Sztuka uwielbiania Boga (Ef 1, 3-14) 15 Niedziela Zwykła B

Boży plan wobec mnie jest niezmiennie prosty. Uczynić wszystko, co możliwe, bez naruszania mojej wolności, abym odkrył Jego ojcostwo. Jestem jego synem, upragnionym, przeznaczonym dla Niego, aby kochać Go w odpowiedzi na Jego miłość.

Świadomość Bożego wyboru nie jest psychologicznym odnajdywaniem racji własnego istnienia, ale stanowi fundament prawdy o Bożej miłości do mnie. Bóg mnie kocha, a to oznacza, że mnie wybiera dla swej miłości. Mnie i pozostałe 6 miliardów ludzkich istnień w taki sam, bardzo osobisty sposób. Fakt współdzielenia doświadczenia Bożego wybrania w niczym nie umniejsza jego wielkości i znaczenia dla mojej osobistej historii. Miłość Boga nie dzieli się bowiem „na kawałki”, ale zawsze jest pełna, kompletna, wystarczająca do poczucia bycia kochanym w pełni. Problem zaczyna się jednak w tym, że od opisania Bożej miłości do jej faktycznego przeżywania w swej codzienności droga jest niezmiernie długa. Można szukać poetyckich wyrazów nieskończonej miłości Boga, która jest w stanie zniwelować nieskończony dystans między nami, ale dopóki nie odnajduję w miłości i Bożym powołaniu odpowiedzi na codzienne niepokoje, na smutek, niepewność, brak poczucia bezpieczeństwa i tym podobne, dopóty pozostanie to tylko teorią.

W codzienne doświadczenie mojego życia wpisana jest potrzeba bezpieczeństwa, uznania, poczucia własnej wartości, spełnienia, etc. Historia zranień i porażek zdaje się przekonywać, że jest już za późno na naprawę popełnionych błędów czy dokonanie dojrzalszych wyborów. Ale dzięki takim doświadczeniom objawia się miłość Boga. Wchodzi ona na świat poprzez doświadczenie ludzkiej „porażki” Boga. Centralną jej manifestacją jest krzyż Jezusa. Jezus jest Bożym narzędziem jednania ludzkości niezdolnej do kochania. Czyni to swoim krzyżem, darem z siebie. Darem odrzuconym przez człowieka, ale darem niezmiennym. Krzyż jest najważniejszym oparciem dla Bożej miłości w moim życiu. Krzyż Jezusa i mój krzyż. Historia zranień to przecież krzyż odrzucony. Zostałem zraniony, bo ktoś nie chciał mnie uznać, ale także dlatego, że ja domagałem się miłości od niego, a nie potrafiłem go kochać. Dla Pawła historia grzechów i przegranych w niczym nie przeciwstawia się pewności, że Bóg napełnia nas wszelkimi potrzebnymi łaskami. Ale równocześnie Paweł podkreśla, że dopiero staniemy się własnością Boga, że to jeszcze nie teraz. Aktualnie żyjemy „zadatkiem dziedzictwa”.

Smutek i poczucie krzywdy to ciężary przeszłości. Lęk zaś rodzi się z pragnienia kontrolowania przyszłości, zarówno tej bliskiej jak i odległej. Tylko przeżywanie swego życia „tu i teraz” uwalnia nas zarówno od demonów przeszłości jak i zwodniczych oczekiwań i wizji przyszłości. Ale to „tu i teraz” jest obciążone przynależnością do świata grzeszników, świata słabości i nie-pełni. Dopiero fizyczna śmierć wprowadzi nas w pełną przynależność do Boga, jak Paweł pisze: „odkupienie, które uczyni nas własnością Boga”. W ten sposób rozumując docieramy do sedna działania Słowa Bożego w naszym życiu. Dając nam pewność Bożej miłości w odpuszczeniu naszych grzechów, a także w doświadczeniu nieodrzucenia nas, kiedy to sami siebie potępiamy i mamy do siebie pretensje, prowadzi nas do więzi z Chrystusem „tu i teraz” obecnym w naszym życiu. Dlatego prawdziwym początkiem uwielbienia Boga jest przeżywanie każdego dnia jako tego jedynego, danego mi od Boga, nie jako nagrodę lub karę za wczoraj, nie jako zapowiedź jutrzejszych wydarzeń, ale jako dar do przeżywania Bożej miłości dziś. Po prostu oddycham, moje serce bije, więc dlaczego nie przeżywać tego we wdzięczności Bogu i w uwielbianiu Go? Bez planów na jutro, bez wspomnień z wczoraj. Dziś oddycham dla Ciebie, Panie!

ks. Maciej Warowny

TOP