Miłość jedyną motywacją (1 Tes 2, 7b-9. 13) 31 Niedziela Zwykła A

„Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, ale Bogu, który bada nasze serca.

Nigdy przecież nie posługiwaliśmy się pochlebstwem w mowie - jak wiecie - ani też nie kierowaliśmy się ukrytą chciwością, czego Bóg jest świadkiem, nie szukając ludzkiej chwały ani pośród was, ani pośród innych. A jako apostołowie Chrystusa mogliśmy być dla was ciężarem, my jednak …” Ten długi cytat pochodzi z wierszy wprost poprzedzających dzisiejszą lekturę. Jest on ważny nie tylko dlatego, iż uzmysławia nam, że także w czasach apostolskich było wiele fałszywych idei głoszonych z pobudek całkowicie egoistycznych, ale także dlatego, że pozwala nam dostrzec kontekst Pawłowego świadectwa, a przez to zrozumieć jego głębię. W obliczu trudności w głoszeniu Ewangelii oraz wielorakich oskarżeń przeciwko Apostołowi, jego pociechą jest wiara Tesaloniczan i ich wierność otrzymanemu od niego Słowu Boga. Nie mogąc samemu udać się do Tesalonik, Paweł posyła Tymoteusza, a wieści przez niego przyniesione cieszą Apostoła i są przyczyną, dla której pisze list, w którym poza utwierdzaniem braci w wierze znajdzie się kilka wyjaśnień natury doktrynalnej. Osobiście przeszkadza mi to, że w Lekcjonarzu świadectwo Pawłowej, macierzyńskiej miłości do braci pozbawione jest kontekstu fałszywych motywacji czy też przypomnienia o prawie do „bycia ciężarem”. Taki angelizm pozbawia refleksję o wierze zakorzenienia w rzeczywistości, która wcale nie jest anielska.

Punktem ciężkości Pawłowego świadectwa jest wskazanie na bezinteresowną miłość, która motywuje jego misję. Jednak aby ją dostrzec i pozwolić jej należycie wybrzmieć najpierw pojawia się lista motywacji duchowych hosztaplerów, propagujących fałszywe idee: błąd, nieczysta pobudka, podstęp, przypodobanie się ludziom, pochlebstwo, ukryta chciwość, ludzka chwała. Nie należy utożsamiać tych przewrotnych motywacji wyłącznie z wędrownymi filozofami, popularnymi w tamtej epoce, ale mogą odnosić się również do niektórych chrześcijańskich misjonarzy, czego świadectwo znajdujemy w innych Listach. Po rozliczeniu się z przewrotnością idei i motywacji Paweł wskazuje również na to, że wyrzekł się w swej posłudze nawet tego, co słusznie mu się należało. Stąd rodzi się obraz miłości macierzyńskiej, który wprawdzie rzadko, ale jest już obecny w Starym Testamencie, chociaż Paweł, podobnie jak w całej Biblii, woli odwoływać się do obrazu ojcowskiej miłości i troski wychowawczej. Absolutna darmowość posługi apostolskiej, wyzbycie się ukrytych motywacji, przejrzystość celów jest dla Pawła warunkiem przyjęcie Słowa Bożego w jego prawdziwej naturze. Paweł zdecydowanie odcina się od podobieństwa do wędrownych głosicieli różnych filozoficznych idei po to, aby wskazać, że ewangelizacja jest dziełem samego Boga, Jego mocy i łaski. Ten właśnie fakt pragnie uświadomić Tesaloniczanom. To nie on, jako Apostoł, ale sam Bóg poruszył ich serca ku wierze. Żadna ukryta manipulacja, pusta obietnica, ani nadzieja na jakiś doczesny zysk nie dokonały tego, co wydarzyło się w ich życiu. Apostoł Narodów uświadamia w ten sposób, czym jest wiara zakorzeniona w historii Tesaloniczan.

Dzisiejsza lektura zmusza mnie do postawienie pytania o to, w jaki sposób Dobra Nowina dotarła do mnie? Czy rzeczywiście mogę powiedzieć, że ci, którzy głosili mi Słowo Boże i wzywali mnie do wiary byli „jak matka troskliwie opiekująca się swoimi dziećmi”? Znaczenie tego pytania odsłania się wówczas, kiedy odkrywam w sobie opór i nie chcę iść „dalej i głębiej” w mojej wierze. Nie chodzi o podważanie prawdziwości wiary, ale o usprawiedliwienie się, że przecież ci, którzy wzywali mnie do wiary nie byli w tym bezinteresowni, tak więc i ja nie muszę walczyć o absolutną czystość moich intencji. I nie ma to nic wspólnego z tezą, iż skoro apostołowie, którzy przekazywali mi wiarę, nie byli tak bezinteresowni jak Paweł, to moja wiara nie jest autentyczna. Dzisiejsze Słowo przymusza do odkrywania tego, co we mnie jest powodem wymawiania się przed całkowitym przylgnięciem do Chrystusa we wszystkim, czym jestem i co posiadam. Bowiem z jednej strony może to być jakiś błąd lub ukryte pragnienie służenia tylko sobie, z drugiej strony mogą to być słusznie należne mi prawa i przywileje. Jednak w obu przypadkach skutkiem jest wiara letnia i ospała. Słabość wiary tych, którzy mnie katechizowali i ich niedojrzałe motywacje nie usprawiedliwiają moich niedojrzałości i egoistycznych motywacji. A misja apostolska, niezależnie od tego, czy jest się duchownym czy świeckim, ojcem rodziny czy proboszczem, nie może być pozbawiona rysów Pawłowej miłości macierzyńskiej, bezinteresownego daru z siebie motywowanego wyłącznie miłością do Boga i braci.

ks. Maciej Warowny

TOP