Akceptacja krzyża (Łk 14, 25-33)

       Co się dzieje kiedy człowiek nie chce nieść swojego krzyża? Strategie przetrwania bywają różne: szuka winnych stając się niezwykle skutecznym inkwizytorem niczym Torquemada. Kozłem ofiarnym może być każdy, nie tylko czarownice!  
Usiłuje uciekać w każdy możliwy sposób karmiąc się iluzją, że gdzieś można żyć nie cierpiąc. Ucieczki mogą być pospolite, prymitywne, jak nałóg, ale mogą też być inteligentne jak np. aktywność społeczna albo wręcz zachowywać pozory altruzimu, kiedy z pełnym poświęceniem usiłujemy nieść cudze krzyże. To zasadnicza pomyłka, gdy odkładamy własny krzyż tylko po to, by podjąć cudzy. Oznacza to, że żyjemy cudzym życiem i wypadamy z konkretnego scenariusza zbawienia. Bóg nie zbawia nikogo ogólnie, ale konkretnie; w konkretny sposób, w konkretnym miejscu i czasie, z udziałem konkretnych osób, przez konkretne próby i doświadczenia. Każdy krzyż każdego człowieka jest konkretny. Właśnie dlatego Jezus mówił, że mamy nosić własne krzyże a nie cudze. Zamiast dyskutować cudze problemy, zacznijmy omawiać swoje z ludźmi, których one dotyczą. Zamiast wychowywać cudze dzieci, najpierw i przede wszystkim, wychowujmy swoje. Zamiast bić się w cudze piersi, uderzmy się w swoje. Zamiast śledzić cudze pieniądze i długi, pomyślmy o swoich. Zamiast roztrząsać cudze dylematy, rozstrzygajmy swoje.
   Jedno zdanie - „Kto nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem” - wymaga szczególnego wyjaśnienia. Niezrozumienie może doprowadzić do fałszywych wniosków. Mamy nienawidzieć to, co w naszych relacjach do innych ludzi jest pozorne i chore, obarczone kłamstwem lub wyrachowaniem. Wszystko, co jest ważniejsze od życiodajnej relacji z Bogiem, wszystko co ją osłabia lub uniemożliwia, wszystko, co sprawia, że rezygnujemy z woli Bożej, byle tylko niczego nie utracić w oczach najbliższych. Afekty czyli uczucia infantylne potrafią nas zniewolić jak nici Ariadny, niewidocznie ale skutecznie. Afekty odbierają nam odwagę stawania w szczerości, wzajemnego upominania siebie, słusznego sprzeciwu. Afekty sprawiają, że miejsce, które w naszym życiu powinien zająć Bóg, zajmuje ktoś inny!
    Warto uświadomić sobie jeden podstawowy błąd w postrzeganiu krzyża. Najczęściej uważamy, że krzyż jest czymś, co przychodzi z zewnątrz. Wtedy można odgrodzić się, zamknąć drzwi, wyłączyć telefon, nie spotykać się, udać, że nas nie ma. Można wyjechać za granicę, uciec z domu, rozwieźć się albo wyprowadzić. Jednak szczególnym rodzajem krzyża jesteśmy sami dla siebie! Poeta pisze:
Czasem bywam zmęczony
sobą samymj
ak największym krzyżem
najbardziej niechcianym
jak najgorszym życzeniem
które ktoś wypowie 

Bywam zmęczony samą myślą
że się ma na głowie
właśnie ten krzyż nie innec
odzienność i ciało

 
ciągle krzyża za dużo
ciągle wiary za mało

 
krzyż bez chwały bez sceny
i bez znieczulenia
tak wprost postawiony
naprzeciw sumienia
krzyż nie – skończony
aż bliski zwątpienia.

 
   Spróbujmy odkryć, że być może sami sobie jesteśmy największym ciężarem. Przy okazji odkryjemy, że ten ciężar z wyboru lub z konieczności niosą inni, będący najbliżej nas. Druga część dzisiejszej perykopy zwraca nam uwagę, by nie szarżować w obliczu krzyża. Nie próbować stoickich postaw. Obiegowe powiedzenie „chcieć to móc” jest zwykłym kłamstwem wmawianym sobie i innym. Dla chrześcijanina „wierzyć to móc”! Dlatego przypowieści o budowaniu wieży i przygotowaniach do bitwy są pouczeniem by z wielką pokorą myśleć o sobie rzetelnie oceniając swoje siły! Cnota roztropności jest jedną z ważniejszych o jakie mamy się starać, by nasze życie nie stało się komedią lub tragedią pomyłek! By nie było pośmiewiskiem, lub co gorsza, by nie skończyło się śmiertelną klęską. 

 
Krzysztof Drogowy
TOP