Refleksje o początku (J 1, 1-18)

    Nie wiem dlaczego religia musi tłumaczyć się z tajemnicy początku. Przecież nauka nie wie więcej niż wiara. Św. Augustyn pytany: „Czym zajmował się Bóg zanim stworzył niebo i ziemię?”, odpowiedział w swoich Wyznaniach: „Przygotowywał piekło dla tych, którzy chcieliby dociec tajemnic”.
Czy z tego wynika, że mamy nie pytać, czy wprost przeciwnie, możemy i powinniśmy pytać, pamiętając tylko o poważnym defekcie naszej natury: o wiele bardziej jesteśmy zdolni do wypowiadania pytań niż słuchania odpowiedzi. Nie da się nie pytać. I o to Bogu chodzi!
   Zapytałem kiedyś nauczyciela fizyki na prowadzonej wspólnie lekcjo-katechezie: „Jak nauka definiuje pojęcie nicości?” Odpowiedział mi w ten sposób. „Wyobraź sobie, że nie ma materii, nie ma energii (energia może być formą materii tak, jak materia jest formą energii). Nie ma czasu, nie ma ruchu, nie ma żadnej zmiany. Nie istnieje też żaden punkt odniesień. Nie ma niczego i nikogo, żadnej istoty, która mogłaby opisać cokolwiek, także nicość. Nie istnieje żadna myśl ani pamięć o niej. Jedna wielka nieobecność i jedno wielkie nieistnienie. Nagle, nie wiadomo dlaczego, dochodzi do czegoś co ludzie nauki zwykli nazywać Big Benem, Wielkim Wybuchem. Miało to miejsce według różnych datacji kilka lub kilkanaście miliardów lat temu.”    Pytałem dalej: „Od jakiego momentu nauka próbuje i faktycznie potrafi  opisywać powstawanie świata (kosmogenezę)?” Fizyk odpowiedział; „Dziesięć do -32 sekundy po wybuchu!  Czyli 0.000000000000000000000000000000001 sekundy po!” Przyznacie, że to nie wiele, bilionowa część sekundy, zwłaszcza jak się zestawi ją z miliardami lat istnienia. Pytałem więc dalej: „Ale przecież o wiele ważniejsze poznawczo jest pytanie: Co było przed wybuchem? I co lub kto, ten wybuch spowodował?” Nauczyciel odpowiedział: „Tu pojawia się prawdziwe rozdroże. Drogi naukowców radykalnie się rozchodzą. Ateiści lub anty-teiści mówią o samoistności, kosmicznym zbiegu okoliczności lub przypadku. Agnostycy nabierają wody w usta i mówią - nie wiemy. Naukowcy wierzący w Boga (niezależnie od wyznawanej religii) mówią, że doszło do pierwszej i zasadniczej interwencji istoty, która wymyka się ludzkiemu poznaniu. Nazywana jest różnie: Absolut, Wielka Inteligencja, Stwórca, osobowy Bóg”. 
 
    Głos agnostyków z pozoru wydaje się uczciwy, w rzeczywistości niczego nie rozstrzyga a przez chrześcijan powinien być traktowany jako negacja Stwórcy i wielkiego dzieła stworzenia. Samoistność odrzuca niewątpliwy autorytet w świecie nauki, S. Hawking, nazywany „Einsteinem XXI wieku” mówiąc, że prawdopodobieństwo powstania wszechświata z przypadku, jest mniej więcej takie, jakby ktoś grając w kości 50 tysięcy razy rzucił szóstkę. Więc równe zeru!
 
     Hawking uważa się za ateistę lub według innych świadectw za anty-teistę, osobiście nie ma więc powodów, by faworyzować odpowiedzi, które wynikają z objawienia biblijnego. Powiedzmy sobie wprost. Jako jedyny możliwy początek pozostaje nam Bóg. I o Nim mówi św. Jan w prologu swojej Ewangelii:
„Na początku było Słowo,
a Słowo było u Bogai
 Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało”.   Padają największe słowa z możliwych: „początek”, „wszystko”, „nic”. One są nie tyle na miarę naszych pytań, ile na miarę Boga, który jest ponad wszystkim. Bóg wyjaśnia nam nicość poprzez akt stwórczy. Trudno nie zauważyć analogii między prologiem Ewangelii św. Jana a swoistym prologiem Księgi Rodzaju, która mówi: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” (1,1)
 
Ta odpowiedź wymaga nie byle jakiej wiary. Ale czy my wierzymy, że bez Niego nic się nie stało nie tylko w wymiarze globalnym, we wszechświecie, ale w historii konkretnych ludzi, jak ja i ty? Bóg dalej tworzy i dalej stwarza, bo nie zostawił swoich stworzeń samym sobie, jak usiłowali nam wmówić oświeceniowi deiści, nazywając Go wielkim zegarmistrzem świata. Nie porzucił żadnego prawa, żadnego mechanizmu, żadnej rzeczywistości naturalnej bez swojej opieki. Uczestniczy w historii jako Ojciec wszystkiego i wszystkich. Jego ręce nie tylko nadały wszystkiemu kształt ale podtrzymują wszystko w miłosnym uścisku w którym jest miejsce na wolność.
   Żaden człowiek, podobnie jak ewangelista, nie jest światłością, ale posłanym by zaświadczyć o Światłości. Tylko tyle i aż tyle. Inaczej zrobi to mistyk, inaczej teolog, inaczej filozof inaczej astrofizyk czy genetyk. Wykluczenie Boga jako odpowiedzi pierwszej a zarazem definitywnej, skazuje nas na piekło pytań i hipotez obciążonych ryzykiem niejednego błędu. 

Krzysztof Drogowy
TOP