"Wstań, który śpisz". Przebudzenie osobiste.

Zapraszamy do lektury adwentowej - artykułu O. Raniero Cantalamessy OFM Cap. "WSTAŃ, KTÓRY ŚPISZ!"
Przebudzenie osobiste
1. "Czas zbudzić się ze snu!"
W pewnym momencie nauczania apostolskiego po Zmartwychwstaniu zauważamy, że temat czujności nabrał nowego i dramatycznego aspektu, ze wskazywania na pewien stan lub pewną zwyczajową postawę, zaczął wskazywać na pewną czynność. W miejsce imperatywu: "Czuwajcie!" wchodzi imperatyw: "Obudźcie się!" Przebudzić się oznacza raczej przejść z jednego stanu do drugiego. Jest to czynność powodująca zróżnicowanie, wskazuje na zmianę, kryzys; posługując się słowem bardziej tradycyjnym: nawrócenie. Wystarczy pomyśleć o różnicy pomiędzy chwilą przed zbudzeniem się kogoś z głębokiego snu, a chwilą po zbudzeniu się, aby zdać sobie sprawę, co to słowo oznacza na płaszczyźnie duchowej.
Posłuchajmy teraz jednego z tych wołań o przebudzenie. W Liście św. Pawła do Rzymian czytamy: "Zwłaszcza zrozumiejcie chwilę obecną [kairos]: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Noc się posunęła, a przybliżył dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (Rz 13,11-14). To energiczne i szorstkie wezwanie pozwala dostrzec faktycznie smutną rzeczywistość. Życie chrześcijan jest ciągle wystawione na wir świata i pogański sposób życia. Na początku swojej parenezy (w Rz 12,2) św. Paweł zalecał: "Nie bierzcie wzoru z tego świata"; gdzie indziej powiedział to samo posługując się obrazem snu: "Nie śpijmy przeto jak inni" (1 Tes 5,6). Teraz mówi bardziej szczegółowo na czym polega to upodobnienie do świata i ten sen. Polega na zaspokajaniu namiętności oraz nieuporządkowanej i egoistycznej woli starego człowieka, wszelkiego rodzaju przesadzie: w jedzeniu, piciu, w życiu uczuciowym i seksualnym, w mówieniu, w stosunkach z bliźnimi. W przyrodzie żyje pewien insekt, mucha tse-tse znana ze swej straszliwej mocy pogrążenia w śmiertelnym śnie nieszczęśnika, którego ukąsi. Tak samo zgubną moc pogrążenia we śnie na płaszczyźnie duchowej ma świat ze swymi pożądliwościami. Tak, jak głośno wołałoby się: "Obudź się!" do kogoś bliskiego, gdyby się dostrzegło zagrożenie ukąszenia przez jednego z tych insektów lub przez węża, tak samo Apo­stołowie wołali: "Obudźcie się!" do chrześcijan zagrożonych pochłonięciem przez świat.
W zupełnie podobnym kontekście Piotr Apostoł woła do wiernych: "Wystarczy, żeście w minionym czasie pełnili wolę pogan i postępowali w rozwiązłościach, żądzach, nadużywaniu wina, obżarstwie, pijaństwie i w niegodziwym bałwochwalstwie... Wy nie płyniecie razem z nimi w tym samym prądzie rozpusty" (1 P 4,3-4). Czyli idźcie pod prąd świata, gdyż on podąża ku swemu zatraceniu. "Uczynicie to - mówił Apostoł - świadomi chwili". Tym, co określa konieczność i pilność przebudzenia jest raz jeszcze to, co Apostoł nazywa kairos, szczególna chwila, jaką przyszło przeżywać chrześcijanom. To ta godzina wymaga, abyśmy się obudzili. A to dlaczego? Co to za godzina na zegarze historii? Jest to godzina eschatologiczna! Ta, którą prorocy określali "ten dzień" albo "dni ostateczne". Godzina, która widziała wypełnienie się czasu (por. Mk 1,15), nadejście Królestwa Bożego; godzina, która wymaga decyzji, skoku. Niczym więzień, który w jednej chwili spostrzega otwieranie się drzwi celi i opadanie łańcuchów, i mówi do siebie: "Teraz albo nigdy!" i wybiega.
