Wytrwale czyli nie siłą, ale cierpliwie (Łk 18, 1-8)

Wdowieństwo i żałoba są konsekwencją śmierci. To zmiana nie tylko ilościowa, ale przede wszystkim jakościowa.
Tego nie można się nauczyć. Jest szkoła języków, szkoła tańca, szkoła rodzenia, szkoła nauki jazdy ale nie ma szkoły wdowieństwa. Z dnia na dzień człowiek, kobieta lub mężczyzna (częściej kobieta), zostaje postawiony wobec nieznanych dotąd wyzwań: bólu, samotności, tęsknoty, żalu, upokorzenia, decyzji, których się nie planowało wcześniej. W Polsce jest ponad 2,5 miliona ludzi owdowiałych. Z pojedynczych kart zgonu, pojedynczych nekrologów, pojedynczych pogrzebów powstaje smutna statystyka śmierci i wdowieństwa. Statystyka ludzi którzy nie odeszli, którzy zostają, nie wiedząc często jaki ma być dalszy ciąg ich życia. To ogromny fakt społeczny, zupełnie niedostrzegany przez krzykliwe mniejszości różnych maści. Tylko katastrofy wydobywają na światło dzienne i wprowadzają w przestrzeń medialną fakt wdowieństwa. W tym roku Polska w szczególny sposób stała się domem ludzi owdowiałych i jak na ironię w Roku Chopinowskim najczęściej granym utworem okazał się Marsz żałobny.
 
                Wdowa w Piśmie Świętym jest uosobieniem nieszczęścia zagrożonego, uciemiężonego, często świadomie, bez skrupułów ranionego przez ludzi o zniszczonych sumieniach. Spotkanie wdowy z sędzią, „...który Boga się nie boi i z ludźmi nie liczy”, wydaje się zasadniczym nieporozumieniem. Wydaje się, że wdowę czeka kolejne cierpienie w biurze sędziego, który jest wyjątkowym arogantem. Wdowa nie ma żadnej władzy i niczego nie może wymusić. Wydaje się, że nie ma żadnych argumentów, które byłyby wystarczające wobec straszliwej arogancji urzędnika. Kobieta postanawia osiągnąć swój cel nie siłą ale wytrwałą cierpliwością. Przysłowie mówi: „Kropla drąży skałę nie siłą ale częstym padaniem.” To jest jedyna „broń” bezbronnej kobiety. Gotowa jest się upokorzyć, podjąć wszelkie ryzyko, aby jej problem został rozwiązany. Problem musi być poważny. Ktoś enigmatyczny, kogo nie znamy, ciemięży ją. Może jakiś mężczyzna, może sąsiedzi, może rodzina zmarłego męża, może wierzyciele. Nieważne dla nas, choć ważne dla niej: tajemniczy ktoś nastaje na jej owdowiałe życie. Więc w odruchu samoobronnym kobieta szuka ocalenia u sędziego. Na początku wydaje się, że trafia jakby z deszczu pod rynnę. Ale przez wzgląd na jej wytrwałość, może nawet upór, zostaje wysłuchana. Nie jest zasługa sędziego. Kobieta może pogratulować samej sobie. Odchodzi radosna, bo sędzia od reguły zrobił wyjątek. Ten, który wszystkich ignorował, nie był w stanie zignorować wdowy! Może i on się czegoś nauczył. Może tego spotkania bardziej potrzebował on niż wdowa. Może to początek jego przemiany. Nawet tyrani mają chwile dobroci, ale potrzebują ludzi odważnych, których uznają za godnych siebie rywali. Kiedyś jednego z cesarzy kobieta prosiła o audiencję. Cesarz odpowiedział, że nie ma czasu, bo jest cesarzem. A ona mówi: „To przestań nim być, skoro nie masz czasu dla zwykłych ludzi.” Było to bardzo ryzykowne, może nawet zuchwałe, mogła stracić życie ale cesarz zreflektował się i wysłuchał jej skargi.
                Jezus opowiada historię wdowy, która być może wydarzyła się, by pouczyć nas o sensie i sile modlitwy. W Ewangelii jest duży cykl pouczeń o modlitwie, jako podstawowym akcie wiary ludzkiej. Bez modlitwy nie ma wiary lub wiara staje się zagrożona.
 
                Dlatego warto postawić sobie kilka pytań:
                -Jak się modlę?
 
                -O co się modlę?
 
                -Dlaczego się modlę?
                -Co mi przeszkadza się modlić?
                -Czy modlitwy i samego Boga nie traktuję jak „koncertu życzeń” albo „książki skarg i zażaleń”?
                -Czy jestem wytrwały na modlitwie?
                -Czy modlę się z wiarą?
                -Co się dzieję, gdy nie zostaję wysłuchany? Modlę się dalej czy urażony w swojej pysze przestaję?                 Krzysztof Drogowy