Rodzinna pielgrzymka (Łk 2, 41-52)

 Księga Powtórzonego Prawa mówi: „Trzy razy do roku każdy mężczyzna ukaże się przed Panem, Bogiem twoim, w miejscu, które sobie obierze: na Święto Przaśników, na Święto Tygodni i na Święto Namiotów.  Nie ukaże się przed Panem z pustymi rękami. A dar każdego będzie zależny od błogosławieństwa Pana, Boga twego, jakim cię obdarzy(16, 16n).”

Z cytowanego tekstu jasno wynika, że w Izraelu pielgrzymka znaczy o wiele więcej niż przejaw prywatnej pobożności. Pielgrzymka nie jest z inspiracji ludzkich, lecz pochodzi z natchnienia Bożego. Jest odpowiedzią na konkretne wezwanie. To Bóg pragnie się spotkać z konkretnym człowiekiem, w konkretnym miejscu i czasie, zawsze zostawiając mu wolność decyzji! Boże pragnienie rezonuje w ludzkim sercu i jeśli człowiek traktuje je poważnie, staje się ono jego rzeczywistą potrzebą. Nie umie wtedy nie pragnąć Boga i Jego miłości. Pielgrzymka jest spotkaniem pragnień.

               Jakkolwiek nakaz Księgi Powtórzonego Prawa skierowany był tylko mężczyzn, to jednak znając realia patriarchalnego świata, kobiety z dziećmi przynależały do mężczyzn, którzy nosili na swoim ciele znak obrzezania świadczący o zawartym przymierzu z Bogiem. Bóg wzywając na spotkanie mężczyznę, wzywa także jego żonę i dzieci, a więc rodzinę! Ważne jest także i to, że człowiek (rodzina) nie powinien stawać przed Bogiem z niczym, „...z pustymi rękami”, lecz z darem na miarę otrzymanego od Boga błogosławieństwa. Zanim poprosi o nowe łaski, ma podziękować za już otrzymane! Nie można sięgać po następne, nie zauważając poprzednich.

               Zewnętrznie Józef z Maryją są biedni. Materialnie nic nie znaczą, ale prawda najgłębsza jest taka, że żadna rodzina w historii nie otrzymała większego błogosławieństwa. Żadna nie ma w sobie większego ducha ubóstwa tzn. żadna nie czuje się tak bardzo związana z ojcostwem Boga. Żadna nie otrzymała takiego potomstwa jak Rodzina z Nazaretu! W oczywisty więc sposób są razem na pielgrzymce, w świątyni, we wspólnym uwielbieniu. Są razem przed Bogiem, bo są świadomi otrzymanych błogosławieństw!

               Dla prawowiernego Żyda największą tragedią byłoby gdyby musiał stanąć przed Bogiem sam, bez potomstwa. Gdyby rodzone dzieci straciły wiarę, gdyby uległy bałwochwalstwu albo stały się bluźniercami. Grzech apostazji dzieci był przeżywany jako grzech zaniedbań rodziców i ich osobista klęska. I co warto podkreślić, bardziej była to klęska ojca niż matki. Oznaczało to, że mają rzeczywiście puste ręce, bo nie ustrzegli dzieci, nie obronili ich przed zwątpieniem, nie zachowali ich w łasce przymierza. Nie dali przykładu, a więc zgorszyli!

               Ilu rodziców skądinąd pobożnych, staje w świątyni nawet często, regularnie, ale bez dzieci? Ilu rodziców opłakuje apostazję swojego potomstwa? Ilu patrzy na grzechy swoich synów i córek, na poplątane życie, na głupstwa i konsekwencje głupstw i obwinia przy tym wszystkich wokół, samemu nie czując się winnym, a nawet odpowiedzialnym? Ilu chce osiągnąć usprawiedliwienie oskarżając: sąsiadów, kolegów, zięciów, synowe, akademik, media, Kościół itp?

               Dzisiejsza ewangelia i uroczystość jest bardzo ważna, szczególnie dla  rodzin, które mają dzieci w trudnym wieku dojrzewania, kiedy wiara jako wybór rodziców powinna się stać wyborem własnym dziecka. Kto ten moment prześpi, ryzykuje wszystkim, co się wydarzy lub nie wydarzy w życiu syna czy córki. Być może ryzykuje jego zbawieniem, a na pewno problemami życia doczesnego.

               Na pozór dzisiejsza ewangelia nazywana tajemnicą znalezienia zawiera sugestię, że Jezus się zgubił, albo, że Maryja z Józefem zgubili Jezusa, w dodatku w czasie pielgrzymki do Jerozolimy. Byłoby to naprawdę dramatyczne, gdyby pobożni ludzie na pielgrzymce stracili więź z Chrystusem. Tymczasem, nie było to ani zagubienie ani ucieczka. Jezus bardzo wcześnie, świadomie został w tym, co należy do Ojca. Scena spotkania po trzech dniach w świątyni tak naprawdę jest sukcesem wiary Józefa i Maryi, bo jak nie patrzeć z satysfakcją, nadzieją i radością na Syna, który chce pełnić wolę Najwyższego? Jak nie cieszyć się z odkrycia, że Syn bardziej słucha Boga niż rodziców?

               Krzysztof Drogowy 

 

 

TOP