, temu przymierzu.
                W relacji z wesela w Kanie Galilejskiej najważniejszym elementem, wokół którego wszystko się koncentruje, jest wino, a właściwie dwa wina. Pierwsze wino przygotowali sobie sami młodzi, lub ich rodzice. Kupili albo zrobili. Tego wina zabrakło. Potem jest drugie wino, które Chrystus uczynił z wody w sposób cudowny. Wino w Piśmie św. jest znakiem miłości. Przede wszystkim jest znakiem miłości Boga do człowieka. Chrystus uczynił je znakiem Eucharystii, czyli tego sakramentu, poprzez który karmi człowieka miłością, jaka łączy go z Ojcem w Duchu Świętym. Wino jest też znakiem miłości ludzkiej, mężczyzny i kobiety. To pierwsze wino z dzisiejszej Ewangelii oznacza miłość naturalną. Oznacza zakochanie, fascynację duchową i erotyczną. Oznacza też wszystkie wartości, przede wszystkim duchowe, które mają młodzi ludzie i które stanowią ich wyposażenie na wspólne życie. To wszystko jest bardzo dobre i potrzebne, gdyż prowadzi do małżeństwa i stanowi jego podstawę w pierwszym okresie. Ale w pewnym momencie się kończy. Ta oczywista prawda o ludzkiej miłości zapisana jest w dzisiejszej Ewangelii w prostych słowach: zabrakło wina. Myślę, że wielu obecnych dzisiaj w kościele osobiście tego doświadczyło lub doświadcza.
 
                Moment, w którym „kończy się wino”, przychodzi czasem bardzo wcześnie – po kilku latach a nawet miesiącach wspólnego życia. Czasem zaś po wielu latach. Może mieć formę bardzo ostrą lub łagodną. Zawsze jednak oznacza poważne dramaty i problemy. Różnie sobie ludzie z tym radzą. Jedni czując, że się zbliża moment krytyczny, usiłują temu jakoś zapobiec. Próbują korzystać z doświadczenia innych, z dorobku wiedzy, psychologii i socjologii.
Odwiedzają rozmaite przychodnie i poradnie. We wszystkich tygodnikach kobiecych i młodzieżowych funkcjonuje jakiś kącik porad, w którym różni specjaliści i niespecjaliści doradzają jak uniknąć kryzysu, jak ocalić miłość. Wszystko to na pewno ma sens, ale ograniczony. Inni decydują się na rozwiązania radykalne. Stwierdzają, że skoro „miłość się skończyła”, to nie ma sensu dalej się męczyć i po prostu rozchodzą się. Wiadomo, że oznacza to zawsze wielką przegraną w życiu dla samych małżonków, a dla ich dzieci głębokie zranienia, których nic nie będzie w stanie uleczyć. Większość małżonków, również katolickich znajduje rozwiązanie pośrednie. Miłość wprawdzie się „kończy”, ale znajdują sobie sposób wspólnego życia bez niej. Kończy się owa miłość naturalna. Nie znaczy to, że jest zła. Jest dobra. Ona bowiem w znacznej mierze doprowadza do małżeństwa. Tak musi być. To jest normalne. Ale to się kończy.
                W tym momencie znaczenia nabiera obecność Chrystusa. Gdy na weselu zabrakło wina, Chrystus obdarzył małżonków drugim, nowym winem. To drugie wino oznacza „drugą miłość”. Drugie wino jest darem Jezusa. Jest jak najbardziej prawdziwe, a nawet lepsze od pierwszego. Potwierdza to świadectwo Ewangelisty. Oznacza to, że Chrystus daje także drugą miłość. Miłość ta jest jego darem, a nie czymś, co człowiek może sobie wysłużyć lub zdobyć. Jest to prawdziwa miłość, która łączy mężczyznę i kobietę –  obejmując całego człowieka: duszę i ciało. I jest lepsza od pierwszej, a przede wszystkim trwała. Jeżeli Kościół wymaga dozgonnej przysięgi miłości od nowożeńców to tylko dlatego, że ma za sobą gwarancje Chrystusa i doświadczenie skuteczności tych gwarancji w życiu małżeńskim swoich dzieci. Taka jest dobra nowina, którą daje nam dzisiaj Kościół. Przynosi ona konkretne przesłanie dla wszystkich.
