Nadzieja rodzi się z ucisków (Rz 5, 1-5) Uroczystość Najświętszej Trójcy

Szczytem ludzkiej niesprawiedliwości jest odrzucenie Boga, zanegowanie Jego miłości, homocentryczne budowanie świata, podeptanie Bożych przykazań i ośmieszanie

Jego woli. Lekarstwem na tak rozumianą niesprawiedliwości nie jest sprawiedliwość, rozumiana jako myślenie i postępowanie zgodne z Bożym Prawem, ani też rozumiana jako pełnienie woli Boga. Wobec niesprawiedliwości

człowieka Bóg dokonuje usprawiedliwienia. On bierze odpowiedzialność za nasze grzechy, usprawiedliwia nas.Nie ma w tym nic z jakiegoś mistyczno-duchowego powrotu do pierwotnej niewinności. Usprawiedliwienie jest dziełem Boga podjętym wobec grzechu każdego z nas. Ponieważ jestem zraniony grzechem, egocentrycznym buntem przeciwko Stwórcy, On sam podejmuje się mojego usprawiedliwienia. Czyni to poprzez krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa. To nie moje uczynki, choćby najlepsze i najszczerzej wykonane, mogą mnie usprawiedliwić, uczynić godnym powołania do miłości, odnowić we mnie obraz Stwórcy zapisany w akcie stworzenia. Bóg rozumie moją słabość, w niczym jej nie umniejsza ani też jej nie ignoruje. To z powodu tejże beznadziejnej głupoty grzechu, która we mnie zamieszkuje, Bóg dokonuje dzieła zbawienia.

Bóg wprowadza pokój poprzez Swego Syna, „On jest bowiem naszym pokojem.” Dla Pawła niezmiernie ważny jest fakt, że w naszej relacji do Boga między Nim, a nami musi być Jezus, z misterium męki, śmierci i zmartwychwstania. Ja potrzebuję nieustannie tej obecności, aby nie wpaść w pułapkę „bycia usprawiedliwionym” – to znaczy lepszym, sprawiedliwszym, dającym sobie radę, niezależnym od Boga. Raz usprawiedliwiony muszę nieustannie na nowo przeżywać tajemnicę miłości Boga do mnie. A nadzieja życia wiecznego nie rodzi się spontanicznie, dlatego, że „tak chcę”. Paweł ukazuje długą drogę ucisków, wytrwałości i wypróbowanej cnoty, która prowadzi do nadziei. Kościół pierwszych wieków był Kościołem męczenników, ale uciski, o których naucza Paweł mają także charakter wewnętrzny. Doświadczone zdrady, odrzucenie, wewnętrzne wątpliwości, poczucie przegranej, przyglądanie się bezowocności własnych wysiłków to także uciski-udręczenia. Przecież wierzę, wszystko chcę czynić ze względu na Pana, więc czemu wątpię, ciągle upadam wobec pokus, czemu nie potrafię kochać ani bliźnich ani siebie?

Ale wyłącznie w obliczu takich ucisków rodzi się wytrwałość wiary. Przejmujące jest świadectwo Pawła: „Przez Żydów pięciokrotnie byłem bity po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgami, raz kamienowany, trzykrotnie byłem rozbitkiem na morzu, przez dzień i noc przebywałem na głębinie morskiej. Często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od własnego narodu, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustkowiu, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach od fałszywych braci; w pracy i umęczeniu, często na czuwaniu, w głodzie i pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości, nie mówiąc już o mojej codziennej udręce płynącej z troski o wszystkie Kościoły.” To w obliczu takich ucisków rodzi się wypróbowana cnota i nadzieja, która nie zawodzi. Jeśli pytamy, dlaczego brak nam nadziei, dlaczego tyle lęków, obaw, niepewności, poczucia nieszczęścia w naszym życiu, to zapytajmy siebie: Jak zwracamy się do Boga, kiedy doświadczamy ucisków? Czy rzeczywiście chcemy je przyjąć, widząc w nich niezawodną drogę do nadziei?

ks. Maciej Warowny, Francja