Błogosławieństwo inne od oczekiwanego (Łk 6,17.20-26)

   Wszyscy mamy problem ze szczęściem. Najpierw z samą jego definicją, potem z jego zdobywaniem. Bywamy głodni szczęścia i jednocześnie trudni do nasycenia.
Długa i pogmatwana jest historia samego pojęcia szczęście, bowiem po drodze doszło do wielu jego wypaczeń i uproszczeń. I tak bliskoznaczne i stosowane zamiennie, słowo „pomyślność” zaczęło być interpretowane jako spełnianie się wszystkiego po myśli człowieka czyli według ludzkich przewidywań. Tymczasem greckie słowo eudajmonia oznacza los człowieka znajdującego się pod opieką dobrych bóstw. Wcale nie musi być szczęściem spełnianie się naszych planów. Rodzi się pytanie: Czy szczęście jest prezentem bogów czy dziełem własnym człowieka? Boecjusz (480-524) ze zdziwieniem pytał: „Czemu poza sobą szukamy szczęścia, które jest w nas?” 
   Niektórzy szczęście utożsamiają z przyjemnością, ale przecież nie każda przyjemność zbliża do szczęścia, czasem rodzi cierpienie i poczucie winy, uzależnia, deprawuje, czyni człowieka zakładnikiem lub sprawia, że wchodzi w konflikt z prawem do szczęścia innych osób. Gwałciciel może mieć przyjemność, ale na trwałe unieszczęśliwia drugą osobę, łamie prawo a przy tym ryzykuje przykre dla siebie konsekwencje. Herod z Herodiadą niewątpliwie szukali dla siebie przyjemności, tyle, że ceną była śmierć niewinnego człowieka.
 
   Dodatkowym problemem jest: ulotność, fragmentaryczność, chwilowość każdej przyjemności. Zawsze trwa o wiele za krótko – jest epizodyczna! Co więcej; rozbudza coraz większy apetyt, coraz mniej przy tym sycąc! Pomnaża w człowieku poczucie niekończącego się głodu. Natchniony mędrzec mówi: „Nie nasyci się oko patrzeniem, ani ucho napełni słuchaniem” (Koh 1,8). Choć czasem takie doświadczenie iluzji (fatamorgany) jest niezbędne by przekonać kogoś do zmiany oczekiwań.   Człowieka unieszczęśliwia fałszywa lub nierealistyczna wizja szczęścia. Bóg daje nam własną koncepcję szczęścia, która jest jakby na antypodach naszych oczekiwań. Bóg łączy słowa które my zwykliśmy przeciwstawiać! Ilu z nas kojarzy szczęście z ubóstwem, płaczem czy odrzuceniem? Z czym wiążemy błogosławieństwo Boże, z biedą czy z dostatkiem? Czy nie bliżej nam do skojarzeń, że szczęściem jest raczej bogactwo, nasycenie i radość? Jak wytłumaczą księża dzisiejszą ewangelię np. na Haiti, słonecznej wyspie, która stała się grobem setek tysięcy ludzi? Czy ocalałym (nieraz cudem) mają powiedzieć, że śmierć jest czymś lepszym niż życie? Cały świat wydaje się współczuć a tu nagle Kościół ocalałym z kataklizmu czyta paradoksy ewangelicznych błogosławieństw. Niektórzy są tak biedni, że już bardziej biednym być się nie da i nagle Kościół mówi: Biedny to nie znaczy ubogi! Nie ma tu prostego znaku równości! Wydaje się, że dzisiejszą ewangelią Kościół dokłada udręk ludziom, którzy i tak czują się naznaczeni.
 
   Nasza natura nie przyjmuje takiego klucza interpretacyjnego; buntuje się przeciwko takim tłumaczeniom, uważa je co najmniej za niestosowne lub wręcz nieludzkie. Przez całe życie słyszała zewsząd o innych koncepcjach szczęścia i nagle słyszy votum separatum, głos inny od wszystkich, który wybiega w przyszłość. Nasza natura nie jest zdolna przyjąć dzisiejszej ewangelii zanim dozna łaski nawrócenia. Nawrócenie (przewartościowanie) jest niezbędne, inaczej słowo błogosławieństw potraktuje jak złośliwą prowokację. Nawrócenie oznacza zmianę wszystkich życiowych odniesień; odkrycie, że jedynym zabezpieczeniem jest miłość Boga, która jest nade mną w każdej sytuacji, także tej trudnej i traumatycznej.
 
    Dlatego tyle rozczarowań czeka na każdego z nas. One nie biorą się z niczego i nie wiadomo po co. Bankructwa nadziei doczesnych filtrują nasze życie, pomagają urodzić się nadziei ostatecznej. Śmierć iluzji jest życiem prawdy! Może nasze lęki przed umieraniem są oznaką niewiary w możliwość zmartwychwstania? Prorok Jeremiasz mówiąc o nadziei używa metafory drzewa, które by kwitnąć i owocować stale się zakorzenia:
  Błogosławiony człowiek, który pokłada ufność w Panu,
  i Jahwe jest jego nadzieją!
  Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą
 co swe korzenie puszcza ku strumieniowi.
  Nie obawia się, skoro przyjdzie upał,
  Bo zachowa zielone liście.

  Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju

  I nie przestaje wydawać owoców” (Jr 17,7n).
Ale czy słowa proroka nas przekonują? Może podpatrując innych ciągle szukamy życia tam, gdzie ono w ogóle nie występuje? Może wszechobecne mechanizmy świata angażują nas tak mocno, że doczesność wystarcza nam za wszystko, nawet jeśli daje się nam we znaki?

 
Krzysztof Drogowy  
TOP