Bóg nie chce milczeć (Hbr 1, 1-6) Narodzenie Pańskie. Msza w dzień.

Bóg pragnął mego istnienia i mnie kocha. A to oznacza, iż nie chce i nie może pozbawić się relacji do mnie. Ja mogę usiłować żyć bez Niego, mogę nawet głosić pochwały samotności i niezależności.

Ale Bóg tego nie chce ani dla Siebie, ani dla mnie. Bowiem wyrazem mojego istnienia jako osoby jest zdolność do relacji, czyli zdolność do miłości i pragnienie miłości. W tym przypominam Boga. A jedynym narzędziem nawiązywania relacji jest dialog. To dlatego „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna.” Dzisiejszy, czyli od czasów Jezusa, sposób mówienia Boga do mnie uwzględnia nie tylko moje osobowe pragnienia, intuicje czy możliwości. Bóg mówi poprzez Chrystusa w taki sposób, że każda moja słabość, każdy grzech, każda pretensja znajdują w Nim odpowiedź.

Noszę w sobie ogromne pragnienie niezależności od innych. Być zależnym to dla mnie być skazanym na druga osobę. A ja nie chcę być przymuszonym do relacji, buntuję się na moją ograniczoność i niesamowystarczalność. Dlatego Bóg posyła swego Syna, Odwieczne Słowo, przemawiające do mnie nie tylko nauczaniem Ewangelii i Apostołów, ale poszukujące mnie w moim zagubieniu. Chrytus-Słowo mówi do mnie tajemnicą krzyża i zmartwychwstania. Na moje pragnienie niezależności mówi mi o wolności kochania aż do krzyżowej męki i śmierci. Na mój lęk przed cierpieniem odpowiada zwycięstwem zmartwychwstania. Na moją samotność wlewa w moje serce Ducha Świętego. Jezus pochylający się nad moim grzechem mówi mi o Bogu, który  nie gorszy się moim grzechem, nie obraża się na mnie za moje usiłowania „życia na własną rękę.”

Pragnienia ucieczki od innych rodzi się z doświadczenia mojej niedoskonałości w miłości. Nie potrafię kochać, a mój bliźni, poprzez swoją bliskość i potrzebę bycia kochanym nieustannie mi to uświadamia. Nie znoszę tego bólu. Bliźniego przeżywam jako cierpienie własnej niezdolności kochania. Ale też doświadczam, że drugi człowiek nie daje mi tej miłości, której pragnę dla siebie. Nie jest zdolny do tego, aby przyjąć mnie i nie potępiać w głębinach moich niepewności, niezdecydowania, wątpliwości i buntów. Dlatego każdy, nawet najmniejszy kryzys jest pretekstem do zamykania się w sobie, odcinania się od bliźnich, egocentrycznego kontemplowania swoich niemożności i niemiłości bliźnich. I do mnie takiego przychodzi Chrystus-Słowo, aby mówić mi o miłości Ojca, dając mi komunię z sobą. Jedyna niezawodna „logoterapia”. Chrystus-Logos leczy moje poranienia moim egoizmem i egocentryzmem. Wyrywa mnie z więzienia, w którym demon zatrzaskiwał drzwi kłamstwem, iż nikt na świecie, w tym także Bóg, nie kocha mnie oraz, że nikt nie zasługuje na moją miłość.

Próbując o własnych siłach wydobyć się z pułapki niekochania i bycia niekochanym sięgam po „lekarstwo” znaczenia, kariery, pozycji, sukcesu, materializmu czy hedonizmu. I dlatego List do Hebrajczyków ukazuje Chrystusa-Słowo-do-mnie-przemawiające, jako napełnionego majestatem, potęgą, władzą. On jest dziedzicem, czyli Jemu przynależy się wszystko, co istnieje, bo przez Niego wszystko się stało. Ten Chrystus przychodzi do mnie, aby mnie leczyć i napełniać Miłością, czyli samym sobą. To dlatego Eucharystia jest nie do przecenienia w życiu chrześcijan. W niej bowiem Bóg mówi do mnie poprzez Chrystusa, nie tylko nauczając, karcąc, napominając, podnosząc na duchu, ale przede wszystkim dając siebie, Wcieloną Miłość, jako pokarm mojej słabości. To, czego nie mogłem uczynić o własnych siłach, czego nie mogłem doświadczyć od bliźniego, otrzymuję za darmo od Niego. On i tylko On tworzy ze mną związek miłości, którego nic nie może zerwać. Tylko czy ja pragnę Go przyjąć? A może bliżej mi do mieszkańców Betlejem, którzy świętej Rodzinie powtarzali: „u nas nie ma dla was miejsca?”

ks. Maciej Warowny

 

 

TOP