Pokusy i synowie gniewu (Łk 9,51-62)

   Dla Żydów Samaria była przysłowiową ością w gardle. Powstała w 929 r. przed Chr., jako owoc podziału na północne królestwo Izraela i południowe królestwo Judy.
Założone przez króla Omriego miasto konkurowało z Jerozolimą czego znakiem stało się sanktuarium na pobliskiej górze Garizim. Wcześniej Abraham wzniósł tutaj pierwszy ołtarz. Jakub zakopał tutaj posążki bożków rodziny swoich żon. Jozue po krwawych walkach i zdobyciu Aj odnowił przymierze tutaj z Bogiem Jahwe. Król Achab uczynił z niej stolicę kultu bożka Baala. Nic więc dziwnego, że Samaria budziła jak najgorsze i pogardliwe skojarzenia, stając się synonimem niewierności i odejścia od wiary przodków. Samaria uchodziła za religijną kloakę, w której można było znaleźć wszystko.
     Przechodząc z Galilei do Judei nie sposób było ominąć Samarii. Samarytanie utrudniali życie pielgrzymom i karawanom jak tylko mogli. Pielgrzymka przypominała trochę drogę do paryskiej Bazyliki Sacre Coeur przez Plac Pigale. Konflikt przechodził z pokolenia na pokolenie. Utrwalony stereotyp dobrych Żydów i złych Samarytan dotrwał do czasów Jezusa. Dlatego Jezus w poszukiwaniu owiec, które poginęły z domu Izraela udał się do tej nieprzyjaznej krainy. Apostołowie osłupieli widząc Jezusa rozmawiającego z Samarytanką. Zresztą, swoje zdumienie wyraża sama rozmówczyni: „ Jak Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym dała ci się napić?” (J 4,9).
 
    Co więcej, prawdziwą wdzięczność do której nie będą zdolni Żydzi okaże uzdrowiony Samarytanin (Łk 17, 11-19). Jedną z najpiękniejszych figur miłosierdzia stanie się nie Żyd, lecz Samarytanin - (Łk 10, 30-37). Można odnieść nieodparte wrażenie, że Jezus nobilituje Samarytan przywracając im odebraną godność. Odkrywa pośród nich prawdziwe perły, których nie może znaleźć wśród Żydów.
    W tym kontekście dopiero zrozumiały jest gniew Apostołów i łagodność Jezusa. Urażona duma każe się mścić! To oczywisty dowód ich słabości. Odwet zawsze jest pochodną gniewu. Gniew jest dowodem, że człowiek nie panuje nad sobą i nad swoimi reakcjami, a jednocześnie chce panować nad innymi. Gniew jest oznaką słabości zbuntowanej natury. Apostołowie pomstują, ponieważ czują się upokorzeni. Zupełnie zapomnieli jaką postawę zajął ojciec wiary - Abraham wobec grzechu Sodomy i Gomory (por. Rdz 18, 33), jak natarczywie modlił się o miłosierdzie dla tych, którzy ostatecznie wyproszonej przez niego łaski nie przyjęli.
    Przyjmowanie obelg i zniewag nie jest możliwe ludzkimi siłami! Do tego potrzeba nowej natury, która jest dziełem łaski. Odwet zapowiedział u zarania dziejów Lamek: „Słuchajcie, co wam powiem, żony Lameka. Nadstawcie ucha na moje słowa: Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli zrobi mi siniec! Jeśli Kain miał być pomszczony siedmiokrotnie, to Lamek pomszczony będzie siedemdziesiąt siedem razy”- (Rdz 4, 23). Słowa ta brzmią złowieszczo. O wiele groźniej niż Kodeks Hammurabiego. Mówi się, że gniew zaślepia. Najwięksi tyrani historii nie mieli najmniejszego problemu z zabijaniem swoich oponentów ale także ludzi Bogu ducha winnych. Nie wahali się zabijać nawet najbliższych, na których padł choćby cień podejrzeń. Herod w gniewie każe zabijać wszystkich pierworodnych w okolicy Betlejem(Mt 2,16-18). Ma to go wyzwolić z objęć strachu. Rzeź niemowląt jest pomnikiem prawdziwie królewskiego szału!
    
   Skąd się to bierze? Z uzurpacji do wymierzania własnej sprawiedliwości innym! Człowiek arbitralnie przyznaje sobie prawo wydawania ocen i wyroków, nazywania kogoś przyjacielem lub wrogiem, ważnym lub nieważnym, potrzebnym lub niepotrzebnym, a potem dokonuje egzekucji stanowionego przez siebie prawa. Nie zawsze są to rękoczyny, czasem jest to nękanie psychiczne lub inteligentna forma publicznego ośmieszenia, marginalizacji, usuwania ludzi niewygodnych w niepamięć. Nie zawsze robi się to osobiście (to zbyt dosłowne i prymitywne), o wiele częściej chce się to robić cudzymi rękami, nie wyłączając ręki samego Boga. A to już grzech szczególny, który mogą popełniać ludzie pozornie stojący najbliżej Boga. W ewangelii tej pokusie ulegają apostołowie, którym potem ktoś nadał przydomek -„synowie gromu”. Trudno zrozumieć, dlaczego wśród nich znalazł się uczeń umiłowany, ale najwyraźniej umiłowanie nie zabiera człowiekowi pokus, daje natomiast motywacje i siłę do zmagania się. Odpowiedź Jezusa została udzielona na wszystkie czasy. Ma obowiązywać w każdym pokoleniu chrześcijan i w każdej sytuacji, inaczej utoniemy w powodzi wyjątków, przypadków, precedensów, kompromisów inteligentnie i przewrotnie uzasadnionych wyższymi racjami. Od ewangelicznego przykazania miłości możemy przejść do reguły: cel uświęca środki.

   Dzisiejsza ewangelia jednoznacznie mówi, że nawet obecność samego Jezusa nie tłumaczy i nie usprawiedliwia gniewu! Cel nigdy nie uświęca środków, zwłaszcza gdy chcemy głosić innym ewangelię. Krzysztof Drogowy

TOP