Spotkanie na szczycie (Łk 1, 39-45)

   Bardzo wielu ludzkim spotkaniom brakuje należnej głębi, a nawet zwykłej radości. Naznaczone pośpiechem, poczuciem winy, żalem, złością, podtekstami zostawiają w nas trudny do opisania osad lęków i rozczarowań. Niesmak wcześniejszych spotkań bynajmniej nie zachęca do następnych.
Uniki i samotność wydają się wtedy lepsze od każdej obecności. Oczywiście, nie pozbywamy się w ten sposób naturalnych potrzeb, odmawiamy jedynie ich spełnienia, stosując przeróżne mechanizmy obronne. Wmawiamy sobie, że nie są nam potrzebne. Tłumimy w sobie niemożliwe do przemilczenia głody. Po pewnym czasie tracimy odwagę wychodzenia z życiowych kryjówek i zabezpieczeń, które stają się naszym prawdziwym królestwem. Czy to nie paradoks, że mając coraz więcej i coraz szybszych narzędzi komunikacji, coraz rzadziej spotykamy się naprawdę? Coraz mniej mamy sobie do powiedzenia? Częstotliwość połączeń nie dowodzi głębi połączenia.
    Tym bardziej przypatrzmy się spotkaniu świętych kobiet. Wydaje się, że powinno być odwrotnie niż jest. Jeśli my pielgrzymujemy do sanktuariów  maryjnych tylko dlatego, że znajdują się w nich ikony, to o ileż bardziej wypadałoby pielgrzymować do żyjącej osoby, pełnej łaski Bożej Rodzicielki. Jest przecież żywym sanktuarium, żywym świadkiem cudu, żywą ikoną! Tymczasem pełna łaski Maryja oddaje honory krewnej Elżbiecie. Bóg ma inicjatywę, najwyraźniej się spieszy, idzie pierwszy zanim człowiek coś zrobi. Zanim pomyśli, że można cokolwiek zrobić. Bóg inicjuje każde spotkanie. Jest pierwszym, który idzie i pierwszym, który się chce spotykać. Nasze pragnienia są już Jego dziełem, Jego poruszeniem w nas. Nawiedzenie pokazuje tak często rozważaną w teologii relację pomiędzy łaską i naturą. Żeby doszło do wiary, wpierw musi dojść do objawienia. Jak bardzo ludzka natura potrzebuje łaski mówią psalmy: „Boże, mój Boże szukam Ciebie,
Ciebie pragnie moja dusza,
za Tobą tęskni moje ciało
jak ziemia zeschła, spragniona wody” Ps 63,2
albo:
„Jak łania pragnie wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja pragnie Boga,Boga żywego” – Ps 42,2        Lapidarny opis prowadzi do istoty zdarzenia, które nie ma nic z taniego sentymentalizmu ani powierzchowności. Nabrzmiałe emocjami słowa: pośpiech, góry, okrzyk, łono rodzą napięcie. Zwłaszcza to ostatnie słowo powtarza się w dzisiejszej ewangelii trzykrotnie, choć niektórym ledwo przechodzi przez gardło. Chętnie zastąpiliby je innym.Skąd ten pośpiech Maryi? Co znaczy? Niepokój o krewną czy raczej trudną do pohamowania radość? A może jest to próba wzajemnego wsparcia, szukania przeżyć wspólnych, dzielenia się wiarą. W końcu cud nie należy do najłatwiejszych przeżyć! Maryja jest dziewicza i bardzo młoda, Elżbieta jest prawdziwą staruszką, która przez wiele lat próbowała mieć dzieci z mężem. Obie doznały mocy Bożej, obie noszą życie swoich synów, których poczęła wiara. Jedyną zasługą Maryi i Elżbiety jest wiara w moc Bożą. Wiara że, każda ludzka niemoc, która czasami wydaje się wręcz mało ludzka, jest najlepszą materią na cud.
 
  I jeszcze jedno: kiedyś mówiono o stanie błogosławionym, dzisiaj raczej mówi się o ciąży. Może połączmy to w jedno. Powinno nam wyjść, że ten ludzki ciężar, to Boże błogosławieństwo!
 
  Krzysztof Drogowy 
TOP