Co mówi Duch do Kościoła? Osobiste oddanie Jezusowi!

               Zapraszamy do lektury ciekawego tekstu autorstwa Ralpha Martina, świeckiego filozofa i teologa, ojca sześciorga dzieci, znanego lidera wielu ruchów odnowy w Kościele Katolickim. Pragniemy tym tekstem zaprosić gości naszej strony do refleksji i dyskusji na temat naszej osobistej relacji do osoby Chrystusa i relacji  osobowych wewnątrz wspólnoty Kościoła, których jakość ma ogromny wpływ na poziom więzi w Kościele (między braćmi i siostrami), które przecież ostatecznie decydują o sile naszego oddziaływania w świecie współczesnym („po tym poznają żeście uczniami Moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”).

Ralph MartinOsobiste oddanie Jezusowi

           Zasadniczo wykazujemy tendencję do myślenia, że Bóg jest zasadą, silą, prawem czy potęgą, kimś bezosobowym. Nawet gdy uważamy Boga za osobę, często myślimy o Nim jako o Bogu odległym i niedostępnym, nieświadomym naszego istnienia czy niezatroskanym o kogoś tak nic nieznaczącego jak my. Dlatego musimy nieustannie pogłębiać i odnawiać nasze rozumienie i doświadczenie tej niewiarygodnie osobowej natury Boga i związku, który On pragnie mieć z nami. Tylko gdy nasze oddanie Ojcu, Synowi i Duchowi świętemu będzie bardzo głębokie, Kościół stanie się tym, do czego został powołany, a my jako przyjaciele, a nie tylko słudzy, będziemy uczestniczyć w tym, co Bóg nam objawia u początku nowego
tysiąclecia.
          Jan Paweł II podkreślił ten punkt w swej wypowiedzi do biskupów amerykańskich: „Czasami nawet katolicy zgubili czy nigdy nie mieli szansy osobistego doświadczenia Chrystusa: nie Chrystusa jako jedynie „paradygmatu" czy „wartości", lecz jako żyjącego Pana: „drogę i prawdę, i życie" (J 14, 6)".
Wybitni przywódcy Kościoła coraz częściej uznają, że wielu katolików nie ma osobistego związku z Jezusem ani nie posiada o Nim wiedzy.
          Kard. Godfried Danneels, następca kard. Suenensa, jako Prymas katolickiego Kościoła w Belgii, komentując penetrację ruchu New Age wśród katolików wskazał, jak nieproporcjonalny nacisk kładziony na inne, niż osobowe spotkanie z Bogiem, aspekty Kościoła, sprawił, że katolicy poddają się temu zwodzeniu:
„W oskarżeniach wysuwanych przez New Age przeciw chrześcijaństwu o to, że brak w nim doświadczenia wiary, że panuje lęk przed mistycyzmem, że wygłaszane są niezliczone zachęty moralne i kładzie się przesadny nacisk ostatnich na ortodoksyjność doktrynalną, może być jakaś cząstka prawdy. Zwłaszcza w latach chrześcijaństwo zostało zredukowane do systemu moralnego. Credo jako doktryna życia i źródło doświadczenia religijnego i mistycznego zostało zaniedbane. Wielu rozczarowało takie nieustępliwe moralizowanie i zaczęli szukać pokoju gdzie indziej. Lecz czy Chrystus nie powiedział: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie" (Mt 11, 28-30)?
           Mówiąc o potrzebie nowej ewangelizacji Europy, kard. Danneels ponownie wskazał na tendencję mówienia o wartościach chrześcijańskich przy zaniedbywaniu żywej Osoby Chrystusa:
Wielu wiernych w naszych parafiach, szkołach i ruchach okazuje duże przywiązanie do wartości ewangelicznych, szczególnie do tych wartości, które są udziałem ludzi dobrej woli: sprawiedliwość, pokój, solidarność, szacunek do stworzenia, lecz ten kult wartości jest oddzielony od kultu żyjącej osoby Chrystusa: od modlitwy, adoracji i przyjmowania sakramentów.
Zatem mówi się o Chrystusie jako o trzeciej osobie: „On powiedział, pokazał swoim przykładem". W takiej mowie zadziwia brak słów odnoszących się bezpośrednio do modlitwy i spotkania z Chrystusem w sakramentach: „Ty jesteś moim Zbawicielem. Wielbię Ciebie...". Takie zredukowane do etyki chrześcijaństwo nie przetrwa długo, (...) etyka bez mistycyzmu, moralność odcięta od modlitwy i życia sakramentalnego, choć nadal przypominają wyglądem żywe ciała, gdy spojrzy się na nie z bliska, są mumiami, których przeznaczeniem jest proch.
