Kto nas ubiera? (Ap 7, 9. 14b-17) 4 Niedziela Wielkanocna C

Po grzechu pierworodnym Adam i Ewa szukają rozwiązania dla swej nagości ukrywając się przed Bogiem.

Ale istotą człowieczeństwa jest relacja, wyjście na spotkanie drugiej osoby, a nie strach i „chowanie się w krzakach”. Dlatego też człowiek staje się hipokrytą, udaje, że jest kimś innym, że nie jest ani grzeszny, ani słaby, ani poraniony.

Z lęku przed prawdą o swej nagości przywdziewa maski, znajduje sobie fikcyjne tożsamości, które wydają się być skutecznym sposobem, aby nie doświadczyć odrzucenia lub zranienia z powodu przykrej prawdy o totalnej klęsce próby zdetronizowania Boga. Grzech sprawia, że nie znosimy zależności od innych, stajemy się agresywni lub też oskarżamy świat i Boga za nasze poczucie nieszczęścia, które staje się dla nas wyznacznikiem prawdy o otaczającej nas rzeczywistości. Grzech uczynił z nas nieznośnych, pełnych przemocy egoistów, którzy za nic w świecie nie chcą uznać tego faktu. I nie przez przypadek szczytem hipokryzji, z którą zmaga się Jezus, jest faryzeizm, religijne przywdziewanie szat sprawiedliwości i pobożności.

Apokalipsa ukazuje finał zbawienia, Bożej odpowiedzi na porażającą nagość naszego istnienia, a biała szata jest znakiem przyjęcia tego dzieła. Jeśli po grzechu Adam i Ewa ukrywają się przed Bogiem, to ten, kto dzięki wierze, akceptując upokorzenie nagości, zszedł do wód chrztu, został przyodziany w białą szatę. Bóg sam staje się gwarantem nieodsłaniania jego nagości. Żadna hipokryzja, żadne maski, żadna pozycja społeczna nie mogą równać się z tym darem. W swej nagości oddaję się Bogu, a On mnie chroni szatą, której moc tkwi w zjednoczeniu z Chytrusem. Biel, która nie pozwala dostrzec mojej nagości, jest owocem zanurzenia we krwi Chrystusa. Jan ukazuje zbawionych jako tych, którzy olśniewają świat chwałą Chrystusowego krzyża. Oni niczego nie robią „dla Boga”, bo wiedzą, że to Bóg daje im wszystko, czego potrzebują, a w konsekwencji przyjmują od Boga także dar zamieszkiwania wiecznej chwały. Paweł tak to wyraża: „Wiemy bowiem, że jeśli nawet zniszczeje nasz przybytek doczesnego zamieszkania, będziemy mieli mieszkanie od Boga, dom nie ręką uczyniony, lecz wiecznie trwały w niebie. Tak przeto teraz wzdychamy, pragnąc przyodziać się w nasz niebieski przybytek, o ile tylko odziani, a nie nadzy będziemy.”

Odrzucając dar białej szaty albo porażamy innych nagością prawdy o naszym grzechu, prawdy o przemocy, która jest w nas, a której używamy, aby podporządkować sobie innych, albo przywdziewamy maskę hipokryzji i stajemy się komediantami, którzy usiłują za wszelką cenę udawać kogoś, kim nie są i nie mogą być. Przemoc zaś staje się narzędziem obrony takiej iluzji. Jeśli komuś przychodzi na myśl hipokryzja „czwartej władzy” i przemoc, której używa ona dla ochrony swej pozycji, to chyba dobrze dostrzega naturę problemu. Ale dostrzegając go w postawach i czynach innych, bez konkluzji, że jest to także mój problem, staję się podobny do Adam, który odpowiedzialność za swój czyn zawsze przerzuca na Ewę. Każdy z nas, jeśli nie jest przyodziany w białą szatę nowej natury, jest hipokrytą, który różnymi formami przemocy usiłuje bronić się przed bolesną prawdą o swej rajskiej nagości. A Bóg pragnie włączyć nas do orszaku świętych, odzianych w białe szaty, z palmami w ręku, bowiem to miejsce przewidział On dla każdego z nas. Ale czy my także tego pragniemy?

ks. Maciej Warowny, Francja

TOP