Nie chodzi o zatrzymaną godzinę, ale o godzinę w ruchu, godzinę, która ciągnie się aż do wypełnienia, jakim jest Dzień Pański albo dzień Jego powrotu. Dlatego Apostoł może powiedzieć: "Nasze zbawienie jest bliższe niż wtedy, gdy uwierzyliśmy... Dzień się przybliża". Każdy mijający dzień, każda minuta przybliża nas do tego końca, niczym woda rzeki minuta po minucie przybliża się do morza. Niemożliwe jest zatrzymanie. Jedynym zatrzymaniem jest to polegające na niemyśleniu o nim, na śnie. Śpiąc nie zwracamy uwagi na mijający czas i grożące niebezpieczeństwo, ale przez to czas wcale nie przestaje mijać, a niebezpieczeństwo zagrażać. Wydarzenie tego rodzaju miało miejsce tej nocy, gdy na pełnym oceanie zatonął słynny transatlantyk Titanic. Jak dzisiaj wiadomo, były komunikaty radiowe nadawane przez inne statki, które ostrzegały przed górami lodowymi. Ale na statku był właśnie bal: nie chciano przeszkadzać pasażerom. Nie podjęto żadnych środków ostrożności, zostawiając wszystko do następnego ranka. Tymczasem statek i góra lodowa z wielką szybkością zbliżały się do siebie, aż doszło do zderzenia, które rozwiało wszystko i rozpoczęło się wielkie tonięcie. Jest to obraz tego, dokąd zdąża ten, kto śpi pogrążony w grzechu, niepo­mny godziny, która się przybliża. Jest to obraz przypominający to, co Jezus mówił o czasach Noego: jedli, pili, tańczyli, śpiewali dopóki nie przyszedł potop i nie pochłonął ich wszystkich (por. Mt 24,37-39).
2. Chrzest i przebudzenie
Pilna potrzeba przebudzenia nie jest spowodowana tylko tym, przed nami, ale też tym, co za nami; nie tylko tym, co ma się wydarzyć, ale również tym, co już się wydarzyło. Tym, co "już" się wydarzyło jest to, że chrześcijanin już we chrzcie świętym wyrzekł się oddawania się namiętnościom, już opowiedział się za Bogiem, stał się sługą sprawiedliwości (por. Rz 6,15-18). Już wszedł w światło dnia; stąd nie może już powrócić do życia tak, jak gdyby dla niego była jeszcze noc {por.1 Tes 5,4-7). Apostoł kończy swoje zalecenia, mówiąc w Liście do Rzymian 13,14: "Przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało". Jest to wyraźne nawiązanie do chrztu: "Wszyscy którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3,27). To przez chrzest chrześcijanin przyoblekł się w Chrystusa; tak więc zaproszenie do przyobleczenia się w Chrystusa odpowiada zaproszeniu do odnowienia swego chrztu. Ale posłuchajmy na ten temat wielkiego wołania ó przebudzenie zawartego w Nowym Testamencie: "Zbudź się, o śpiący i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus" (Ef 5,14).