            Ks. Giussani, założyciel Ruchu Communionc e Liberatione, stwierdził, że dopóki chrześcijaństwo pozostaje na poziomie „wartości", współczesne społeczeństwo świeckie przyzna mu miejsce, lecz gdy będzie świadczyć prawdziwie o Osobie Chrystusa i Jego wymaganiach wobec człowieka, nie odegra żadnej prawdziwej roli: „Dopóki chrześcijaństwo podtrzymuje wartości chrześcijańskie (...) otrzyma uznanie i zostanie wszędzie przyjęte. Lecz gdy chrześcijaństwo stanie się głoszeniem w codziennym życiu społecznej i historycznej rzeczywistości stałej obecności Boga, który stał się Człowiekiem pośród nas - Jezusa Chrystusa obecnego w swoim Kościele - podmiotem doświadczenia tak jak obecność przyjaciela, ojca, matki, jednym całkowitym horyzontem kształtującym życie, doskonałą miłością, zasadą naszego postrzegania, rozumienia i radzenia sobie z rzeczywistością, sensem i iskrą każdego działania, wówczas nie ma miejsca".
           Kard. Groer, Arcybiskup Wiednia, używa jeszcze mocniejszego języka: „Kościoły popełniają śmiertelny błąd, gdy mówią głównie o wartościach. Nigdzie w Ewangelii nie pojawia się koncepcja „wartości" (...) Gdy Chrystus mówi o skarbach niebieskich, nie mówi o „wartościach", lecz o „Najwyższym Bogu": sam Bóg jest osobową rzeczywistością".
Omawiając wzrastającą emfazę na ewangelizację we współczesnym Kościele, kard. Francis Arinze z Nigerii, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzywyznaniowego, podkreślił „najwyższą wartość poznania Jezusa Chrystusa": „Celem ewangelizacji jest pomóc ludziom poznać osobiście Jezusa Chrystusa. Każda ewangelizowana osoba powinna nie tylko wiedzieć o Jezusie Chrystusie czy zdobyć o Nim wiedzę z książek. Powinna znać osobiście Syna Bożego, który stal się człowiekiem, powinna znać Go jako Osobę, którą spotyka w wierze, nadziei i miłości".
Kard. Ratzinger, prefekt Kongregacji ds. Nauki Wiary(obecnie papież – przyp. red.), nieustannie podkreśla, że spotkanie z żyjącym Bogiem stanowi sedno naszej wiary i centrum życia Kościoła: „Wiara chrześcijańska jest zasadniczo spotkaniem z żyjącym Bogiem".
            Gdy czytam Pismo Święte, dotyka mnie głęboko naleganie Jezusa, byśmy do Niego przyszli osobiście, a nie byśmy zatrzymywali się czy zostali zatrzymani przez cokolwiek i kogokolwiek, nawet przez rzeczy „religijne" czy przez ludzi. Jezus pragnie, aby każdy do Niego przyszedł osobiście, nawet ci, którzy są uznani za niegodnych czy nieważnych: „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je" (Mk 10,13-16).
„Wszystko, co Mi daje Ojciec, do Mnie przyjdzie, a tego, który do Mnie przychodzi, precz nie odrzucę" (J 6, 37).
„Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie" (J 5, 39-40).
„Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie" (J 6, 35).
„W ostatnim zaś, najbardziej uroczystym dniu święta, Jezus stojąc zawołał donośnym głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza»" (J 7, 37-38).
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie" (Mt 11, 28-30).
            Jezus pragnie po prostu, byśmy do Niego przyszli. Niczego więcej nie chce, tylko byśmy byli z Nim razem. Gdy przychodzimy do Niego, odkrywamy więcej cudownych rzeczy, jak osobisty jest cały plan Boży wobec człowieka, jak osobisty jest sam Bóg. Gdy przychodzimy do Jezusa: On przedstawia nas Ojcu i rzeczywiście odkrywamy, że to sam Ojciec posłał nam Jezusa i nam Go objawił. Odkrywamy, że „za" Jezusem stoi Ojciec, od którego wszelkie ojcostwo w niebie i na ziemi bierze imię i naturę: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście (...) Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca (...) Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł" (J 14, 6-7, 9-10).
