Bóg jest zazdrosny o swoją świątynię (J 2, 13-25)

echoewangelii

Oczyszczenie Świątyni nie ma wiele wspólnego ze wzburzonym krzykiem kaznodziejów czy świeckich ewangelizatorów, którzy powołując się na dziś medytowaną Ewangelię usprawiedliwiają swoje gorzkie czy dosadne słowa, skierowane do słuchaczy. Jakże często, kiedy chcemy dać upust swoim emocjom, kiedy nie potrafimy poradzić sobie z doświadczonym upokorzeniem, kiedy gniewa nas lekceważenie naszej funkcji, misji czy odpowiedzialności, powołując się na scenę oczyszczenia Świątyni krzyczymy, że Jezus to nie żadne „ciepłe kluski”, ale prawdziwy mężczyzna, który potrafił gniewnie pokazać świątynnym handlarzom ich właściwe miejsce. Ale niestety, usprawiedliwiając w ten sposób swoje poranione emocje gubimy sens tego symbolicznego wydarzenia. Świątynia zostanie definitywnie zburzona. Kościół epoki Jana Ewangelisty był tego naocznym świadkiem. Żarliwa, emocjonalna walka o oczyszczenie kamiennych murów jest wyłącznie znakiem rzeczywistości duchowej, która przekracza ramy miejsca i czasu.

Aby poruszyć, zbulwersować czy wręcz zgorszyć swoich słuchaczy wcale nie trzeba krzyczeć czy używać twardych, obraźliwych słów, ani też grozić realizmem potępienia. Denuncjowanie niedojrzałości, mówienie o powszechnie obecnych irracjonalnych zachowaniach społecznych, o naiwności i dawaniu wiary pustym, ale pięknym obietnicom, o kierowaniu się złudzeniami, o strachu przed zaangażowaniem się i odpowiedzialnością, pokazywanie statystyk rozwodów i ogromu cierpienia dzieci z rozbitych rodzin, sprawia o wiele więcej bólu i rodzi o wiele większą złość słuchaczy niż cierpkie słowa. Oczyszczenie świątyni nie potrzebuje gniewu, ale prawdziwej miłości. Potrzebuje tego, co Jezus ukazuje w prostocie swojego gestu podyktowanego żarliwością. Bowiem to termin żarliwość według mnie najlepiej oddaje sens greckiego zelos, które oznacza zarazem gorliwość i zazdrość, żarliwość i gniewne uniesienie, zapał i zawiść. Jezus swym zaangażowaniem nie pragnie emocjonalnego wzburzenia świątynnego tłumu, ale obnaża faryzejski model wiary, która wiedzie do narcystycznego zapatrzenia się w siebie i faktycznego przekonania o autozbawczej mocy uczynków przestrzegania Prawa. A ponieważ każdy proboszcz, każdy ruch religijny czy wspólnota ma naturalną potrzebę tworzenia własnego prawa, więc Ewangelia oczyszczenia Świątyni jest niezmiennie aktualna.

Jezus jest pełen żarliwości o czystość świątyni, ale jego czyn ma niewiele wspólnego z chęcią uregulowania świątynnego handlu. On przyszedł oczyścić świątynię, którą jest każdy z nas. A na kartach Janowej Ewangelii czyni to poprzez wielkie mowy-spotkania i poprzez znaki. Najpierw Nikodem, który potrzebuje oczyszczenia z tak wielkiego nadmiaru „bożej wiedzy”, że nie rozumie prostej prawdy o konieczności narodzenia się w wody i Ducha. Potem Samarytanka, która potrzebuje, aby jej idolatria została obnażona, by mogła czcić Boga w Duchu i Prawdzie. Potem paralityk, który upatrywał ratunku w Prawie, a nie w Bogu, a jego niesienie łoża stało się pierwszą zapowiedzią prawdziwego sensu niesienia naszego krzyża. Rozmnożenie chleba pokazuje, jak bardzo Bóg troszczy się o człowieka, który otrzymuje życie od Niego bez żadnej swej zasługi. Jezus oczyszcza otwierając ślepcom oczy, ukazując prawdziwy sens cierpienia. Bez Niego jesteśmy w ciemności. On poi nas wodą żywą, która gasi wszelkie pragnienie.  On odsłania przed nami najgłębsze pokłady naszego serca ukazując, że hipokryzja czyni z nas dzieci diabła. On nam pokazuje, iż jeśli nie kroczymy za Nim, jesteśmy na jałowych bezdrożach iluzji życia i miłości. To On wreszcie pokazuje swoje zaufanie Ojcu, jedność tak niepojętą dla nas, iż w Jego obecności zmarli budzą się do życia. On staje się w końcu sługą każdego z nas, obmywając nogi swoim uczniom i pragnie, byśmy w Nim trwali, jak gałązka w pniu drzewa. On też napełnia sieć naszego połowu, który bez Niego jest daremnym trudem.