Apostoł poprzedza ten fragment zdaniem: "Dlatego się mówi". Tego zdania nie ma zapisanego w żadnym miejscu Pisma Świętego, stąd przypuszczano, że chodzi tu o hymn chrzcielny znany chrześcijanom, a który wygłaszano przy okazji chrztu. Chodziłoby więc o tekst, jaki Apostoł znalazł zapisanym albo "przepisanym", jednak nie w Piśmie św., ale w liturgii. Na początku chrzest był doświadczany jako przebudzenie ze snu, i to ze snu śmierci: "Przebudź się ze śmierci". Poprzez to, nauczanie Apostołów odniosło do chrztu temat bardzo popularny i rozpowszechniony w tamtych czasach w różnych środowiskach religijnych takich, jak religie misteryjne, gnoza i hermetyzm. Nie obawiali się oni posługiwania się obrazem ska­żonym pogańskim używaniem, a przez ten szczegół ujawnia się ich wielka wolność i odwaga w inkulturowaniu wiary. Przyda się przywołać w pamięci jedno ze świadectw pozabiblijnych o przebudzeniu, aby zrozumieć, co rozbudzało u pierwszych chrześcijan wołanie: "Zbudź się, powstań ty, który śpisz!", kiedy słyszeli je w kontekście katechezy chrzcielnej. To bowiem pozwala nam zrozumieć, że nie chodziło o jakieś banalne zaproszenie do rozbudzenia, uwagi, ale że stała za tym głęboka wizja życia człowieka na ziemi. Świadectwem, które przychodzi mi na myśl, jest tekst o podłożu gnostyckim, który czytamy w apokryfie Dzieje Tomasza, a który jest znany jako Hymn o perle. Jest to swego rodzaju przypowieść. Syn pewnego króla zostaje wysłany ze Wschodu do Egiptu, aby odzyskać cenną perłę ukrytą w jamie żmii. Młodzieniec, doszedłszy do Egiptu, chętnie zabiera się do przedsięwzięcia. Ale pewnego dnia daje się oszukać i zjada egipską żywność. W jednej chwili, ociężały, zapomina o wszystkim i "zapada w głęboki sen'. Zaniepokojony ojciec wysyła więc do syna wiadomość w formie zapieczętowanego listu. List ten, kiedy znalazł się w pobliżu śpiącego młodzieńca, zamienia się w głos, który woła: "Powstań, zbudź się ze snu. Pamiętaj, że jesteś synem królewskim. Wspomnij na perłę, po którą wybrałeś się do Egiptu". Młodzieniec niespodziewanie podrywa się ze snu i przypomina sobie kim jest, po co przyszedł, gdzie ma powrócić. Podejmuje walkę z wężem zwycię­żając go i z odnalezioną perłą wraca na Wschód, do domu ojca, gdzie czeka na niego wielkie święto. Na tle tego i innych tekstów z tamtej epoki, które w słowach mniej więcej podobnych mówią o przebudzeniu ze snu, chrzest jawi się jako chwila, w której człowiek przychodzący na świat (Egipt), aby zbawić swoją duszę (perła w ujęciu gnostyckim) i odkryć Królestwo {perła w ujęciu ewangelicznym), ale który zapomniał o wszystkim z powodu grzechu i pogrążył się w ciemnościach ignorancji, zostaje w końcu dosięgnięty przez słowo Boże, wołanie, którym jest kerygmat; powraca do świadomości i do życia i otwiera oczy na światło Chrystusa. To właśnie potwierdza Tertulian opisując doświadczenie dojścia do wiary sobie współczesnych pogan. Mieli oni wrażenie jakoby zbudzili się z długiego i mrocznego snu: "Wychodząc z ciem­nego łożyska ignorancji, zbudziliśmy się, podskakując, do światła prawdy". Zresztą, co mówi św. Paweł, mówiąc o swym nawróceniu, czy też o nawróceniu innych chrześcijan? "Bóg, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa" {2 Kor 4,6). Istnieje pewna analogia pomiędzy rozbudzeniem świata w pierwszy poranek stworzenia, kiedy Bóg wypowiedział swoje Fiat lux!, przebudzeniem Chrystusa ze snu śmierci w poranek Zmartwychwstania, a tym przebudzeniem człowieka wobec pojawienia się światła Ewangelii. Za każdym razem jest to nowy początek, nowe stworzenie, nowe powstanie ze śmierci. Wiemy, że sło­wo, za pomocą którego opisuje się zazwyczaj w Nowym Testamencie wydarzenie zmartwychwstania Jezusa, to czasownik "powstać" lub "zbudzić się' (egeiro). Jezus powstał z martwych lub Ojciec wskrzesił Go ze śmierci. Tak więc u początku wszelkiego przebudzenia leży Zmartwychwstanie Chrystusa, które jest przyczyną wszelkich przebudzeń. Znany konwertyta naszych czasów, Paul Claudel, opisał swoje nawrócenie-przebudzenie za pomocą obrazów, które przypominają właśnie obrazy stworzenia i zmartwychwstania Chrystusa: "Mój Boże, zmartwychwstałem i jeszcze jestem z Tobą!
Spałem i spoczywałem niczym umarły w nocy.
Bóg powiedział: Niech stanie się światłość, i przebudziłem się
tak, jak wydaje się okrzyk!
Powstałem i zbudziłem się, stoję i zaczynam
wraz z dniem, który się zaczyna!
