Kto we mnie rządzi? (Rz 8, 9. 11-13) 14 Niedziela Zwykła A

Ciało i jego pożądania ma być wzięte w niewolę, poskromione. Ale przecież nie chodzi o wyniszczenie i pogardę dla ciała. Takie postawy Kościół już dawno potępił. Ciało jest przeznaczone ku zmartwychwstaniu.

Oczywiście będzie przekształcone, chwalebne, ale to w naszych ciałach zmartwychwstaniemy dla wieczności. Zresztą uczynione przez Boga jest w swej naturze dobre. Głód, ucieczka przed bólem, pragnienia seksualne, potrzeba odpoczynku chronią życie jednostkowe człowieka i istnienie ludzkości. Jednak kiedy Paweł Apostoł pisze o ciele i duchu, które walczą we mnie, to nie chodzi o jakieś wewnętrzne napięcie między biologicznie rozumianą cielesnością, a duchowością człowieka przynależną jego duszy. Napięcie istnieje pomiędzy człowiekiem, rozumianym całościowo (jego dusza i ciało), a Bogiem, który posyła Ducha Świętego, aby zamieszkiwał w człowieku. Jest to napięcie pomiędzy mną, który chce żyć autonomicznie, słuchać wyłącznie siebie samego, a propozycją Boga, który chce mi dać nową, wewnętrzną zasadę życia, którą jest Duch Święty z jego darami i owocami jego obecności.

Wraz z obecnością Ducha Świętego pojawia się nowy sposób istnienia, świadoma przynależność do Boga. Moje ciało staje się świątynią Boga, tak więc troska o nie jest wyrazem miłości do Boga. Tu już nie ma miejsca dla dowolności, dla czynienia tego, na co ja mam ochotę, dowolnie decydując, co jest dobre, a co złe. Problem polega jednak na tym, że kiedy zaczynamy mówić o zależności od Boga, o posłuszeństwie Jego prawom, to natychmiast czujemy się zniewoleni, ograniczani, bez należnej nam wolności. Zamieszkiwanie Ducha Świętego w nas tworzy więź miłości. On mnie nie zniewala do posłuszeństwa, nie zabrania tego, co Mu sie nie podoba w pragnieniach mej cielesności. Miłość sprawia, że ja zaczynam pragnąć tego, czego pragnie On, zabiegać o to, czego On dla mnie chce. Zaczynam codziennie stawiać pytanie o to, jak mam się troszczyć o Jego świątynię? Przecież nie należę już do siebie, ale dałem się Bogu w całości.

Tajemnica owocności chrztu jest dla Pawła bardzo ważna. To w sakramencie zanurzenia się w Chrystusa dokonuje się moje oddanie się Bogu, a może raczej przyjęcie Jego zamieszkiwania we mnie. Nie w wodę się zanurzam, nie po to bym się obmył z tego czy innego grzechu, ale zmieniam atmosferę, w której egzystuje moje ciało. Trudność takiego życia polega na tym, że Chrystus nie zniewala, a ja bardzo łatwo potrafię tę atmosferę opuścić. Pragnąc żyć cieleśnie, czyli według moich pragnień, którym ja nadaję sens i wyznaczam granice, przestaję być świątynią Boga. Nieustanie toczy się we mnie to zmaganie. Ale nie jest to zmaganie, w którym ja mam pokazać Bogu, że jestem silny dla Niego, ale mam pozwolić Duchowi, aby On działał w moich ambicjach, planach, pragnieniach, także tych intymnych, etc. Do tej najtrudniejszej rzeczy możemy, przez analogię, odnieść słowa Jana Chrzciciela: Potrzeba, aby Chrystus we mnie wzrastał i abym ja się umniejszał. Ten proces trwa, ale Paweł zapewnia mnie, że jest owocny.

 

ks. Maciej Warowny

TOP