Kozioł ofiarny (Łk 4, 1-13)

 Dlaczego na inaugurację swojej misji Jezus wybrał pustynię? Pewien istotny trop odkrywa przed nami starotestamentalna liturgia pojednania - Jom Kipur.
             Społeczność Izraela by się oczyścić, raz do roku przyprowadzała do arcykapłana dwa kozły ofiarne. Nad jednym z nich wypowiadano wszystkie możliwe winy. Była to długa litania popełnionych grzechów, skoro każdy Izraelita musiał rozpoznać i nazwać swoją grzeszność, a znając ludzką naturę nikomu nie przychodzi to łatwo. Działo się to na pamiątkę dnia w którym Mojżesz powrócił z drugimi Tablicami Dekalogu i ogłosił ludowi, że Bóg przebaczył mu kult „złotego cielca”. Pierwsze tablice roztrzaskał na oczach tańczącego przed cielcem tłumu. Ten bynajmniej nie teatralny, spontaniczny gest miał im powiedzieć, że Bóg poczuł się odrzucony, wzięty w nawias. Ale kiedy lud się upokorzył, poprosił o jeszcze jedną szansę, której Bóg nie odmówił. Miłosierdzie zawsze jest większe od wszystkich grzechów. Grzeszność wydaje się być nieskończona, a miłosierdzie jest nieskończone! 
          
Egzorcyzm pojedynczych sumień, stawał się egzorcyzmem wspólnoty. Nie ma i nigdy nie było odpowiedzialności zbiorowej, ale to, co bywa indywidualną apostazją, w każdej chwili może się stać zbiorowym kataklizmem
 
         
Gdy celebrans kończył litanię, objuczone ludzkimi winami zwierzę wypędzano na pustynię i pilnowano, by przypadkiem nie powróciło. Wypędzenie kozła było ofiarą dla Azazela - władcy demonów, ponieważ zapłatą za grzech zawsze jest śmierć i jeśli nie ponosi jej grzesznik, musi ją ponieść ofiara zastępcza. Możemy sobie wyobrazić narastające napięcie. Wszyscy niecierpliwie czekali aż kozioł padnie z wycieńczenia i uroczyście zostanie to ogłoszone w świątyni. Dopiero wtedy sumienie Izraelity mogło zaznać prawdziwego pokoju. Śmierć ofiary owocowała ciszą sumień.
 
            Nie było to jednak oczekiwanie bierne. Tego dnia obowiązywała abstynencja seksualna, jałmużna, odwiedzanie chorych a przede wszystkim szukanie sposobu do pojednania się z bliźnim. Talmud przestrzegał przed zapalczywością w gniewie mówiąc, że jeśli ktoś mimo trzykrotnej próby pojednania nie wybaczył – grzeszy ciężko.
            Drugi kozioł był składany uroczyście na ołtarzu jako dziękczynienie. Izrael zawsze czuł, że ma za co dziękować Bogu, bo właściwie cała jego historia jest niekończącym się pasmem niezasłużonych cudów. Jak tu nie dziękować za przebaczenie, które przecież nikomu się nie należy. Psalmista mówi: Jeśli zachowasz pamięć o grzechach naszych Panie, któż się ocali”. Musi istnieć równowaga próśb i dziękczynienia, inaczej człowiek/naród staje się cyniczny, niewdzięczny i zuchwały.
 
            W Jezusie archaiczne figury zwierząt ofiarnych znajdują swoje wypełnienie. On jest ofiarą zastępczą, która przyjmuje na siebie wszystkie konsekwencje cudzych grzechów. On jest objawieniem się miłosiernej miłości Ojca. On jest naszą Paschą, naszym pokojem i naszym dziękczynieniem. Czyż nie mówimy w każdej Eucharystii – „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie, Tobie Boże Ojcze Wszechmogący w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków.” Dlatego fakt, że Jezus niczym kozioł ofiarny umarł za murami miasta, nie powinien nikogo dziwić. Pustynia to miejsce zaludnione wszystkimi demonami, które na trochę opuściły ludzi i zbierają siły, by powrócić do nich ze zdwojoną siłą! Pustynia nie jest żadnym poligonem lecz najprawdziwszym polem walki na śmierć i życie. Na poligonie wszystko dzieje się na niby, na pustyni - wszystko jest prawdziwe: wrogowie, strach, samotność, złudzenia, głód, kuszenie. Sługa pański momentalnie poczuje się zewsząd oblężony. Jeśli ocaleje to tylko wtedy, gdy odwoła się do mocy Bożej. 
            Nasze przeżywanie pustyni często jest infantylne. Albo traktujemy ją jak rodzaj gigantycznej piaskownicy i okazję do egzotycznych przygód albo podchodzimy do niej lekceważąco, sądząc, że poradzimy sobie bez czyjejkolwiek pomocy. Niejedną pustynię znaczą karawany ludzkich szkieletów – to zuchwali śmiałkowie, którzy przecenili swoje możliwości. Oszukała ich wiara w samych siebie. Pokorni poszli dalej. Krzysztof Drogowy 
TOP