Obojętność wobec krzyża Mk 9, 30-37

                                         
Z poprzedniej niedzieli być może pamiętamy reakcję Piotra na zapowiedź krzyża. Był to zwyczajny bunt kogoś, kto gotowy jest na każdy scenariusz z wyjątkiem cierpienia. Wtedy mogło powstać wrażenie, że Piotr jest odosobniony w swoich poglądach i że pozostali apostołowie myślą inaczej, poprawniej, ewangelicznie. Nic podobnego.
              Dzisiejsza ewangelia pokazuje, że apostołowie myślą podobnie jak Piotr. A nawet jest w nich coś bardziej niepokojącego – obojętność! Są zasłuchani w samych siebie. Nie słuchając Jezusa, tak naprawdę ignorują Go. Gdy Jezus mówi o śmierci i zmartwychwstaniu oni kłócą się w najlepsze! Co dla nich jest takie ważne? Co ich rozpala? Co rozbudza ich namiętności? – Spór o pierwszeństwo. Każdy z nich chce być pierwszy. Każdy z nich chce znaczyć. Perspektywa ostatnich miejsc najwyraźniej ich nie interesuje. Żyją własnym życiem, zajęci sobą, skoncentrowani na sobie. Subiektywne, egoistyczne oczekiwania wyzwalają zawsze duże emocje, to dlatego dochodzi do kłótni. Spotkanie przeciwieństw zawsze rodzi konflikt.            
            Wyobraźmy sobie grupę mężczyzn, którzy zostawili dotychczasowy świat, by uczestniczyć i współtworzyć nowy. Wyobraźmy sobie ich niespełnione ale wciąż żywe ambicje! Nie przeżywszy nawrócenia, wewnętrznie surowi, noszą w sobie dawny świat, wszystkie jego mechanizmy i cele. Noszą w sobie wszystkie przyczyny i skutki zarazem.
 
            Czy można się dziwić, że w długiej historii chrześcijaństwa tak wielu ludzi Kościoła z powołania uczyniło wehikuł kariery i sukcesów? Sami papieże przez długie wieki nosili tiarę - potrójną koronę, symbol najwyższej władzy. Kazali się nazywać Sługami sług bożych i oficjalnie zwracać do siebie - Wasza Świętobliwość. Wobec własnej osoby używali liczby mnogiej  (pluralis maiestaticus – „My..”). Nie przeszkadzało im, że to czysto królewska maniera. Pozwalali się całować w pierścień albo w trzewika zaznaczając przy tym, że sprawują urząd piotrowy jedynie z łaski Bożej! Czy można się dziwić negatywnym stereotypom i nastrojom antypapieskim utrwalonym zwłaszcza w krajach podzielonych wyznaniowo? A może to nie tyle sami następcy Piotra ile ich sekretarze, doradcy, zausznicy, „szare eminencje”, pochlebcy, faworyci, kuzyni, legaci itp., okazywali się podatni na pokusę pierwszych miejsc?
            Historia Kościoła niejako wirtualnie zapisana już jest w postawach apostołów. Ich następców nawiedzają te same pokusy i z tą samą siłą! Wraz z sukcesją wiary, dokonuje się przecież swoista „sukcesja pokus”!

            Nie chodzi jednak o to, by się zgorszyć historią innych ludzi (zwłaszcza osób namaszczonych i związanych z urzędem w Kościele). To raczej prowokacja, by potraktować ich jak lustro dla własnej pychy i ambicji! Chodzi o to by zobaczyć jak samemu ulega się tej samej pokusie pierwszych miejsc w świecie? Prowokacja, by zobaczyć własną obojętność na krzyż? By odkryć jak ta iluzoryczna wielkość jaką nadaje i jakiej pozbawia człowieka świat, jest obiektem mojego pożądania?

            Matka Teresa przez całe życie modliła się o dwie rzeczy: aby świat o niej całkowicie zapomniał. Jedną z największych ofiar jaką złożyła Bogu był wyjazd do Ameryki na Kongres Kobiet Chrześcijańskich. Pojechała pod presją swojego spowiednika i arcybiskupa Kalkuty. Czuła się stworzona dla najuboższych z ubogich. Dla świata który nadchodzi w obecności świętych. Tak bardzo chciała nie uczestniczyć jak inni tego bardzo chcą! Modliła się też by pan dał jej łaskę dawania Kościołowi świętych. Była uległa woli Bożej nie chcąc niczego urządzać po swojemu: „Niech On robi ze mną, cokolwiek chce, jak chce, jak długo chce. Jeśli moja ciemność jest światłem dla jakiejś duszy – a nawet jeśli nie jest niczym dla nikogo – jestem szczęśliwa  - że jestem Bożym polnym kwiatem” („ Prywatne pisma świętej z Kalkuty” s.289). W obliczu takiego wyznania wypada zapytać o jedno: Czy mamy chociaż trochę podobne pragnienia?  Krzysztof Drogowy
TOP