Ojcze mój, który zrodziłeś mnie przed jutrzenką, staję w Twojej obecności.
Moje serce jest wolne, a moje usta czyste, ciało i duch poszczą.
Jestem rozgrzeszony ze wszystkich grzechów, które po kolei wyznałem.
Na palcu mam ślubną obrączkę, a moja twarz jest czysta.
Niczym niewinna istota jestem w łasce,
której Ty mi udzieliłeś"
(P Claudel, Corona benignifafis). Wracając teraz do tekstu Ef 5,14 zadajemy sobie pytanie: co oznacza ten fakt, że Apostoł przypomina chrześcijanom efeskim to wołanie chrzcielne w środku przestrogi moralnej, by trzymali się z daleka od wszelkiego rodzaju nieczystości i pożądliwości i "bezowocnych uczynków ciemności”? Jasne, że tutaj nie jest to mowa do osób przygotowujących się do chrztu, ale do ludzi, którzy już od jakiegoś cza­su żyją we wspólnocie. Wołanie Apostoła o przebudzenie: "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus" jest więc zaproszeniem do ożywienia chrztu, do odnowienia radykalnego opo­wiedzenia się za Chrystusem, jakie zostało podjęte tamtego dnia, pozwalając sakramentowi wyrazić możliwości jeszcze jego nie wyrażone czy też stłumione. W sumie jest to zaproszenie do rozpoczęcia na nowo od chrztu.
W jakiej więc mierze zaproszenie to odnosi się i do nas w tym czasie Adwentu? Wcześniej słyszeliśmy, że św. Paweł mówił o "chwili", o kairos, o stosownym czasie zbawienia. Ta chwila jest zawsze aktualna, ponieważ rozciąga się od przyjścia Chrystusa do Jego powrotu. Wiemy jednak, że są czasy i okoliczności w życiu Kościoła, kiedy to czas staje się właściwszy i stosowniejszy, niż zazwyczaj. Są to okresy mocne, okresy łaski. Takimi okresami mocnymi w wymiarze liturgicznym jest Adwent i Wielki Past i rzeczywiście liturgia umieściła dokładnie tekst 2 Kor 6,2 ("Oto teraz czas upragniony [...]") na początku Wielkiego Postu, a Rz l3,l0 nn w czasie Adwentu. Wołanie o przebudzenie z Rz l3,l0 nn jest nawet swego rodzaju hasłem tego okresu liturgicznego. Słuchamy go w każdą niedzielę Adwentu jako Czytanie krótkie w Jutrzni, i towarzyszyć nam będzie aż do początków okresu Bożego Narodzenia.
3. "jeśli ci i tamci, to dlaczego nie ja?"
Jak obecnie możemy przyjąć wołanie o przebudzenie, jakie Duch Święty kieruje do nas poprzez liturgię Kościoła? Jak możemy je odnieść do siebie i pozwolić mu się w pełni ogarnąć? W tej chwili powinniśmy być niczym owi pierwsi chrześcijanie nawróceni z pogaństwa, którzy w czasie chrztu słyszeli po raz pierwszy wołanie: "Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych!" Pomóżmy sobie tym, co św. Augustyn mówi w swych Wyznaniach. Napisał on to dzieło, jak sam mówi, "aby ich serca już nie zapadały w sen rozpaczy z tym ciężkim westchnieniem: «Nie zdołam!». Budzą się, pokrzepione Twoją miłującą dobrocią i słodyczą Twojej łaski, umacniającej każdego słabego". I rzeczywiście, ileż to serc przebudził tą swoją książką! Augustyn opisuje stan, jaki poprzedzał jego ostateczne i całkowite poddanie się Bogu, posługując się właśnie obrazem snu. Pisze: "Rozmyślania, jakimi wyrywałem się ku Tobie; były podobne wysiłkom człowieka, który się usiłuje przebudzić, ale nie może i, pokonany, znowu w głębie snu zapada. Nie ma wśród ludzi nikogo, kto by chwał spać bez przerwy. Każdy słusznie mniema, że większą ma wartość jawa. Nieraz jednak człowiek tak jest odrętwiały, że odwleka chwilę otrząśnięcia się ze snu; nie chciałby dłużej spać, ale tym gorliwiej w sen się pogrąża, chociaż nadeszła już pora przebudzenia. Podobnie ja byłem już przecież zupełnie pewny, że lepiej byłoby poświęcić się Twojej miłości, niżeli własnym namiętnościom ulegać. Jedno, pochwale, zwyciężało. Lecz drugie, pożądane, ciągle mnie pętało. Cóż miałem odpowiedzieć na Twoje wezwanie: «Zbudź się, który śpisz, i powstań z martwych, a oświeci cię Chrystus»? Chociaż ze wszystkich stron mi okazywałeś, że taka jest prawda, i byłem już o tym zupełnie przekonany, umiałem Ci odpowiadać tylko sennymi słowami omdlałego człowieka: «Jeszcze chwilę! Jeszcze tylko chwilę! Poczekaj nieco...» Lecz ta chwila za chwilą przekraczała wszelką miarę chwil; i to «czekanie nieco» - ciągle się przedłużało.
