Tajemnica ostatnich słów (Łk 23,35-43)

          J. Haydn na zamówienie biskupa napisał oratorium Siedem ostatnich słów Chrystusa. Jest to muzyczna medytacja nad przesłaniem jakie stanowią ostatnie i najtrudniejsze chwile misji naszego Zbawcy: 
- „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” - (Łk 23,34) 
- „Dziś ze Mną będziesz w raju”- (Łk 23,43)
 
- „Niewiasto, oto Syn Twój, oto Matka Twoja”- (J19,26-27)
- „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił”
– (Mk15,34)
- „Pragnę” - (J19,28)- „Wykonało się”- (J19.30)
- „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mego” – (Łk 23,46)O strukturze dzieła zdecydował fakt, że było wykonywane w Wielkim Tygodniu w zaciemnionej świątyni. Biskup wychodził na ambonę, odczytywał stosowny fragment Ewangelii i wygłaszał homilię, potem schodził i leżał krzyżem na posadzce. W tym czasie orkiestra kameralna wykonywała pierwszą część oratorium. Schemat się powtarzał aż zostały wykonane wszystkie części. Była to raczej liturgia niż koncert. Niestety, dzisiaj już nikt nie tworzy takich dzieł tak jak nikt nie zwraca uwagi na ostatnie słowa umierających, nawet sami umierający!
  Wspominamy o tym dziele tylko dlatego, że te ostatnie zdania Chrystusa ukazują Jego prawdziwie królewską godność. Jezus otwiera grzesznikom podwoje swojego Królestwa. Chce ich uczynić obywatelami królestwa prawdy, wolności, sprawiedliwości i pokoju. Stwarza taką możliwość ludziom, którzy wedle ludzkich kryteriów, zasługują jedynie na śmierć. Ludziom, których społeczność wyklucza, którzy stają się bezdomnymi z powodu zaciągniętych win Jezus udziela zbawiennego azylu! Spełniają się wszystkie czarne scenariusze proroctw i psalmów. Oto jedyny Sprawiedliwy, jedyny Niewinny jaki kiedykolwiek chodził po ziemi, zostaje obarczony winami nas wszystkich.  Nie ma lepszych i gorszych grzeszników. Są tylko tacy, którzy oddają swoje grzechy Jezusowi, tacy, którzy nie widzą swoich grzechów (choć mają sokoli wzrok na cudze) i tacy, którzy widzą swoje grzechy, ale zatrzymują je w sobie, nie wierząc lub wątpiąc w Boże miłosierdzie.
   Jeden z łotrów umiera w buncie, z bluźnierstwem na ustach. Ucieka od swojej rzeczywistości. W gruncie rzeczy nie wierzy, że Bóg mógłby go kochać po tym wszystkim, co zrobił. Sądzi, że jego grzechy są większe niż miłość Miłosiernego Boga. Czuje się potępiony za życia. Popełnia ostatni z możliwych grzechów - grzech rozpaczy. Drugi łotr niczego nie broni, bo wie, że oskarża go wszystko, całe dotychczasowe życie. On ma świadomość, którą miał Dawid, gdy mówił: „Uznaję moją nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną”- (Ps 51,5). Nie mówi: „za mną”, nie mówi „obok mnie”, ale „przede mną!” I niezależnie czy jest to grzech już dokonany czy tylko potencjalny, on ma świadomość swojej kruchości i tego, że żyje na kredyt Bożej łaski.
 
To kolejne a zarazem ostateczne rozdroże, na którym Bóg czeka by obdarować człowieka niezasłużoną miłością. Ciekawe, że złoczyńcy nie mają imion? Może dlatego, by każdy z nas odkrył, że jest to historia o nim! Ale kto z nas myśli o sobie, że jest łotrem, który powinien wisieć na krzyżu?
Bez uznania własnej grzeszności i nazwania jej po imieniu niemożliwe jest odkrycie  tajemnicy miłosierdzia. Św. Bernard z Clairvaux mówił: „Jeśli człowiek nie poznaje prawdy o sobie staje się pyszny. A jeśli nie poznaje prawdy o Bogu popada w rozpacz”. Musimy więc poznawać jedno i drugie. 

 
Krzysztof Drogowy