Między Bożą a ludzką sprawiedliwością (Mt 5, 38 - 48)

 Echo Ewangelii W XVIII wieku przed Chrystusem niejaki Hammurabi stworzył kodeks nazwany jego imieniem. Jeden z najstarszych kodeksów prawa, w którym obywatele z definicji nie byli równi.

O wielkości kary decydował status społeczny: posiadany majątek lub pełnione funkcje. Ważne było, kto skarży i kto jest skarżony.  Inaczej był traktowany człowiek wolny inaczej niewolnik, Np. za uszkodzenie ciała niewolnika odszkodowanie należało do jego właściciela. Prawodawca zakładał, że wtedy większą stratę ponosi właściciel niewolnika niż sam niewolnik. Trzeba przyznać, że było to osobliwe rozumienie prawa i sprawiedliwości.
Każdy system usiłuje rozwiązać problemy, których sam jest sprawcą. Ksiądz A. Cholewiński (TJ) mawiał, że systemy dzielą się na: złe, gorsze i najgorsze. Niezależnie czy mamy na myśli niewolnictwo, feudalizm, komunizm czy demokrację liberalną, jedno jest pewne - w każdym istnieje  jakiś rodzaj większej lub mniejszej niesprawiedliwości. Pojawia się więc pytanie: Co zrobić z niesprawiedliwością? Jak na nią reagować, zwłaszcza gdy nie znamy lub nie jesteśmy w stanie usunąć jej przyczyn? Nie reagować w ogóle? Reagować odwetem czy też ucieczką? Przyjąć ludzką niesprawiedliwość i uznać ją za sprawiedliwość Bożą? Wydaje się to wręcz szaleństwem – uznać, że wszystko (dosłownie: wszystko!) co mnie spotyka, jest sprawiedliwością Bożą! Bóg tego chce lub dopuszcza dla sobie wiadomych powodów. Żeby zrezygnować z wymierzania bliźnim własnej sprawiedliwości trzeba wierzyć, że istnieje inna sprawiedliwość, której podlegają wszyscy, nie tylko winowajcy ale także ofiary. Nie tylko „oni” ale także „my”. Sprawiedliwość krzyża w którym Bóg udowodnił wszystkim, że jedynym Sprawiedliwym, jedynym niewinnym jest Jezus Chrystus, który przebacza  i kocha swoich prześladowców mimo wszystko. Bóg kocha nawet tych, którzy się potępiają i lądują w piekle. Nawet ci nie przestają dla Niego być dziećmi. Są dziećmi Boga potępionymi przez samych siebie. Żeby to doświadczenie miłości mogło się uobecniać w każdym pokoleniu potrzeba prawdziwych chrześcijan – owieczek gotowych przyjmować całe odium pogardy, obojętności i nienawiści, nie tylko jako dzieło zaślepionych bluźnierców ale przede wszystkim jako plan Boga, który najpełniej uobecnia się w odrzuceniu.  Niestety, my chrześcijanie chcemy uchodzić za wierzących ale nie chcemy być ostatnimi z możliwych. Nie chcemy stawać się śmieciem tego świata (por. 1Kor 4, 13).Za wszelką cenę chcemy znaczyć, być kimś. Z lęku przed odrzuceniem jedni wybierają kolejne kompromisy usiłując obłaskawić Ewangelię jak tylko się da. Inni zmieniają kościoły i wspólnoty, jakby od tego zmieniała się istota wiary. Są to pozorne rozwiązania prawdziwych problemów. Ci jeszcze nie odkryli, że całe piękno i wartość Ewangelii polega na tym, że jest niezmienna. Jeszcze inni przystępują do realizacji Kazania na górze o własnych siłach. A potem, po wielu nieudanych próbach popadają w totalne zniechęcenie, sądząc, że jest ono piękną utopią, dla której nie warto tracić czasu. Tylko nieliczni odkrywają sekret życia chrześcijańskiego, który polega na ciągłym doświadczaniu własnej słabości i Bożej mocy. Dla prawdziwego chrześcijanina słabość nie jest ani dziwna, ani straszna ani gorsząca. Jest normalną kondycją każdego człowieka. Jest oczywistością, którą zawsze traktuje jako punkt wyjścia! Ta oczywistość każe szukać życiodajnej relacji z Jezusem. Po prostu, chrześcijanin nigdy niczego nie wygrał sam. Ma natomiast udział we wszystkich możliwych zwycięstwach Jezusa Chrystusa.

Żeby nie opierać się złu, żeby z nikim się nie procesować, żeby móc nadstawiać drugi policzek, żeby kochać swoich nieprzyjaciół trzeba mieć drugie życie. Trzeba mieć wiarę, że jeśli stracę to pierwsze życie wyrażone w uznaniu,  w pieniądzu, w bałwochwalstwie rozumu, w panowaniu nad innymi, w kulcie przyjemności i dyktaturze wyglądu itp., Jezus da mi drugie życie oparte na miłości Ojca. I ta miłość zabezpieczy mnie we wszystkim. Pięknie to wyraził Św. Jan od Krzyża: „ Jeśli umrę zanim umrę, to nie umrę kiedy umrę”

Swoje życie mogę tracić tylko wtedy, gdy jestem zakorzeniony nie w drugim  człowieku ale w samym źródle życia czyli w Bogu. Inaczej wszystko staje się pobożnym chciejstwem lub zwykłą szarlatanerią. A tego nie powinniśmy fundować ani sobie ani tym bardziej innym.
 
 

Ks. Ryszard  Winiarski

TOP