Starajmy się zobaczyć, czy ta sytuacja Augustyna nie jest w jakiś sposób również naszą sytuacją. Nieważne, że czymś, co nas powstrzymuje, nie jest to, co pętało jego, lecz inne pęta: naszych wygód, naszej chwały, naszej niechęci, naszej kariery, naszych przyzwyczajeń. Nie ma takiego stanu w życiu duchowym, w którym nie byłoby już miejsca na nawrócenie i krok do przodu. Święty Franciszek z Asyżu, pewnego razu pod koniec swego życia miał powiedzieć: "Zacznijmy, bracia, robić coś dla Boga, ponieważ dotąd uczyniliśmy niewiele". To zaproszenie słyszymy w Apokalipsie: "Sprawiedliwy niech jeszcze wypełni sprawiedliwość, a święty niechaj się jeszcze uświęci!" {Ap 22,11}. Tak więc nikt nie powinien czuć się od tego zwolniony i powiedzieć, że dzięki Bogu, ta potrzeba przebudzenia nie odnosi się do mnie.             Istnieje wiele stopni czy poziomów snu, zarówno na płaszczyźnie naturalnej, jak i duchowej. Najgłębszym ze wszystkich jest letarg a iluż to chrześcijan jest w nim pogrążonych! Są to ci, którzy miesiącami, latami, a może przez całe życie zanurzeni są we śnie świata i w jak największym zapomnieniu o Bogu i własnym chrzcie. Jest też sen zwyczajny, który jest całkowitą, choć krótką, wyrwą w świadomości. W końcu jest drzemanie, czy stan senności, tak doskonale opisany powyżej przez św. Augustyna, i o tym chciałbym teraz mówić. Drzemanie to stan tego, kto jest rozbudzony na tyle, aby widzieć i rozumieć, co ma robić, ale niewystarczająco do tego, by zdecydować się na robienie tego. To tak, jak rankiem ktoś, kto usłyszał budzik; wie, że już czas, powtarza to sobie, ale ociąga się i zapada w sen. Jest to stan kogoś, kto jakoś tam ciągnie pomiędzy jednym a drugim postanowieniem, pomiędzy jednym a drugim "no już!" powtarzanym sobie, ale nie uczyni zdecydowanego postanowienia, by wstać. Życie biegnie od spowiedzi do spowiedzi, po której zawsze znajdujemy się w tym samym punkcie. Podobnie, jak ten, kto przysypia podczas kazania czy konferencji: głowa od czasu do czasu opada mu na piersi, a więc podnosi ją, ale tylko po to, by za chwilę opadła mu znowu, ponieważ tak naprawdę nie otrząsnął się ze snu.
