Wdowa nauczycielką nadziei (Mk 12, 38-42)

 W Polsce wdowieństwo to problem bezpośrednio dotyczący ponad 2,5 miliona ludzi. Z pojedynczych kart zgonu, anonsów i nekrologów powstaje smutna statystyka ludzi, którzy zasnęli jako małżonkowie by następnego dnia obudzić się wdową lub wdowcem. Co się dzieje kiedy nagle umiera połowa małżeństwa?   
                  Co czuje osoba, która musi zostać? Jak przyjąć niechcianą i nieplanowaną przez nikogo samotność? Jaki ma być dalszy ciąg jej życia? Ma pozostać we wdowieństwie czy też spróbować drugiego małżeństwa? Nie ma szkół przetrwania wdowieństwa. To ogromnie trudny i złożony proces oswajania się z nowa rolą, którą nagle wyznacza Opatrzność.
 
                Znam wdowę, która potrzebowała ośmiu lat by pogodzić się z faktem wdowieństwa. Wcześniej uciekała od ludzi i do ludzi. Uciekała też w imprezy, w alkohol, w afekty, w przelotne związki z mężczyznami, w seks, w dewocję, w pracę, w ogłuszającą muzykę, w jogę itp. Wszystko po to, by sobie znieczulić niechciane cierpienie. Cała strategia totalnej ucieczki doprowadziła do zaniedbań wobec dorastających dzieci. Próbując być i ojcem i matką, straciła kontakt nie tylko z nimi ale co gorsza, przestała panować nad sobą. Tylko zbiorowy wysiłek rodziny i wspólnoty modlitewnej pomógł jej przetrwać najgorsze. Dzisiaj szczęśliwa i pogodzona oddaje Bogu chwałę swoim życiem pełnym akceptacji. Może mówić o cudzie porównywalnym do tych, jakich doznają wdowy wspomniane w dzisiejszej Liturgii Słowa. Ocaliła ją nie ucieczka od wdowieństwa ale szukanie woli Bożej. 
              
Jak patrzeć na wdowieństwo, które nie ominęło wielu świętych a nawet Matki Bożej? Dobrym przykładem może być Św. Brygida Szwedzka (1303 –1373), mistyczka, patronka Europy. Mało kto wie, że zanim stała się zakonnicą była żoną i matką ośmiorga dzieci. Owdowiała wracając z pielgrzymki do Santiago de Compostela. Jej życie pokazuje, że wdowieństwo jest ostatnią ale niezwykle istotną częścią powołania małżeńskiego, które zaczyna się dziewictwem, przechodzi w miłość oblubieńczą małżonków, owocuje macierzyństwem i ojcostwem a oczyszcza i dopełnia we wdowieństwie. Wdowieństwo nie jest więc bytem samoistnym, przypadkowym, ale naturalną konsekwencją zaślubin z człowiekiem. To znak eschatologii małżeńskiej.
 
                W tradycji biblijnej wdowa jest symbolem bezbronnego nieszczęścia, dlatego Bóg bierze wdowy w szczególną obronę. Każdy kto krzywdzi wdowę lub sierotę (niezależnie kim jest) musi pamiętać, że ma przeciwko sobie samego Boga! Krzywda wyrządzona wdowie to jeden z grzechów wołających o pomstę do nieba!  Dzisiejsza ewangelia ukazuje nam anonimową wdowę. Wiemy o niej niewiele: jest bezimienna i uboga ale ma dostatecznie dużą wiarę. Wierzy pomimo wszystko i ponad wszystko! Nie przestaje doświadczać Jego miłości. Bóg wypełnia jej samotność i pustkę. Przychodzi do świątyni ze wszystkim, co się w jej życiu wydarzyło. Widać, że śmierć męża nie pozbawiła jej zaufania do Boga, skoro przychodzi się modlić i składa ofiarę swego niedostatku. Bóg czyta w jej sercu. Przychodzi brzemienna bólem osamotnienia, tęsknotą i żałobą. W ofierze składanej na potrzeby świątyni, powierza wszystko co ma. Jakby składała w ręce Boga całe swoje życie. Nie chce zabezpieczać się na przyszłość. Bóg jest jedynym jej zabezpieczeniem. Nie chce opierać się na iluzjach. Pozbawiona wszelkich ludzkich i doczesnych zabezpieczeń, powierza się ostatecznie Bogu. Nie wiemy jaką wiarę i jaką nadzieję miała będąc żoną, ale wdowieństwo nauczyło ją wszystkiego. Wdowieństwo było jej potrzebne, by mogła być dla nas czytelnym drogowskazem.
 
                Wielebny Martin L. King powiedział: „Nawet jeśli nauczę nadziei tylko jednego człowieka, nie żyłem nadaremnie”. Jeśli policzymy ludzi, którzy dzięki ewangelicznej wdowie nauczyli się powierzać swoje życie Bogu, może się okazać, że owa wdowa to jeden z największych profesorów w historii świata.  Krzysztof Drogowy 
TOP