Cudotwórca na czasy kryzysu (J 6, 1-15)

"Echo" Ewangelii J 6, 1-15

Cudotwórca na czasy kryzysu

                W czasach globalnego kryzysu opowiadanie o rozmnożeniu chleba wydaje się zadziwiająco aktualne. Tylu ludzi na całym świecie pragnie usłyszeć, że możliwe jest nie tylko rozmnożenie chleba ale, że możliwe jest nasycenie wszystkich głodujących. Prawda jest taka, że statystyczny Europejczyk ma więcej wody do spłukania sedesu niż statystyczna rodzina afrykańska do picia. Tęsknoty, oczekiwania i postulaty wydają się całkiem zrozumiałe. A gdyby tak jeszcze chleb zastąpić czymś innym np. pieniądzem. O ile większy byłby to cud i o ile większe pojawiłyby się możliwości dla wszystkich! Globalny cud gospodarczy! Co za perspektywa!
                Tymczasem Jezus nie rozdaje pieniędzy, tylko chleb. Chleb jest czymś powszednim, pospolitym i zarazem nietrwałym. Nie można go przechowywać zbyt długo. Nie da się go przechować na czas giełdowej bessy, światowej recesji, globalnego kryzysu czy na tzw. czarną godzinę! Chleb mimo, że spożywany jest codziennie, nie uzależnia jak alkohol, nikotyna czy choćby słodycze! Najwyraźniej chleb nie ma tej niszczycielskiej, demonicznej siły. Jego zapach i smak nigdy się nie nudzi. Jedząc chleb człowiek bardzo szybko doznaje uczucia sytości a mimo to nie popada w nałóg.
 
                Z pieniędzmi jest inaczej i o wiele trudniej. W pragnieniach posiadania i pomnażania pieniądza człowiek jest nienasycony jak alkoholik czy narkoman. Gotów jest przekroczyć każdą możliwą granicę. Pieniądz niczym fatamorgana prowokuje podróżnego by szedł coraz dalej, zapominając, że budowane na nim szczęście jest iluzją i że, z każdym dniem otacza człowieka coraz większa pustynia. Na aukcjach internetowych ludzie gotowi są sprzedać dosłownie wszystko: swoje narządy, dziewictwo, spermę, komórki jajowe, rodzone dzieci, prywatność i najbardziej intymne historie. Wszystko dla pieniędzy! Największa pustynia duchowa, nuda i utrata sensu życia dotyka społeczeństwa, którymi zawładnęła konsumpcja.
 
                Pewien misjonarz opowiadał mi, że przez 14 lat pracy w Kamerunie (w 54 wioskach) nie widział ani jednego przypadku samobójstwa, eutanazji, aborcji, molestowania seksualnego, gwałtu, prostytucji, hazardu, ucieczki z rodzinnego domu czy porzucenia starców. Nie widział też nerwic, nudy i wandalizmu. Było tak, dopóki ktoś nie wyjechał do Europy. Gdy potem wracał, nawet po krótkim czasie, stawał się całkiem innym człowiekiem. Wracał z jakąś duchową infekcją, zarażony konsumpcją. Mając już zmienioną „ubrudzoną” świadomość np. utracone poczucie wstydu, stawał się źródłem zgorszenia dla innych. Społeczność reagowała różnie, przeważnie bardzo zdrowo, ale bez wątpienia kończył się wtedy jakiś świat! Samo ukazanie chorej perspektywy wystarczyło, by poddać w wątpliwość model życia, który obowiązywał tam od niepamiętnych czasów. Odrobina chleba więcej i nieodwracalne zmiany w świadomości!
                Rozmnożenie chleba było łaską okazaną tym, którzy wytrwale słuchali Słowa Bożego. Niektórzy ojcowie Kościoła widzieli w tym wydarzeniu archetyp celebracji eucharystycznej, w której po Liturgii Słowa następuje Liturgia znaków. Tłum głodnych ludzi sprawiał, że Apostołom chodziły po głowach różne pomysły, ale wszystkie prowadziły do jednego wniosku: jesteśmy w sytuacji bez wyjścia! Generalnie, słabość ludzkich koncepcji polega na tym, że ograniczają się jedynie do działań czysto ludzkich, czysto naturalnych, pozbawionych jakichkolwiek elementów nadprzyrodzoności. Ciekawe, że żaden z apostołów nie prosi o cud, choć każdy widzi problem z bliska. Wydaje się, że problemem są jedynie głodni ludzie a problem jest po obu stronach. Nie mniejszym problemem jest wiara czy raczej niedowierzanie samych uczniów Jezusa, ich czysto ludzkie kalkulacje. Pokusa uników lub rozwiązań pozornych.
                Aż strach pomyśleć, jakie to współczesne! Czy można się dziwić ludziom, którzy chcą Jezusa obwołać królem? Cudotwórca jest zawsze mile widziany a zwłaszcza w czasach kryzysu!  
Krzysztof Drogowy