Cechą tego stanu na płaszczyźnie duchowej jest niezadowolenie i smutek. Świat nie cieszy, ponieważ człowiek nie jest aż do tego stopnia bez skrupułów, by zdać się całkowicie na jego uroki, ale nie cieszy się też Bogiem. Często, nie mogąc powstrzymać w sobie tego niezadowolenia i goryczy, przelewa się ją na innych, na tych, którzy nas otaczają. Weźmy jako przykład zakonnika czy kapłana będącego w takim stanie. Przypomina on młodzieńca z Hymnu o perle. Wstąpił do zakonu czy oddał się na służbę Bożą pociągnięty przez perłę. Ale oto, wraz z upływem czasu, i on zaczął kosztować potraw egipskich, cebul, i w ten sposób stopniowo zapomniał o wszystkim: kim jest, skąd przychodzi, dlaczego przyszedł. Jest zagubiony, albo, jak to się dzisiaj mówi, przeżywa kryzys tożsamości. Święci dają nam przykład, jak uniknąć tego niebezpieczeństwa. Czytamy o Arseniuszu, jednym z wielkich mnichów pustyni, że od czasu do czasu powtarzał sobie: "Arseniuszu, dlaczego opuściłeś świat?" Także św. Bernard lubił stawiać sobie pytanie: "Bernardzie, quid venisti? - Bernardzie, dlaczego przyszedłeś?" Przebudzenie, jakie proponuje nam Słowo Boże, polega więc na tym: podjąć z Bożą pomocą i po przyzywaniu Jego łaski, mocne postanowienie skończenia z ociąganiem i poddać się zupełnie Bogu. Porzucić połowiczności, spalić za sobą mosty łączące ze światem. Przerwać wszelki z nim flirt, wszelkie podkochiwanie. Polega na tym, by powiedzieć sobie tak, jak powiedział św. Augustyn: "Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro? Dlaczego nie w tej chwili?". A czy będzie dla mnie jakieś jutro? Czy było dla tych, którzy wczoraj usłyszeli to samo zaproszenie, a nie zdecydowali się? I jeśli nawet byłoby, czy jutro będę bardziej gotowy, by powiedzieć: tak? Świat przemija! Trzeba pośpieszyć się z odejściem od świata, by nie przeminąć ze światem. Odejść od niego natychmiast sercem, zanim odejdzie się z niego ciałem. W ciągu roku dziesiątki postaci świętych przewijają się, tak w liturgii, jak i w życiu, odkąd dzięki Bogu, istnieją również święci żyjący. Mężczyźni i kobiety, którzy uświęcili się w różnych stanach, także w naszym stanie. Swego rodzaju "chmura świadków”. Podziwialiśmy ich, zazdrościliśmy im. Uznaliśmy wyraźnie, że ich życie było jedynym godnym przeżycia, że postąpili słusznie; że tak naprawdę istnie­je tylko jedno niemożliwe do naprawienia nieszczęście, jakie w życiu może przytrafić się człowiekowi, a jest nim nieszczęście nie stania się świętym. Tyle razy słyszeliśmy, że jesteśmy "wezwani do bycia świętymi" (Rz 1,7), do tego stworzonymi, do tego przeznaczonymi. Teraz, po rozważeniu tylu wzorów świętych chodzi o to, byśmy wołali także do samych siebie tak, jak to uczynił św. Augustyn: "Jeżeli ci i tamci, to dlaczego nie ja?" Święty słyszał opowieść dwóch żołnierzy przydzielonych osobie cesarza, którzy czytając żywot św. Antoniego, w jednej chwili zdecydowali porzucić karierę i zaszczyty i oddać się na służbę Bogu. Słyszał o młodzieńcach i dziewczętach, którzy w różnych miejscach porzucali świat, by poświęcić się Bogu, i zwracając się do przyjaciela Alipiusza, zawołał: "Na co my czekamy? Czy pojąłeś sens tej opowieści? Powstają prostaczkowie i zdobywają niebo, a my, z cała naszą bezduszną uczonością, tarzamy się w ciele i krwi. Czy dlatego wstydzimy się iść za nimi, że oni nas wyprzedzili? Czy nie jest gorszym wstydem w ogóle nie pójść tą drogą?".
