Uwalnianie do miłości - Ks. R. Muszyński

Uwalnianie do miłości
        Poganie, pośród których rozwijał się Kościół pierwotny, dalecy byli od chrześcijańskiego przekonania, iż Bóg obdarzył ludzi swą miłością i miłości od nich pragnie.
Myśl, że Bóg mógłby z siebie złożyć ofiarę, aby zbawić ludzi, była na gruncie pogańskich wierzeń absurdalna i dlatego oskarżano wyznawców Chrystusa o pychę bez miary, nie pojmując istoty osobistego stosunku wiążącego chrześcijanina z Bogiem.
 
   Istotną cechą religii tradycyjnych był ich społeczny charakter: kult stanowił jedynie część zbiorowego życia, jego aspekt, który nie dawał się oddzielić w osobną sferę od innych aspektów. Wszelkie czynności życia zbiorowego miały swoje religijne oblicze, przed każdym ważniejszym jego aktem składano ofiary i sprawdzano na drodze wróżb, czy bogowie są przychylni. Każda publiczna uroczystość była uroczystością ku czci bóstw, wszelkie widowiska rozpoczynały się od ofiar i modłów. Nie można więc było uczestniczyć w pełni w życiu zbiorowym, jeśli nie chciało się brać udziału w kulcie. Odrzucenie jego przyjmowane było przez społeczności pogańskie jako odrzucenie reguł życia zbiorowego. Daje nam to choć małe wyobrażenie o głębokości przepaści dzielącej pogan i chrześcijan. To, co stanowiło istotę wiary Chrystusowej naruszało podstawowe zasady i to nie tylko religii pogańskiej, ale i ówczesnego życia społecznego. Nie chcąc uczestniczyć w uroczystościach ku czci bogów chrześcijanie stanowili zagrożenie dla całej społeczności, przeciwko której mógł się zwrócić gniew obrażonych bogów. Ich gniew objawiał się najczęściej w postaci nieszczęść jak powodzie, susza, pożary, epidemie, klęski ponoszone na wojnie. Dotknięte nim grupy ludzkie gorliwie poszukiwały sprawców katastrof i karały z najwyższą surowością. Chrześcijanie dobrze to wiedzieli z praktyki. Na przykład około roku 197 Tertulian pisał: „Jeśli Tybr zaleje mury miejskie, jeśli Nil nie wyleje na pola, jeśli niebo stanie i nie daje deszczu, jeśli ziemia się trzęsie, jeśli głód, jeśli zaraza, zaraz słychać okrzyki - <chrześcijan rzucić lwom>”.
 
   Dziś żyjemy w podobnej epoce, potrzeba tylko nazwać po imieniu nowe, współczesne bóstwa – albo inaczej – tych samych demonów trzymających ludzi w duchowej niewoli, którzy dziś nie noszą imion Zeus, Mars, Afrodyta, ale Władza, Pieniądz, Wojna, Seks. Potrzeba zdobyć się na odwagę i nazwać po imieniu bogów, którym mamy oddawać publicznie kult: oddawać im serce czyli siebie samego, swój czas, swoje siły, swoje dobra; oddawać umysł czyli myśleć w określony sposób; oddawać im uczucia czyli czuć w określony sposób, a nawet oddawać im życie czyli pozwolić na „wchłonięcie” siebie, pozwolić na zatracenie swojej indywidualności. Nasza wiara zwycięża to wszystko. Dla chrześcijanina nie ma sacrum i profanum, tego co święte i tego co świeckie, ponieważ Chrystus uświęcił wszystko! Uwolnić miłość, to wszystko poddać Chrystusowi, wszystkie wymiary naszego życia otworzyć dla Niego jako Pana i Zbawiciela.   Współczesny świat odrzuca Chrystusa i Jego miłość, a więc odrzuca także chrześcijan. Czy powinniśmy odpowiedzieć tym samymi odrzucić świat? Nie! „Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy nie zginął, lecz miał życie wieczne” (J 3, 16). I dziś także Bóg świat miłuje! Dlatego potrzeba uwolnić MIŁOŚĆ, otworzyć drzwi Chrystusowi, żeby objawiała się Boża miłość do świata.
 
   Trzeba otworzyć drzwi naszego osobistego życia, żeby objawili się „prawdziwi czciciele Boga w duchu i Prawdzie”. Źródłem duchowości nie jest sam człowiek jak w buddyzmie, ale relacja do Osoby Ojca przez Syna w Duchu Świętym. Miłość to relacja osób a nie samotne oddalanie się w nirwanę.
 
   Trzeba otworzyć drzwi Chrystusowi naszego życia gospodarczego i społecznego, biznesu i polityki. Pierwsi chrześcijanie przeszczepili Ewangelię do systemu ekonomicznego współczesnego sobie świata doprowadzając do zburzenia jego fundamentu jakim było niewolnictwo. Czy my dziś uwolnimy Miłość przenikając Ewangelią nasz system społeczno-gospodarczy? Zawsze chodzi o godność osoby ludzkiej, wtedy niewolników dziś …nienarodzonych. Co się stanie się stanie jeśli biznes i polityka zkatechizują nas, zaszczepią w nas swoje prawa zysku, celu, sensu? Potrzeba uwolnić miłość w biznesie i polityce, otworzyć te drzwi dla Chrystusa, choć wydaje się, że są nieotwieralne.
   Trzeba otworzyć drzwi Chrystusowi małżeńskiej alkowy, wszak małżeństwo to wielkie misterium na wzór związku Chrystusa i Eklezji – Kościoła. Świat potrzebuje widzieć takie wzajemne miłowanie wierne, jednoczące i owocujące, potrzebuje widzieć MIŁOŚĆ, która się nie boi. Nie boi się dawać, ofiarować, poświęcać, cierpieć, rodzić, wychowywać, szanować, przebaczać, ustępować, tracić, nie szukać swego. Miłość nie boi się!
   Trzeba otworzyć drzwi męskości i kobiecości Chrystusowi. Tylko w Chrystusie człowiek rozpoznaje kim jest. Prawdziwy Człowiek daje poczuć w sobie prawdziwego mężczyznę i prawdziwą kobietę, umożliwia wszechstronny rozwój.
   Trzeba wreszcie otworzyć drzwi życia wiecznego, otworzyć się na wieczność, na niebo, na prawdziwą ojczyznę. Chrystus otworzył te drzwi i chodzi o to, by nie stracić orientacji, nie stracić ich z oczu. Życie powołaniem, pełnienie woli Bożej na co dzień to uwalnianie miłości zapatrzonej w „światłość niedostępną”, która tęskni za Ojcem aż do Niego wróci. Świat bez nas nie zobaczy tej „niedostępnej światłości”, świat potrzebuje nas i naszej wiary.    Ks. Robert Muszyński, Lublin