                Przede wszystkim dla młodych, przed którymi jawi się w bliższej lub dalszej przyszłości perspektywa małżeństwa. W czasie wizyty duszpasterskiej spotykamy młodych ludzi, którzy nie zamierzają wchodzić w związek sakramentalny. Mają po 25, 30 i więcej lat, często materialnie są ustawieni. Twierdzą, że nie warto, bo np. koleżanka wyszła za mąż i ma nieudane małżeństwo. Wszystkim młodym mówi dzisiaj Chrystus: „Odwagi, nie bój się, to Ja jestem, dam ci nowe wino, gdy ci się skończy twoje. Licz na Mnie, a nie na ludzkie możliwości”.
 
                Może najbardziej jednak to przesłanie potrzebne jest tym, którzy aktualnie przeżywają swoje kryzysy w małżeństwie. Jak mocno wtedy pracuje diabeł, doprowadzając do postaw wyrażonych słowami: „Nie ma sensu żyć z tą idiotką”, „nie będę się dłużej męczyć z tym chamem”, „chcę uchronić dzieci od cierpienia”. Słowo dzisiejszej Ewangelii najpierw wyjaśnia, co się dzieje: że oto skończyło się pierwsze wino. Zapewnia zarazem, że to nie koniec świata, nie koniec miłości i małżeństwa. To słowo wskazuje Chrystusa obecnego w małżeństwie w sposób sakramentalny i wzywa do zaufania Jemu. On da nowe wino, lepsze od pierwszego.
 
                Również dla tych, którzy uważają swoje małżeństwo za bezkonfliktowe i udane słowo o „drugim winie” przynosi istotne przesłanie. W takich przypadkach są zasadniczo dwie możliwości. Pierwsza, że kryzys małżonkowie już mają za sobą i przeszedł on niepostrzeżenie. Dokładnie tak jak w dzisiejszej Ewangelii – nowożeńcy nawet nie zauważyli, że zabrakło wina. Maryja bardzo dyskretnie zwróciła uwagę Jezusa na ów brak, a On równie dyskretnie problem rozwiązał. Oprócz sług, którzy napełniali stągwie wodą, nikt niczego nie zauważył. Kryzys w małżeństwie związany z wyczerpaniem się naturalnej miłości i otrzymaniem nadprzyrodzonej od Jezusa, niekoniecznie musi być wydarzeniem spektakularnym. Jeśli tak się stało w waszym małżeństwie, to jesteście wezwani do wdzięczności wobec Boga. Jednym z najpoważniejszych grzechów jest zabranie Panu Bogu chwały Jemu należnej. To bardzo mocna pokusa – przypisać sobie zasługę za to, co dał Pan Bóg: „Nasze małżeństwo jest dobre, bo ja jestem dobry, dobra”, lub „my jesteśmy dobrzy”. Uważaj, bo Pan Bóg często zabiera swoją łaskę ludziom, którzy nie oddali Mu chwały.
