Wykąpani w śmierci, aby żyć (Rz 6, 3-4. 8-11) 13 Niedziela Zwykła A

Jedna z historii o Ojcach Pustyni opowiada jak pewien mnich, cieszący się opinią szczególnej świętości i mądrości, zabrał młodego mnicha w ruiny pewnego miasta, w których zachowała się jakaś statua i kazał mu rzucać przez cały dzień kamieniami w tę statuę.

Na koniec dnia młody adept życia na pustyni zapytał abbę, po co to robi? Wówczas starzec zapytał: Przyjrzałeś się dobrze tej statule, kiedy rzucałeś kamieniami? Cały czas pozostała niewzruszona. Taki ma być mnich, kiedy go chwalą lub źle o nim mówią. Ma pozostać niewzruszony. Sens tej opowieści płynie wprost z nauki Pawła z dzisiejszej lektury. Być zanurzonym w śmierć Chrystusa, być pogrzebany z Nim, umrzeć razem z Nim to synonimy tego, co wydarza się we chrzcie, czyli śmierci dla grzechu, aby żyć dla Boga. Chrześcijanin, który żyje łaską chrztu jest jak statua, w którą ciskane są kamienie grzechu, a on pozostaje niewzruszony. On umarł dla grzechu. Odczytując lekturę w jej kontekście zrozumiemy, że uległość grzechowi, egoistyczne życie dla siebie to spadek, który odziedziczyliśmy po Adamie. Nasz praojciec umarł, a my płacimy jego długi, które stały się teraz naszymi. Ale ten, kto umrze nie musi spłacać swych długów. Taką regułę prawną Paweł odniesie w następnych zdaniach do tajemnicy chrztu. Chrzest uwalnia mnie od dziedzictwa grzechu. Umarłem i jestem wolny. Chrzest jest śmiercią dla grzechu. W takim razie może się wydawać, iż każdy, kto zechce mi przypomnieć, że moją naturą jest życie dla siebie, rywalizacja, nawet z samym Bogiem, chęć realizacji wybujałych ambicji, doświadczy mojej kamiennej niewzruszoności i dostrzeże moją absolutną obojętności wobec pokusy do grzechu. Ale czy aby na pewno?

Problemem mojego chrztu jest widoczny dla wszystkich brak jego owoców. Jestem ochrzczony, ale nie umarłem dla grzechu. Grzech ciągle ma dostęp do mnie, do moich myśli, pragnień, uczuć. Zagrania mnie w niewolę, bowiem pragnę nie grzeszyć, czyli na przykład nie sądzić, nie krytykować, nie złościć się, nie dopominać się swego, kochać nawet nieprzyjaciół, ale nie mogę, nie wychodzi mi. Ten dramat nie ja odkryłem, zrobił to dla mnie Paweł: „Nieszczęsny ja człowiek! Któż mnie wyzwoli z ciała, [co wiedzie ku] tej śmierci? Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak więc umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu”. Tych słów Apostoł Narodów nie napisał gdzie indziej, jak właśnie w Liście do Rzymian dwa rozdziały dalej. W ten sposób komentuje swoje własne słowa o śmierci dla grzechu. Czyżby zaprzeczał sam sobie? Hipoteza ryzykowna i raczej nieprawdziwa. Jednym z możliwych sposobów rozwiania takiej wątpliwości jest odniesienie się do tajemnicy wolności. Rzeczywiście umarłem dla grzechu. Sakrament sprawia to, co oznacza. Rzeczywiście jestem złączony z Chrystusem. A wolność wyraża się koniecznością wyboru. Dlatego grzech pozostaje nieustannie potencjalnie możliwy w moim życiu. Aż do momentu, kiedy sakramentalna śmierć dla grzechu, mój chrzest, dopełni się w cielesnej śmierci pozostaję wolny. A to znaczy, że grzech nieustannie narzuca się  ze swoimi propozycjami na życie „łatwiejsze, wygodniejsze i przyjemniejsze”.

Co mam powtarzać za świętym Pawłem?: „Nieszczęsny ja człowiek?” A może raczej: „Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa?” Wolność ku niegrzeszeniu jest jak miłość. Aby trwała i owocowała, dzień po dniu musi być budowana przez „szczegóły i drobiazgi” codzienności. Dlatego jedynym sposobem na to, aby nie grzeszyć jest codzienne budowanie więzi z Chrystusem. Jak w miłości małżeńskiej i rodzinnej. Kochać oznacza codziennie i wszystko przetwarzać na wzajemną relację. Tu nie ma szczegółów, które można pominąć bez szkody. Nie ma: „to nieistotne, to bez znaczenia, przecież generalnie nic się nie zmienia, etc.” Podobnie jak każdy drobiazg codzienności może się stać zarzewiem kłótni i wzajemnego karania się milczeniem, tak też każdy szczegół naszego życia jest przeznaczony do tego, aby zwracać naszą wolność, miłość, pragnienia, tęsknoty, uczucia, myśli, westchnienia ku Chrystusowi. Być z Nim zjednoczonym to znaczy być z Nim, w Nim i przez Niego. Bez obawy o teologiczne pobłądzenie, do chrzcielnej śmierci dla grzechu możemy odnieść słowa z Listu do Koryntian: „Zapewniam was, przez chlubę, jaką mam z was w Jezusie Chrystusie, Panu naszym, że każdego dnia umieram”. Ale czy w programie moich dni zapisałem codzienne umieranie dla grzechu? Przecież zostałem zanurzonym w śmierć, aby żyć dla Boga.

ks. Maciej Warowny