Z pewnością, gdy wejrzymy w siebie, nie znajdziemy siły, by wykonać taki krok, jak ten. Ale czy święci, których poznaliśmy, znaleźli w sobie moc? "Szczęśliwi, których moc jest w Tobie, którzy zachowują ufność w swym sercu (Ps 84,6). "W Tobie", nie "w sobie". Tak więc to łaska daje moc, która wytwarza w nas pragnienie i tęsknotę za życiem całkowicie oddanym Bogu i Jego chwale, bezkompromisowo. Bóg oczekuje, abyśmy wydali Mu pozwolenie czy zgodę na działanie. Abyśmy dali Mu tzw. czystą kartę, usuwając wszelkie "ale" i "niestety", które są jedynie brakiem zaufania do Boga. Nie możemy chcieć zostać świętymi pod warunkiem, że nic nie zmieni się w naszym życiu i w naszych przyzwyczajeniach. Augustyn też odczuwał lęk i ociągał się w zrobieniu zdecydowanego kroku. Dawne przyzwyczajenia, mówi, pociągały go z tyłu niczym za kraj szaty, szepcąc: Uważaj, czy od tej chwili i na zawsze, będziesz mógł obyć się bez tego i tego? Ale inny głos, ukazując mu Boga, mówił: "Rzuć się ku Niemu! Nie obawiaj się - On się nie cofnie, abyś upadł. Rzuć się z całą ufnością, On przygarnie cię i uleczy”. Wiemy, jak łaska przyszła mu z pomocą. Stało się to poprzez słowo Boże. Usłyszał głos, który śpiewnie powtarzał: "Weź to, czytaj! Weź to, czytaj!!"8. Przyjął to niczym zaproszenie z nieba, a mając w zasięgu ręki Listy św. Pawła otworzył je, zdecydowany przyjąć pierwszy tekst, jaki nasunie mu się przed oczy, jako Bożą odpowiedź. Otworzył i co znalazł? Znalazł właśnie werset kończący wołanie o przebudzenie z Rz 13, który komentowaliśmy powyżej, a który mówi: "Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (Rz 13,13-14). Światło nagłej pogody ducha wypełniło mu serce i od tej chwili wiedział, że z Bożą pomocą będzie mógł żyć w czystości. Stał się nowym człowiekiem. Przypominając tę chwilę opisuje ją niczym przebudzenie ze snu: "Zawołałaś, krzyknęłaś, rozdarłaś głuchotę moją. Zabłysnęłaś, zajaśniałaś jak błyskawica, rozświetliłaś ślepotę moją. (...) Dotknęłaś mnie - i zapłonąłem tęsknotą za pokojem Twoim"9. Łaska przyszła mu z pomocą, ponieważ przyzywał jej całą swą mocą, z modlitwą i łzami. Zadajmy sobie więc uczciwie pytanie: czy jestem gotowy, aby coś zmieniło się w moim życiu? Na przykład czas poświęcany modlitwie? Czy jestem gotów skończyć z takim a takim przyzwyczajeniem? Z wyrzeczeniem się tego marginesu wolności? Zasadniczą przeszkodą jest najczęściej nabyte przyzwyczajenie, które czyni wolę bezsilną. Powiedziano, że przyzwyczajenie jest niczym wampir. Wampir przykleja się do śpiących ludzi i wysysając z nich krew jednocześnie wstrzykuje im środek nasenny, który sprawia, że ich sen jest jeszcze przyjemniejszy. Tym samym osoby te pogrążają się coraz bardziej we śnie, a on może wysysać tyle krwi, ile zechce. Jednakże przyzwyczajenie jest gorsze od wampira, ponieważ wampir nie może uśpić ofiary, a zbliża się jedynie do tych, którzy już śpią. Natomiast przyzwyczajenie najpierw usypia człowieka, a potem wysysa jego wszystkie energie duchowe, wstrzykując również swego rodzaju środek nasenny, który czyni sen jeszcze przyjemniejszym. Ocaleniem w tym przypadku jest zbudzenie się. Jeżeli człowiek się przebudzi, jest ocalony. Trzeba złamać okowy przyzwyczajenia jakimś "Dość!", jak to podpowiadał nam wcześniej św. Piotr. Uczynić natychmiast coś, co przerwie złe przyzwyczajenia, których potrzebę zerwania już od dawna odczuwaliśmy.
Matka Najświętsza, ta, która jako pierwsza powiedziała Bogu pełne i całkowite "Oto jestem!"; która oddała się Bogu bez zastrzeżeń, niechaj wyjedna nam wielką łaskę, byśmy mogli Ją w tym naśladować, jako prawdziwe Jej dzieci.
O. Raniero Cantalamessa, Przygotujcie drogi Pańskie, Kraków 1999, s. 33-43.
TOP