Czasoprzestrzeń Królestwa Bożego (Mk 1, 14-20)

echoewangeliiW Starym Testamencie, gdzieś między Księgą Przysłów a Pieśnią nad Pieśniami, ukryta jest niewielka Księga Koheleta, której nieznany bliżej autor stawia fundamentalne pytania o sens ludzkiej egzystencji i szuka na nie odpowiedzi. W księdze odnajdujemy m.in. teologiczny traktat o czasie, który można streścić w jednym zdaniu: „Wszystko ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem". Jak wszystko, to wszystko! Nic nie dzieje się przypadkowo.

 A skoro tak, to można ulec przekonaniu, że światem i historią rządzi tajemnicze fatum, które każdą istotę czyni swoim zakładnikiem. Ten pozorny automatyzm zdarzeń dla wielu okazał się śmiertelną pułapką.

Jeśli Bóg ustami Koheleta mówi, że wszystko ma swój czas, to nie znaczy, że wszystko dzieje się w czasie przez Boga przewidzianym. W Bożych kalkulacjach jest przecież zawsze miejsce na ludzką wolność. To dlatego o wiele za późno poznajemy przesłanki i o wiele za wcześnie podejmujemy decyzje. O wiele za późno poznajemy prawdziwe intencje serca bliźnich. O wiele za wcześnie wydajemy oceny, opinie i sądy. Wiele rzeczy w historii po ludzku zdarzyło się albo za późno, albo za wcześnie, tylko dlatego, że ktoś nie rozpoznał czasu wybranego przez Boga.

Skoro Bóg wyznacza konkretną godzinę na wszystko, a my wielokrotnie spóźniamy się lub niecierpliwie pojawiamy przed czasem, to możliwe są różne komplikacje. Może dlatego wiele spraw przeciąga się i rozwiązuje o wiele dłużej, bo chcemy chodzić na skróty?

W bardzo ściśle określonym momencie dziejów i kontekście pojawia się w Izraelu zjawisko profetyzmu, zupełnie unikalne w całym starożytnym świecie. Proroka Biblia nazywa trzema określeniami: roeh, hozeh i nabi. Pierwsze dwa oznaczają kogoś wtajemniczonego, widzącego to, czego nie widzą zwykli śmiertelnicy, szczególnie gdy chodzi o plany i zamiary Boże. W tym sensie prorok nigdy nie jest osobą prywatną, nigdy nie reprezentuje wyłącznie siebie i nie występuje w swoim imieniu. Z chwilą wyboru traci prywatność, ponieważ od tej pory występuje w imieniu Boga, ponosząc nieporównywalną z nikim odpowiedzialność.  Słowo nabi dosłownie oznacza gotującą się wodę. Metaforycznie więc może chodzić o człowieka, którego coś trawi; którego spala jakiś wewnętrzny ogień; który się „wewnętrznie" gotuje.

Misja prorocka, jeśli nie została potwierdzona przez Boga znakami, odbierana była w kategoriach  bałwochwalstwa i bluźnierstwa. Dlatego prorocy żyli w stałym lęku, czy przypadkiem nie dokonują choćby najmniejszego fałszerstwa Bożej prawdy. O wiele bardziej bali się odrzucenia ze strony Boga niż ludzi! Jeden z najbardziej przejmujących tekstów na temat fałszywych proroków znajdujemy w Księdze Jeremiasza: „ Słyszałem to, co mówią prorocy, którzy prorokują fałszywie w moim imieniu (...) Oto się zwrócę przeciw prorokom - wyrocznia Jahwe - którzy używają  swego własnego języka, by wypowiadać wyrocznie. Oto się zwrócę przeciw tym, którzy prorokują sny kłamliwe, opowiadają je i zwodzą mój lud kłamstwami i chełpliwością. Nie posłałem ich ani nie dawałem polecenia; w niczym nie są użyteczni dla tego narodu - wyrocznia Jahwe"- (Jr 23, 25. 31-32). Jeszcze surowiej mówi Ezechiel: „Biada prorokom głupim, którzy idą za własnym rozumieniem, a niczego nie widzieli. Jak lisy wśród ruin, takimi są twoi prorocy, Izraelu" (13, 3-4).

Ewangelia mówi, że moment rozpoczęcia misji Jezusa zbiega się z momentem zakończenia misji Jana Chrzciciela. Ta zbieżność jest nieprzypadkowa! Gwiazda profetyzmu zachodzi, bo w mrokach dziejów pojawia się długo zapowiadana Światłość. Ogołocenie (kenoza) proroka wchodzi w ostatnią fazę. Po pustyni - więzienie, po uwięzieniu - egzekucja! Inni wielcy prorocy doczekali się choćby jakiejś namiastki sprawiedliwości, choćby pokazowych procesów. Jan Chrzciciel bez żadnego sądu czeka na śmierć. W królewskim lochu, w tej nieludzkiej statio mortis, dokonuje się najprawdziwsza liturgia światła. Zanim ono zgaśnie, pokaże, jak głęboko w naturę ludzką zstąpiła ciemność. Herod, Herodiada i ich goście są zupełnie nieświadomi, że to światło Bóg zapalił także dla nich, by nie czuli się pominięci przez Miłość. Nawet oni, a może oni przede wszystkim, byli adresatami tego światła. Niestety: do końca pozostaną w ciemnościach. Ale czy tylko oni? A my?

 

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy

TOP