„To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym (...) Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym" (J 6, 40. 44).
„Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16,15-17).
            Głównym pragnieniem Jezusa wobec swoich przyjaciół, jest pragnienie, by przyszli i poznali Boga jako swego Ojca. W czasie ostatnich dni życia na ziemi Jezus mówił jasno, i przynaglając o więzi, jaką Jego uczniowie mieli mieć z Bogiem jako swym Ojcem, więzi podobnej do tej, jaką sam Jezus miał z Ojcem.
Gdy myślimy, jak Jezus objawia nam Ojca, myślimy najpierw o Jego miłosierdziu i współczuciu okazanym w przebaczeniu grzechów i uzdrawianiu chorych. Dochodzimy do słusznego wniosku, że Jezus objawia nam miłosierdzie i współczucie Ojca. Jednak zamiarem Jezusa jest nie tylko objawienie cech czy atrybutów Boga, lecz również tożsamości Osób Bożych, zdumiewającego faktu, że Bóg jest jednością trzech Osób i że do tej jedności zaprasza swoich uczniów.
            Tylko w Ewangelii św. Jana Jezus mówi o swoim Ojcu więcej niż sto razy, a obraz więzi, który się objawia, jest obrazem ukazującym bardzo głębokie zobowiązanie miłości pomiędzy Ojcem i Synem i całkowitym oddaniem się jednego drugiemu. Jezus nieustannie wskazuje na swoje pełne posłuszeństwo Ojcu (J 8, 28-29). Nie czyni niczego w swoim imieniu, lecz to, co podoba się Ojcu. Nie pełni swojej woli, lecz „tego, który Mię posłał" (J 6, 38). Jezus powtarza, że naucza i mówi tylko to, co Ojciec Mu dał do nauczania i powiedzenia (J 8, 26-29). „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Syn nie mógłby niczego czynić sam od siebie, gdyby nie widział Ojca czyniącego. Albowiem to samo, co On czyni, podobnie i Syn czyni" (J 5, 19). Jezus stwierdza, że tym, czym żyje, co jest jego pożywieniem jest „wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło" (J 4, 34).
             Podobnie jak Jezus czyni wolę Ojca i całe swoje życie oddaje Ojcu na służbę, tak Ojciec daje wszystko Jezusowi i zobowiązuje się do udzielenia Mu pełnego wsparcia. Jak Jezus szanuje Ojca, tak Ojciec szanuje Syna. Ojciec „bez ograniczeń" udziela Ducha Jezusowi. Ten zwrot charakteryzuje całą ich więź; dają się sobie „bez ograniczeń". Pozostają w głębokiej relacji intymności. Tylko Synowi, który przebywa w sercu Ojca, Ojciec objawił w pełni siebie (J l, 18). Ze względu na naturę ich więzi Ojciec udziela się innym przez Syna. Powierzył Jezusowi dzieło pojednania świata z Ojcem i wszystko złożył w Jego ręce. Nigdy nie zostawia Jezusa i jest z Nim zawsze Q 16, 32). Jak Jezus trwa w sercu Ojca, Ojciec trwa w Jezusie, towarzyszy Mu, działa z Nim we wszystkim co, mówi i czyni, a Jezus może powiedzieć: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy".
            Całkowite oddanie się Ojca i Syna jest ostatecznie i jasno wyrażone wtedy, gdy Jezus przyjmuje cierpienie, ukrzyżowanie i śmierć jako najpełniejszy akt ogołocenia i zawierzenia Ojcu, jaki mógł dokonać człowiek. A Ojciec przyjmuje Jezusa i wskrzesza Go z martwych i stawia po swojej prawicy, przywracając Jezusa do chwały, jaką miał przed początkiem świata. Jezus wywyższa Ojca, a Ojciec Jezusa. Wzajemnie oddają sobie cześć płynącą ze zdumiewająco głębokiej i doskonałej miłości, jedności i oddania, płynącą z więzi, która daje im niezwykłą radość, pokój, zaufanie i bezpieczeństwo.
Ojciec objawia nam Jezusa i kieruje naszą uwagę na Jezusa: „To jest Mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie (...) Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa" (Mt 17, 5. 8).
