Niewolnicy i synowie (Rz 8, 14-17) Uroczystość Najświętszej Trójcy B

Nauczając o zbawieniu przez łaskę, a nie dzięki uczynkom Prawa, Święty Paweł wyraźnie kreśli obraz człowieka nowego, żyjącego doświadczeniem Bożego dziecięctwa.

Już nie strach jest motywem przynależności do Boga, nie strach stoi na straży przestrzegania Jego przykazań, ale to Duch Święty prowadzi mnie i wskazuje mi najlepszą dla mnie drogę. O moim dziecięctwie nie decyduje jakiś formalny autorytet, przeżyty rytuał, czy przynależność do określonej wspólnoty Kościoła, a jedynie posłuszeństwo Duchowi Świętemu, poddawanie się Jego woli i Jego inspiracjom. Rysując opozycję pomiędzy niewolnikiem, a synem Apostoł Narodów wskazuje na dwie różne zależności: posłuszeństwo niewolnika rodzi się ze strachu przed karą, natomiast ufność syna wypływa z doświadczenia ojcowskiej miłości, z faktu śmiałego zwracania się do Boga najczulszym słowem „Tatusiu” oraz ze znajdowania w Nim oparcia, ochrony, pewności. Problem jednak jest o tyle skomplikowany, że stróż niewolników, strach, używa wobec poddanych mu niewolników nie tylko obrazu kar takich jak potępienie wieczne lub też doczesne niepowodzenia, porażki, choroby czy też śmierć. Strach, bowiem przybiera postać wewnętrznego lęku przed niespełnieniem swego życia, przed samotnością, odrzuceniem, wewnętrzną pustką, poczuciem klęski. Ten właśnie wewnętrzny strach motywuje do bardzo gorliwego, wręcz skrupulatnego przestrzegania wszelkich praw, staje się motorem oficjalnych i prywatnych rytuałów. To on wewnętrznym przymusem rodzi przekonanie, iż dzięki moim coraz doskonalszym wysiłkom będę w stanie zapewnić sobie oczekiwane powodzenie, poczucie wewnętrznej sprawiedliwości, szacunek bliźnich i nie spotka mnie nic z lękliwie „oglądanych” możliwych scenariuszy mego życia.

Problem naszego niewolnictwa nie kryje się w zewnętrznym ucisku, ani też w presji społecznej, która narzuca nam określone zachowania, religijne praktyki, sposób myślenia i oceniania. Najbardziej tragiczne niewolnictwo rodzi się wówczas, kiedy stróż niewolników, strach, zamieszkuje nasze serce. Wówczas przejmuje nad nami władzę wielokrotnie większą, niż wszystkie zewnętrzne uciski i zniewolenia. To, co jest motywowane czystym strachem przyjmujemy jako swoją wolę, swój wybór, swoje poświęcenie, czy też traktujemy jako nasze zasługi. Najtrudniejszym jest więc odkrycie tej wewnętrznej niewoli, niewoli lęku, która popycha nas do aktywizmu, do tego żeby nieustannie atakować Boga naszymi modlitwami, planami i oczekiwaniami. Wolność dzieci Bożych natomiast to wolność poddania się Duchowi Świętemu, to wolność odpuszczenia sobie naszych planów na rzecz Jego woli, to wolność darowania doznanych krzywd na rzecz miłości, która posuwa się aż do miłości do nieprzyjaciół, miłości wykraczającej poza wszelkie realne ludzkie możliwości i pragnienia. Jest to także uwolnienie od konwenansów, wszelkich „bo tak”, „tak trzeba”, „tak było zawsze”, etc. Wolność dzieci Bożych rodzi się z doświadczenia pokoju i bezpieczeństwa tam, gdzie wcześniej doświadczyłem napięcia, lęku, smutku. List do Rzymian, podobnie jak List do Galatów, podejmuje niezmiernie ważny, ale także niezmiernie trudny temat, zbawienia całkowicie darmową łaską. Na zbawienie nie musimy zapracowywać uczynkami Prawa, porządnością ani pobożnością.

Dla Pawła jest oczywiste, że rozdarcie człowieka pomiędzy łaską, a zasługami zrodzonymi z uczynków jest powszechnym udziałem każdego człowieka. W tym dramacie znajduje swe właściwe miejsce istota Dobrej Nowiny. Niewolnik, który jest we mnie musi umrzeć, aby mógł narodzić się człowiek nowy, przyodziany w szaty niewinności i świętości, namaszczony Duchem Świętym. Człowiek ciała, niewolnik strachu, ma być wydany na współukrzyżowanie razem z Chrystusem, aby nowy człowiek, żyjący w posłuszeństwie Duchowi Świętemu mógł żyć. Trudność tkwi w tym, że we wszelkich sformalizowanych strukturach, czyli także w Kościele, bardzo łatwo używamy zakazów i nakazów, powinności i ocen, bo zarządzanie przy pomocy prawa wydaje się proste i skuteczne. Natomiast bardzo trudno przychodzi nam pozwolenie, aby Duch Święty kierował wspólnotami, parafiami i całym Kościołem. Niewyobrażalną trudność sprawia nam wypuszczenie kierownicy Kościoła, choćby tego malutkiego, domowego, rodzinnego czy parafialnego ze swoich rąk i pozwolenie Duchowi Świętemu, aby to On nadawał kierunek. Przecież jeśli nawet ktoś zgodzi się z tym, co powyżej napisałem, to jeśli jest odpowiedzialny za taką wspólnotę, sprawuje jakiekolwiek zwierzchnictwo, czy czymkolwiek kieruje w Kościele, to natychmiast postawi pytanie: No to co ja mam robić, żeby Duch Święty był jedynym Zwierzchnikiem i jedynym Kierownikiem mojej rodziny, wspólnoty, czy parafii? Ale właśnie w takim pytaniu kryje się istota dramatu zrodzonego z niewolnictwa strachu i wiary w zbawienie na podstawie zasług. Co ja mam robić? Otóż wydanie się Duchowi Świętemu polega na tym, że ja mam nic nie robić, jak tylko pozwolić, aby Duch Święty działał. Moim dziełem jest rzucenie się w objęcia Ojca z całym bagażem moich słabości, niedoskonałości i lęków, aby w tych ramionach usłyszeć głos Ducha, który będzie wskazywał drogi, będzie prowadził, będzie dawał natchnienia oraz będzie nieustannie zapewniał nas w głębinach naszego serca, że jesteśmy umiłowanymi dziećmi naszego Ojca w niebie.

ks. Maciej Warowny

 

TOP