Kuszenie - problem wiecznie żywy (Mt 4, 1-11)

Echo Ewangelii       Wydaje się, że im mniej ludzi i rzeczy wokół  nas, tym mniej pokus powinno się pojawiać. Idąc tym tokiem myślenia pustynia powinna być praktycznie wolna od pokus. Nic bardziej mylnego. Diabeł na pustyni ma się nie gorzej niż w ruchliwej, wielomilionowej metropolii.

W jakimś sensie zewnętrzna pustka jest jego sprzymierzeńcem. Pustka to wielkie teatr demona.  Sama pustka rodzi pokusę. Jeśli potrafimy go demaskować ze zdumieniem odkryjemy, że np. pokusy seksualne (najczęściej kojarzone ze sferą grzechu) są o wiele rzadsze niż np. pokusa buntu czy nieakceptacji, z którą człowiek może budzić się i zasypiać. Anioł nie zgrzeszył z kobietą, zgrzeszył samotnie.  W jego grzechu nie było w ogóle seksu, a zgrzeszył ciężko negując wolę Boga jako warunek  niekończącego się szczęścia. Można powiedzieć raczej była to kradzież niż pożądanie. Więc  pustka sama w sobie może być pokusą, by zapełnić ją byle czym albo własnymi pomysłami. Ale ilu ludzi gotowych jest uznać, że ich pomysły są podszyte pokusami? Spróbujmy posłuchać trzech mistrzów duchowej walki, którzy niewątpliwie byli w świecie pokus  ale ostatecznie wyszli z nich zwycięsko. Są dla nas niewątpliwym autorytetem.

                Pierwszy ma głos  św. Jan od Krzyża. Mówi on: „Każdy człowiek ma trzech wrogów: świat – nieprzyjaciel najłatwiejszy, ale za to wszechobecny; diabła – jest to nieprzyjaciel najtrudniejszy do rozpoznania oraz ciało – jest to nieprzyjaciel najbardziej  uparty z możliwych.  Żeby zwyciężyć jednego trzeba zwyciężyć wszystkich”. W tym miejscu warto zacytować  św. Grzegorza Wielkiego: „Winniśmy wiedzieć, że w pokusie są trzy stopnie: podniecenie, upodobanie i przyzwolenie. W naszych pokusach często poddajemy się upodobaniu, a nawet na nie zezwalamy, pochodzą one bowiem z grzesznego ciała: nosimy w sobie to, co wywołuje nasze walki”.

                Czeka nas walka na każdym froncie, dlatego życie chrześcijańskie jest niekończącym się zmaganiem. Jest życiem żołnierza, który rzadko pozostaje w koszarach a jeszcze rzadziej -  na przepustce. Prawie nigdy.

                Trzecim mistrzem duchowym, którego warto posłuchać jest św. Jan Chryzostom, który do neofitów  (świeżo ochrzczonych) mówi wprost:

„Przyjąłeś chrzest i oto teraz spadają na ciebie próby. Nie dziw się temu. Otrzymałeś broń nie po to, żebyś upadł, ale żebyś walczył. Dlaczego Bóg nie odwraca od ciebie pokusy? Po pierwsze, żebyś poznał jak wielką moc otrzymałeś; po drugie, żebyś się nie pysznił z powodu wspaniałych darów; po trzecie, żeby diabeł się przekonał, że odszedłeś od niego zupełnie; po czwarte – abyś z próby wyszedł mocniejszym; po piąte – na świadectwo, że otrzymałeś wielki skarb”.

                Walka duchowa polega na tym, że uczymy się rozeznawać naturę pokus, ich najgłębsze źródła, ścieżki grzechowej recydywy a przede wszystkim swoją niemoc wobec ich ogromu i różnorodności. Często mówimy: „Robię co mogę” i ma to być nasze najprawdziwsze alibi. Ale to za mało – Jezus Chrystus  nigdy do nikogo nie mówił, że ma robić co może. Mówił coś zupełnie przeciwnego: „Beze mnie nic nie możecie uczynić (J15,5)”. Nic to nic. To nawet nie jest trochę, to nawet nie jest cokolwiek!  Walka duchowa dokonuje się w nas ale nie jest naszym dziełem. Jest dziełem Jezusa Chrystusa, który nie mówi do nikogo: „Walcz!” , mówi: „Stań się polem walki, pozwól bym w tobie zwyciężał. Twoja pustynia i moja moc potrzebują siebie nawzajem”.

                Albo każdy z nas sprzymierzy się  z Chrystusem przeciwko demonowi, albo z demonem przeciwko Chrystusowi. Albo zostanie sam na sam z demonem a wtedy wynik jest najłatwiejszy do przewidzenia. Niestety, nie jest to zwycięstwo człowieka!

                Ks. Ryszard Winiarski, Lublin

 

TOP