Gdy my oddajemy się Jezusowi, koncentrujemy nasze życie na Nim, stajemy się Jego uczniami, sługami i przyjaciółmi, a On pokazuje nam Ojca. Następnie Ojciec i Syn posyłają nam Ducha Świętego, byśmy trwali w bliskiej osobistej więzi z Nimi: „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszy cielą da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy (...) Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was (...) W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was (...) Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać" (J 14,16-23).
            W tych i w wielu innych wersetach Jezus wyraźnie stwierdza, że ci, którzy do Niego przyjdą, zaufają Mu i w Niego uwierzą, nawiązują również bezpośrednią więź z Bogiem Ojcem, który jest Ojcem dla uczniów Jezusa, tak jak jest Ojcem dla Jezusa. Jezus mówi także, że ci, którzy do Niego przyjdą, rodzą się „z wody i Ducha" (J 3, 5) i następnie stają się „uczestnikami Boskiej natury" (2 P l, 4), synami Bożymi, dzieląc z Jezusem bezpośrednią więź z Ojcem, podejmując wszelkie możliwości i odpowiedzialność synostwa. Nie jesteśmy tylko nazwani synami i córkami, my nimi jesteśmy.
Jednym z dzieł złego we współczesnych czasach jest insynuowanie kłamstw i oszukańczych uczuć o Ojcu, które odciągają nas od przyjścia do Ojca i doświadczenia miłości i bezpieczeństwa płynących z synostwa Bożego.
O. Cantalamessa ujmuje to w następujący sposób:
Istnieje tragiczny „kompleks ojca", a ci, którzy wprowadzili to pojęcie, stali się nieświadomie ofiarami tego kompleksu. Polega on na niemożności akceptacji siebie jako „syna" na poziomie głębszym i ogólniejszym niż poziom fizyczny - zrodzenie przez kogoś jako istota zależna - i w konsekwencji niemożność przyjęcia Ojca, który jest początkiem naszej egzystencji i wolności i który nadaje rzeczom najgłębsze znaczenie. Występujące dziś odrzucenie Ojca, podkreślane przez psychoanalizę, ma tę samą podstawę, o której wspomina św. Paweł mówiąc o ogólnym odrzuceniu Boga tj. o bezbożności. Człowiek sam chce być Bogiem, swoim własnym początkiem lub przynajmniej chce zbudować swego własnego Boga, któremu sam się podporząd­kuje, nazywając „bogiem" dzieło swych rąk czy „inwencji".
             W pewnym sensie żyjemy pomiędzy pierwszym i drugim przyjściem Jezusa. Można powiedzieć, iż żyjemy w tym okresie planu Bożego, w którym najważniejszą rolę grają Jezus i Duch. Najważniejsze zadanie tego okresu to pojednanie ludzkości przez Jezusa. Sam Ojciec wskazuje teraz na Jezusa prosząc, byśmy zwrócili na Niego naszą uwagę, słuchali Jezusa i okazali posłuszeństwo Jego umiłowanemu Synowi. Co więcej, nawet w odwiecznym planie Bożym prymat czy wyższość nad wszystkim należy do Jezusa i została Mu dana przez Ojca na wszystkie wieki: „I On jest Głową Ciała - Kościoła. On jest Początkiem, Pierworodnym spośród umarłych, aby sam zyskał pierwszeństwo we wszystkim" (Kol l, 18).
Widzimy, że gdy dajemy Jezusowi centralne miejsce, gdy uznajemy Go jako naszego Pana i Głowę Kościoła - Jego Ciała, gdy wywyższamy Go ponad wszystko, On ukazuje nam Ojca, a Ojciec sam przychodzi i w nas mieszka, nawet w tym wieku. Lecz jest jeszcze inny, nadchodzący wiek, kiedy objawi się większa pełnia więzi z Ojcem. Gdy dzieło Chrystusa zostanie dokończone, gdy królestwa tego świata staną się królestwem Boga i Jego Chrystusa, gdy wszystko zostanie całkowicie poddane Jezusowi, wówczas On przekaże wszystko Ojcu, a Ojciec będzie wszystkim we wszystkich, wszystkim dla każdego: „A gdy już wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn zostanie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich" (l Kor 15, 28).
        Tymczasem co najbardziej pożytecznego możemy uczynić, aby królestwo Chrystusowe nastało na całej ziemi?
Oddać Mu się pełniej.
A do tego potrzeba nieustannego przełamywania pychy.
Tekst pochodzi z książki: R. Martin, Kościół Katolicki przy końcu wieku. Co mówi Duch do Kościoła?, Wrocław-Kraków 1996, s. 197-204.