Oczyszczenie Świątyni nie jest „mocnym wejściem” Jezusa, ale to program całej Ewangelii. Jezus przyszedł oczyścić świątynię, otworzyć przed nami szansę miłowania Go. A wówczas „jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać.” Ojciec jest w Synu, a Syn jest Świątynią Ojca. I to właśnie tę świątynię Ojciec wznosi po trzech dniach. A w Nim, w Chrystusie, Ojciec podnosi z ruin zniszczenia grzechem hipokryzji, grzechem czerpania życia od drugiego człowieka, grzechem mylenia miłości z chorobliwym pragnieniem uznania, szacunku, rekompensaty, podziwu i bogactwa. Tę świątynię Jezus przyszedł oczyścić. I tak jak Żydzi w Świątyni, my także stawiamy pytanie o to, jakim prawem to czyni, dla jakiej racji niszczy nasze dobre samopoczucie bycia dobrym księdzem, ojcem, dzieckiem, parafianinem, babcią, etc? Jakim prawem pozbawia nas poczucia naszej sprawiedliwości? Dlaczego nie respektuje naszego doświadczenia życiowego, naszych zasług zbudowanych pokornym znoszeniem przeciwności losu i cierpliwym klęczenie w czasie pacierzy? Dlaczego uznanie innych, osiągnięty status społeczny, czy też zazdrosne spoglądanie innych na nasze uczciwie sukcesy nie są przyjętymi przez Boga argumentami?

Jezus ma niezmienny powód oczyszczania poprzez zburzenie: On chce faktycznie zamieszkać w świątyni, którą jest każdy z nas. Paweł bez najmniejszej wątpliwości to ukazuje: „ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego”; „bo my jesteśmy świątynią Boga żywego”. I to właśnie ta świątynia jest zanieczyszczona, a kresem jej oczyszczenia jest śmierć z Jezusem: „Jeżeliśmy bowiem z Nim współumarli, wespół z Nim i żyć będziemy.” Celem oczyszczenia jest śmierć, a nie zrobienie czegoś, co będzie zachwycać świat. Chrystus nie przyszedł nas umyć, wypięknić i zrobić z nas ósmy cud świata. On przyszedł zburzyć targowiska (wg Łukasza – jaskinie zbójców), gdzie żyjemy iluzją religijnego-ofiarniczego handlu z Bogiem. Tą siłą przyniesioną przez Zbawiciela, która niszczy grzech, jest chrzest. To chrzest pozwala nam umrzeć z Chrystusem, pogrzebać z Nim swoje życie, aby trzeciego dnia powstać z martwych, jako dziecko Boga, zrodzone z wody i Ducha Świętego, które ma oczy, aby widzieć, uszy, aby słyszeć, które karmi się Chrystusem, pije wodę żywą, niesie swój krzyż i jest świadkiem śmierci i zmartwychwstania Chrystusa dla naszego zbawienia, a Boga czci w Duchu i Prawdzie.

Ks. Maciej Warowny, Francja

TOP