Powołanie to nie sukces (Łk 10, 1-12.17-20)

   Pamiętamy z jaką niechęcią i strachem szedł Jonasz do Niniwy?! Najpierw pospiesznie i za wszelką cenę uciekał do Tarszisz (Jo 1). Właściwie zrobił wszystko, by misji nie podjąć.
By ją zwyczajnie odrzucić. Niniwa była czymś niechcianym, może nawet, znienawidzonym. Ucieczka była przejawem jawnego nieposłuszeństwa, owocem ucieczki była burza i niezawinione cierpienie wielu przygodnych ludzi. Próba wielkiego uniku skończyła się wielką klęską.    Gdybyśmy zdołali zobaczyć ogrom cierpienia jakie pojawiło się w tym świecie jako owoc ucieczki ludzi wybranych przez Boga! Może brak powołań jest jednym z widocznych przejawów takiej właśnie ucieczki. Ale są inne, nie mniej trudne i bolesne  np. sprzeniewierzenie się łasce powołania. Właściwie nie wiadomo, co jest większym nieszczęściem: brak powołań czy powołania utracone? Dla kogoś, kto odrzuca powołanie każda obietnica Boża w pewnym sensie staje się potępieniem, bo kiedyś będzie świadczyć przeciwko niemu. Zmarnowane powołania to zawiedzione nadzieje Pana Boga!
  Pamiętamy jak prorocy bali się przyjąć łaskę powołania świadomi możliwych cierpień?! Ezechiel zanim cokolwiek powie będzie przez jakiś czas niemy z przerażenia (por. Ez 3, 25-27)! Powołaniem Ozeasza ma być małżeństwo z prostytutką. Co więcej, prorok ma być ojcem dzieci nierządu (por. Oz 1, 2b). Czy można się dziwić, że prorok pytał jaki to ma sens i o co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego Pan Bóg chce go uszczęśliwić czymś, co raczej kojarzy się z nieszczęściem!  Izajasz czując się straszliwie niegodnym widzi, że potrzebuje ognia oczyszczającego. Przeraża go wizja, że mógłby przemawiać w czyimś imieniu, a mówić w imieniu Boga wydaje mu się czymś zuchwałym i karkołomnym (por. Iz 6, 5-6). Prorok boi się, że zniekształci myśl Boga, że Słowo Boże w jego ustach może zabrzmieć fałszywie. Gdyby tak współcześni kaznodzieje mieli te same obawy co Izajasz, może mówiliby sensowniej, prościej i z większą pokorą. Mniej byłoby wymądrzania się a więcej osobistego świadectwa! Przecież słowo „prorok” literalnie znaczy „usta Jahwe”. Trzeba uważać co mówi się w imieniu Boga, żeby Mu nie przypisać ludzkich myśli.
   Pamiętamy, że choć prorocy zmagali się ze strachem, ostatecznie jednak okazywali się posłuszni! Byli odrzucani właśnie dlatego, że byli wierni. Dlatego właśnie prorocy mogą i powinni być natchnieniem dla chrześcijan, których Jezus ustanawia  znakiem sprzeciwu. Chrześcijanie mają pojawiać się nie jak wilki pośród owiec i nie jak wilki pośród wilków i nie jak owce pośród owiec, ale jak owce pośród wilków. Jest w tym zapowiedź wyniszczającej ofiary jaką będą składać z samych siebie dla innych. Misja jest umieraniem dla własnych oczekiwań, które są źródłem największych frustracji i napięć! Tylko umieranie daje nadzieję na plony. Nie ma żniw bez zasiewu.    Powstały w ogniu lemiesz rozcina ziemię. Ziemia otwiera się na ziarno, które w niej gnije. Dzięki temu pojawia się źdźbło i potem kłos. Słońce pali zboże by mogło dojrzeć, potem ziarno zostaje starte na mąkę przez młyńskie koła. Zaczyn zatraca się i przez to zmienia wszystko. Na końcu, w piecu, powraca próba ognia bez której nie byłoby chleba. Próby i doświadczenia są życiodajne! Psalmista wyraża to w ten oto sposób:
 
             Idą i płaczą niosąc ziarna na zasiew
             Lecz powrócą z radością niosąc swoje snopy ( Ps 126,5)
Mamy więc, objawiony klucz do odczytywania misji, jaką Bóg zleca człowiekowi. Wyrusza się z lękiem i bólem serca. Misja to wielki znak zapytania: nic nie jest pewne, wszystko jest możliwe. Nie ma gwarancji, że się uda, że zostanie przyjęta ze zrozumieniem, że adresaci okażą wdzięczność. Jezus nie gwarantuje sukcesu. Sukces nie jest imieniem Boga! Skoro sam Bóg został odrzucony, należy przyjąć, że do istoty powołania należy odrzucenie! Jezus gwarantuje nie tyle sukces ile swoją obecność w każdym doświadczeniu nie wyłączając klęski. 

Krzysztof Drogowy
TOP