Cud na Marach (Łk 7, 11-17)

   Nie zdążyła nacieszyć się małżeństwem a została wdową. Nie zdążyła urodzić wielu dzieci a umiera jej jedyny syn. Śmierć dziecka to szczególny rodzaj bólów rodzenia.
Trudny do wyobrażenia i opisania. Porwana przez taniec niechcianej śmierci, kolejny raz obleka się w żałobę! Śmierć dwóch najbliższych sercu mężczyzn - czy to nie za dużo nieszczęść jak na jednego człowieka?! Nie wypada porównywać śmierci, bo za każdym razem jest to inne umieranie! Ale w każdej śmierci rodzi się niechciana samotność. To nie tylko różnica ilościowa, że z dwojga małżonków na scenie życia pozostaje wdowa, ale to jest różnica jakościowa. Małżeńskie  my przechodzi w owdowiałe ja! Kiedy umiera dziecko dochodzi do swoistego osierocenia matki.
   Jezus jest poruszony cierpieniem wdowy z Nain, bo wie, że niedługo, w Jerozolimie, inna wdowa będzie przeżywać śmierć jedynego Syna. To jest niezwykle osobista chwila gdy w cierpieniu obcych dostrzega się cierpienie najbliższych i własne. Śmierć nie żartuje. Jest dosłowna i apodyktyczna. Nikogo z ludzi nie pyta o zgodę. Wśród przechodniów chodzi otoczona majestatem ludzkich lęków, buntów i rozpaczy! Żaden z ludzi nie ma nad nią władzy, dlatego wydarzenie śmierci musi zostać odniesione do Chrystusa i Jego zmartwychwstania. Następujące po sobie wskrzeszenia córki Jaira (Mk 5,35-43), młodzieńca z Nain (Łk 7,11-17) oraz Łazarza (J 11,1-46) stanowią swoistą oś życia równoległą do Jordanu. Między Kafarnaum, Nain, Betanią i Jerozolimą przepływa strumień zwycięstwa nad śmiercią, zapowiadany przez proroków jako znak nadejścia czasów mesjańskich.
  
   Jezus łamie obowiązujący kanon zachowań wobec umarłego, który zakazywał dotykania zwłok po zabalsamowaniu. Zmarły już do nas nie należy, jest w ręku Najwyższego. Złamanie tego prawa i zwyczaju powodowało zaciągnięcie rytualnej nieczystości. Ingerencja w świat zmarłych narażała też na społeczne potępienie, zemstę dusz i gniew Boga. Musimy pamiętać, że w starożytnych kulturach, inaczej niż w naszej, śmierć stanowiła sacrum, którego w żaden sposób nie wolno było naruszać i beszcześcić. Żeby do tego nie doszło, tradycja żydowska  nakazywała jak najwcześniejszy pochówek. Bóg jako jedyny jest Panem ludzkiego życia i śmierci, w opozycji do bożków pogańskich, które zachowują w sobie pozory życia. Psalmista mówi o nich:

„ Bożki pogańskie to srebro i złoto,
dzieło rąk ludzkich.
Mają usta ale nie mówią,
mają oczy ale nie widzą.
mają uszy ale nie słyszą;
 nie ma oddechu w ich ustach.
Podobni są do nich ci, którzy je robią
i każdy, co w nich ufność pokłada” – Ps 136,15-18
    Mary to inaczej nosze zmarłego. Czasem słowem mary metaforycznie określano również orszak zawodzących płaczek, które pojawiały się na wyraźnie życzenie rodziny, by towarzyszyć tym, którzy zostają i muszą odnaleźć się w świecie żałoby.
 
    Wszyscy obecni na pogrzebie młodzieńca z Nain niosą w sobie ukrytą, potencjalną śmierć. To tylko kwestia czasu, gdy każdy z nich (z nas!) spotka się z nią osobiście. Jezus Chrystus jako jedyny nosi w sobie zmartwychwstanie. Jezus Chrystus to jedyny Zwycięzca wśród pokonanych! O ile nieśmiertelność duszy jest prawdą uznawaną we wszystkich religiach, zmartwychwstanie ciała jest wyłącznie dogmatem chrześcijaństwa, dogmatem  najtrudniejszym do zaakceptowania przez rozum, ale niezwykle ważnym dla rozumienia integralności naszej natury. Ciało zmarłego było zespolone z duszą podczas pełnienia dobrych i złych czynów – przede wszystkim dlatego, że w trakcie ziemskiego życia jest integralną częścią osoby ludzkiej, więc także po śmierci dzieli jej los!
    Dlatego pierwsi chrześcijanie nawet poprzez terminologię wyrażali prawdy eschatologiczne, a więc najważniejsze. Cmentarz (coemeterium) określany był nie jako miasto umarłych (nekropolis) lecz jako miejsce odpoczynku lub snu (dormitorium); miejsce tych, którzy zostali poświęceni Bogu (campo santo); miejsce w którym został złożony nasz depozyt. Bowiem depozytem są ciała, które mają być zwrócone w dniu powstania z martwych. W całkowitej sprzeczności do eschatologii chrześcijańskiej stoi słowo sarkofag, ostatnio tak często wymawiane, w związku z pogrzebem pary prezydenckiej. Po grecku sarkopfagos znaczy pożerający ciało. A przecież nie o to nam wszystkim chodzi! To chyba najmniej szczęśliwe określenie choć uważane za dostojne. Być może wyraża majestat śmierci, ale nie majestat człowieka a już na pewno nie wyraża majestatu Boga, Zwycięzcy śmierci! O zrozumieniu lub niezrozumieniu problemu świadczy także język. Pamiętajmy o tym! 

Krzysztof Drogowy
TOP