 
                Druga możliwość w przypadku małżeństwa bezkonfliktowego jest ta, że jest to bezkonfliktowość pozorna. W takim małżeństwie relacje są rzeczywiście bezkonfliktowe, ale płytkie. Małżonkowie nauczyli się wprawdzie unikać starć, ale jest to droga donikąd. Małżeństwo jako sakrament jest drogą zbawienia od grzechu. Jest jedną z siedmiu dróg sakramentalnych. Ważnym zadaniem małżonków jest między innymi wzajemne wskazywanie wad i grzechów. Takie jest zadanie żony wobec męża i takie jest zadanie męża wobec żony. Przecież nikt tak nie zna męża, jak żona. Jego egoistycznych odruchów i reakcji, jego kompleksów. Nikt też nie zna tak żony jak mąż. Trzeba sobie zwracać uwagę. Jest to trudne, gdyż nikt z nas tego nie lubi. Praktycznie jest to też niemal niemożliwe bez kłótni. Dopiero sytuacja, gdy ktoś musiał prosić o przebaczenie swoją żonę, swojego męża i druga strona musiała zdobyć się na przebaczenie, powoduje, że relacje między nimi się pogłębiają aż do poziomu smakowania owego „drugiego wina”. W wielu małżeństwach bywa tak, że jedno z nich albo nawet oboje boją się, czy też z innych względów nie ryzykują mówienia prawdy. Pierwsze wino wprawdzie się skończyło, ale wypracowują sobie sposób życia na bazie innych wartości. Mogą to być wartości skądinąd pozytywne, takie jak tolerancja, przyzwoitość, wyrozumiałość. Ze względu na dzieci, na opinię społeczną lub rodzinną, wspólne mieszkanie, względy materialne przyjmowane są postawy: „Nie kochamy się, ale z różnych względów, musimy się tolerować”; „Pełna kultura i pełna wolność”. On ma swoje życie, a ona swoje; on ma swoje kochanki, a ona swoich kochanków. Albo też żyją w samotności, cierpiąc niemiłosiernie i niektórym nawet to odpowiada. Bywa, że na zewnątrz taki układ nawet nieźle wygląda. Bywa też, że sami małżonkowie przyzwyczajają się do tego i wzajemne chłodne, bezwyrazowe relacje uważają za coś normalnego i oczywistego. Przecież wielu ludzi żyjących w małżeństwie uważa, że miłość jest dla młodych, dla narzeczonych, a w małżeństwie jedynie przez pierwsze miesiące. Potem miłość ustaje. Na miejsce wina przychodzą namiastki – coś podobnego, coś w rodzaju wina, jakiś sok lub kompot albo inny napój zaprawiony goryczą. I tak żyją całe lata. W rodzinie i wśród sąsiadów nawet cieszą się opinią dobrego małżeństwa. Do końca jednak tego nie da się ukryć. Przeważnie zachowanie dzieci jest pierwszym sygnałem braku miłości między rodzicami. One bowiem ten dziwny stan wyczuwają, przeżywają i najczęściej zaczynają się buntować. W miarę dorastania ten bunt przybiera coraz bardziej ostre i widoczne formy: agresja, ucieczki z domu, niechęć do nauki, narkotyki. Wszyscy się dziwią, że „taka dobra rodzina”, „takie przykładne małżeństwo”, a z dziećmi są takie problemy. Czyż nie daje nam do myślenia narkomania młodzieży a nawet dzieci? Dlaczego dealerzy narkotyków znajdują łatwych klientów w naszych szkołach, wśród dzieci z „dobrych” i katolickich rodzin? Problem jest trudny i złożony. Wydaje się jednak, że podstawowych przyczyn trzeba szukać w domu, a konkretnie w relacjach między rodzicami. W braku miłości między nimi. Jeśli rodzice nie mają „wina”, to dzieci będą kupować narkotyki. Dla takich małżonków dzisiejsze słowo Boże jest wezwaniem do szczerości i prawdy. Nie bójcie się prawdy. Chrystus, który przynosi „drugie wino”, jest Prawdą.
