Na oczach wszystkich (Łk 7, 36-8,3)

   W dzisiejszej ewangelii mamy przynajmniej dwie niewiadome. Nie znamy tożsamości kobiety i nie wiemy na czym polegało jej grzeszne życie. Ale to, co wiemy w zupełności wystarcza, by odkryć właściwy sens zdarzenia. 
    Pierwsze, co się rzuca w oczy to fakt obecności Jezusa w domu faryzeusza. Faryzeusze czuli się oddzieleni od reszty społeczeństwa. Chorobliwe poczucie duchowej wyższości sprawiało, że wraz z upływem czasu stawali się coraz bardziej wyalienowani. Ten zamknięty krąg podobnie wyobcowanych ludzi potrzebował dobrych relacji z Jezusem. To stary, sprawdzony sposób uwiarygodnienia siebie poprzez towarzystwo osoby nieposzlakowanej i wiarygodnej. Jezus ma świadomość, że obecność w domu faryzeusza jest ryzykiem i zrodzi różne wątpliwości. Mimo wszystko przychodzi. Zna intencje faryzeusza Szymona, jednak go nie osądza. I tu jest pierwsze ważne pouczenie: nie osądzajmy bliźnich, zwłaszcza, że nie wiemy o nich tego, co wie tylko Bóg! Jeśli nie odwiedzamy domów o wątpliwej reputacji, jeśli nie chcemy być kojarzeni z ludźmi, co do których społeczność ma poważne zastrzeżenia, to znaczy, że mamy faryzejską mentalność, która każe osądzać i czuć się lepszym od innych!
 
   Drugie, co warto zauważyć to postawa kobiety. Obciążona zarzutami i poczuciem winy, napiętnowana, nie czeka na zaproszenie. Ostentacyjnie wręcz zuchwale narusza mir domowy! Naraża się na jeszcze jeden zarzut! Nie wdaje się z nikim w dyskusje, bo wie czym to grozi. Idzie od razu do Jezusa szukając w Nim ocalenia. To rodzaj publicznej pokuty. My pewnie zrobilibyśmy to o wiele bardziej dyskretnie, kameralnie, gdzieś na uboczu, tak by inni nie widzielizapominając, że grzechy publiczne wymagają publicznej pokuty. W długiej historii Kościoła bywało z tym różnie. W kościele pierwotnym praktyka pokutna była radykalna ale pełna miłości. Upadli - tzw. lapsi, stanowili nawet odrębną grupę pokutników, która niejednokrotnie latami była oddzielona od wspólnoty. Nikt tego nie kwestionował, może dlatego, że widać było w tym pasterską troskę o prawdziwe nawrócenie. Była to nie tyle kara, co zbawienne karcenie. Ale już w średniowieczu uwikłanie Kościoła w bieżącą politykę uczyniło z pokuty swoisty pręgierz. W dodatku niejedną decyzję dyktowały ambicje i urażona miłość własna. Przypomina się bezowocna pokuta cesarza Henryka IV u bram Canossy (1077 r.). Trzy dni boso w marznącym śniegu, ubrany w wór pokutny prosił papieża Grzegorza VII o zdjęcie ekskomuniki. Można się zadumać nad szczerością cesarskiej pokuty skoro kilka lat później pozwolił się ukoronować przez antypapieża - Klemensa III. Ale trzeba także pytać, co kierowało ówczesnym następcą św. Piotra? Bilans całego zdarzenia jest tragiczny: doszło do walk wewnątrzkościelnych, cesarz powziął wyprawę przeciwko papieżowi. Kolejne klątwy nic nie dały. Papież uciekł do Salerno i tam, na wygnaniu wkrótce zmarł. Cesarz zmuszony do abdykacji przekazał tron synowi. Przykład udawanej skruchy i nie mniej udawanej miłości do grzesznika, utrwalony w podręcznikach historii zarówno z miłości jak z nienawiści do Kościoła.
  Wróćmy jednak do sceny ewangelicznej. Na szczęście żal i skrucha kobiety są szczere a miłość Jezusa jest prawdziwa. Oto przykład relacji grzesznika z Bogiem, w której nie ma żadnych udawań. Kobieta nie szuka dla siebie żadnego alibi. Nie usprawiedliwia swoich grzechów grzechami innych. Nie próbuje pomniejszyć swojej winy. Staje, a właściwie klęka, skruszona i bezbronna. Milcząc czeka na Boże miłosierdzie. Czy ktokolwiek z nas tak pokutował? Czy nasze spowiedzi nie są powierzchowne i ogólnikowe?  Czy jest w nich dość szczerego(!) żalu? Czy mamy w sobie pragnienie nawrócenia? Czy do końca zdajemy sobie sprawę z powagi naszych grzechów w życiu naszym i bliźnich? Czy nie banalizujemy popełnianych grzechów i zła, które jest ich owocem? Czy gotowi jesteśmy upokorzyć się przed Bogiem i przed wspólnotą ludzi, pomni, że nasza grzeszność osłabia ją od wewnątrz? Czy jest w nas świadomość, że zdradzając Boga, zdradzamy także ludzi, którzy w Niego wierzą? Co z zadośćuczynieniem czyli, co z długami, które obciążają naszą hipotekę? Faryzeusz licząc cudze długi zapomniał o własnych. Jakby ich nie było lub były niewielkie, wręcz symboliczne. Myślę, że opowiedziana przez Jezusa przypowieść chociaż na trochę otworzyła mu oczy.
  Okazuje się, że na tej uczcie niektórzy dostali jedno danie więcej: faryzeusz najadł się wstydu a wielu jego współbraci najadło się strachu! Sprawcą był Miłosierny Jezus! Pikanterii całości dodała skruszona kobieta!
 

Krzysztof Drogowy

TOP