                W małżeństwie bardzo ważne jest też doświadczenie podeszłego wieku. Jeśli Pan Bóg trzyma was jeszcze razem, to znaczy, że w waszym małżeństwie jest jeszcze coś ważnego do zrobienia i do spełnienia. Zwykle jest to czas bardzo dobry. Po odejściu dzieci, na emeryturze małżonkowie mogą mieć czas tylko dla siebie. Zwykle jest to czas picia tego „drugiego wina”. Diabeł jednak i w tej sytuacji potrafi namieszać. Potrafi tak zaślepić, żeby człowiek tego daru Bożego nie widział i z niego nie korzystał. I podsuwa pokusę ucieczki. Zostawia więc żona męża i ucieka do wnuków, a ten biedak zostaje w domu i rozmaite głupoty przychodzą mu do głowy. Ale ona mu wytłumaczyła, że „musi” pomagać wnukom, bo to jest „najważniejsze”. Otóż ważne jest robić to, czego chce Bóg. Wnukom pomagać trzeba, jeśli to jest konieczne i możliwe. Ale w takich przypadkach trzeba patrzeć na serce. Serce nie może należeć do wnuków, nie może też być podzielone między nich a męża. Całe serce należy do męża, bowiem jemu, a nie wnukom, ślubowałaś miłość, oraz to że go nie opuścisz aż do śmierci. To go kochaj i nie opuszczaj. Ja mówię o kobietach, gdyż ta ich pokusa wydaje się dobra a nawet święta: pomagać. Mężczyźni też mają swoje pokusy i swoje ucieczki: rybki, polowania, koledzy, albo na Placu Litewskim całymi dniami grają w oko lub warcaby. Jeżeli możecie pomóc wnukom, to przede wszystkim dając żywe świadectwo, że Bóg jest wierny i daje miłość, która trwa do śmierci. To właśnie jest szczególnie potrzebne waszym dzieciom i wnukom.
 
                Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na postać Maryi. Ona pełni tu rolę wyjątkowo ważną, bo jest figurą Kościoła. To, co zrobiła Maryja na weselu w Kanie Galilejskiej, wyznacza zadania Kościoła wobec małżeństwa. Ona po prostu zauważyła, że wino się skończyło i powiedziała o tym Jezusowi. Kościół ma zauważać kryzys w małżeństwie i ma nieść pomoc w sposób sobie właściwy. To jest możliwe, jeśli spełnione zostaną dwa warunki. Jeśli ludzie Kościoła mają właściwą świadomość swojej tożsamości, tzn. że wszyscy są Kościołem, a Kościół to nie tylko instytucja, księża, biskupi i papież. Oczywiście także na tej instytucjonalnej płaszczyźnie Kościół pomaga małżeństwu i ma w tej mierze niemałe doświadczenie. W chwilach kryzysu jednak ważna jest także pomoc, którą może dać i wielu wypadkach daje wspólnota kościelna: rodzina, przyjaciele, sąsiedzi. Zachowanie Maryi na weselu w Kanie Galilejskiej ukazuje co i jak powinna w takiej sytuacji robić wspólnota kościelna. Maryja przede wszystkim działa dyskretnie, nie wtrącając się w nie swoje sprawy. Prosi też Jezusa w sprawie nowożeńców, a to oznacza modlitwę. Małżeństwo natomiast, aby doznać pomocy, musi zachować podstawowy warunek – życia w środowisku wspólnoty kościelnej. Wyizolowanie się jest błędem i poniekąd grzechem. Nie wystarczy ślub w kościele i „do widzenia”. Nowożeńcy z Kany Galilejskiej zaprosili nie tylko Jezusa, ale też Jego Matkę i uczniów. Nie sposób w tej chwili rozwinąć szerzej ważnego i obszernego tematu, jakim są konsekwencje obecności Maryi w życiu małżonków. Obecność i życie małżeństwa we wspólnocie kościelnej jest warunkiem trwania i właściwego jego rozwoju. Sakrament małżeństwa, tak jak wszystkie pozostałe sakramenty, funkcjonuje w Kościele. Dlatego też w znakach tego sakramentu czyniącego „dwoje jednym” w miłości, a zarazem pośród ludzkich grzechów i słabości, Chrystus objawia swoją chwałę, abyśmy skosztowali „innego wina” – abyśmy uwierzyli i doświadczyli prawdziwej miłości, którą On daje pośród naszych wad i braków, a właściwie ze względu na nie.   śp. Ks. Stanisław Wypych, Lublin

TOP