Pokusy łatwego mesjanizmu (Mk 1, 12-15)

echoewangeliiustyniaSkoro kuszenie Jezusa dokonało się na pustyni, więc nie mogło być żadnych świadków tej próby. Jeśli opis kuszenia pojawia się na początku wszystkich ewangelii synoptycznych, to znaczy, że Jezus musiał się zwierzyć Apostołom z tego, co przeżył, zanim ich spotkał i powołał. Także oni sami byli owocem tej duchowej walki.

Tamto kuszenie co najmniej z kilku powodów okazało się niezwykle wyrafinowane. Nie było ono ani najdłuższe, ani najsilniejsze z możliwych, ale było pierwsze. Potem demon będzie wracał jeszcze wiele razy, używając zawsze tych samych narzędzi - strachu przed możliwym cierpieniem i złudzeń, które mają prowokować dezercję.

 

Istotne jest, kto komu rzuca wyzwanie. Szatan może wyzwać na pojedynek każdego człowieka, bo wie, że nad każdym z nas ma przewagę, ale nigdy nie rzuci wyzwania Bogu. Po klęsce pierwszego buntu, który miał uczynić go kimś większym niż był, odkrył, że nigdy nie będzie Bogiem, a nawet nigdy do Niego nie wróci! Na zawsze będzie zakładnikiem samotności, na którą sam się skazał. I nawet wszyscy ludzie, których zawłaszczy dla siebie, nie wypełnią tej pustki, która pozostała po wzgardzonym Bogu. Dla demona już nic się nie zmieni. Taki jest jego wybór i tylko można się dziwić tym teologom, którzy wierząc w ostateczne jego nawrócenie, głoszą apokastazę. Wręcz współczują szatanowi jako stworzeniu Bożemu. To naprawdę demoniczne obudzić w człowieku współczucie dla demona! Nawrócenie diabła w konsekwencji oznaczałoby koniec piekła i totalne zrównanie wszystkich, niezależnie jak cnotliwe lub jak grzeszne życie ktoś prowadzi - dla wielu to dopiero byłby prawdziwy mesjanizm!

 

Rację miał bł. Jan Paweł II, który w jednej z katechez środowych mówił: „Szatan, „władca tego świata" (J12, 31), działa podstępnie także i dziś. Każdy człowiek, prócz własnej pożądliwości i złego wpływu innych, doświadcza również pokus ze strony szatana - tym większych, im mniej zdaje sobie z tego sprawę „ (17.02.2002). Ewangelia wyraźnie mówi: Duch wyprowadził Jezusa na pustynię." „Odpowiada to w pełni logice życia duchowego i psychiki Jezusa: po otrzymaniu od Jana „chrztu Pokuty", Jezus odczuwa potrzebę, by przez pewien czas oddać się rozmyślaniu i umartwieniu (chociaż osobiście nie potrzebuje pokuty jako „pełen łaski" i „święty" od chwili poczęcia: por. Łk 1,35; J1,14) i w ten sposób przygotować się do swojej mesjańskiej posługi"

(bł. JP II, 21 VII 1990).

Jezus, kierowany wewnętrznym impulsem, podąża tam, gdzie prowadzi Go Duch Święty. Ciekawe, że zanim spotka ludzi, których ma zbawić, najpierw spotyka się z przeciwnikiem ich zbawienia. Idzie oznajmić mu, że wszystko, czego będzie nauczał i dokonywał, oznacza walkę z nim o każdego człowieka. Więc to nie szatan decyduje o wszystkim, choć można odnieść takie wrażenie. Prawda jest taka, że nic nie dzieje się bez wiedzy Boga, także kuszenie ludzi. Bóg dopuszcza pokusy, by w tyglu duchowej walki hartowały się cnoty, które czynią ludzkie życie pięknym, wolnym i szczęśliwym. Dlatego pokusy nie są jednorodne ani monotematyczne. Wachlarz możliwych pokus przypomina ogon pawia.

Istotą kuszenia Jezusa na pustyni jest mesjanizm triumfalny, wolny od cierpienia; mesjanizm owładnięty wizją łatwego sukcesu; oparty na unikach. Ale prawdziwy paradoks polega na tym, że w bezpośrednim kontekście kuszenia wydarzyło się męczeństwo Jana Chrzciciela. To był jeden z większych triumfów demona. Zresztą w rytuale satanistycznym najwyższą formą afirmacji szatana zawsze było i jest zabójstwo; zniszczenie tego, co Bóg stworzył. A jeśli dokonują tego ludzie z pobudek religijnych, to jest to nie tylko szczyt bałwochwalstwa, ale wręcz cyrograf. Niemniej nawet w takich sytuacjach demon nie jest wszechwładny.

Istotą synostwa Jezusa (a także synostwa chrześcijan) jest uległość woli Ojca. Dlatego Chrystus akceptuje scenariusz pustyni we wszystkim. W tradycji biblijnej liczba „czterdziestu dni" ma swoje wielokrotne odniesienie do wydarzeń brzemiennych w skutki. Czterdzieści dni trwał potop (Rdz 7, 4 -17); czterdzieści dni przebywał Mojżesz na górze (Wj 24,18); czterdzieści dni mocą cudownego pokarmu Eliasz szedł do góry Horeb (1 Krl 19,8) itp. Najwyraźniej Jezus tej tradycji nie zmienia, przeciwnie, szanuje ją i kontynuuje uznając jej wagę. Tutaj jest istotny trop, którym podążył Kościół uznając, że do wiary potrzeba nie tylko Pisma Świętego, ale także Tradycji. Spróbujmy sobie uświadomić, ilu ludzi przed nami wyszło na pustynię; ilu na przestrzeni XX wieków toczyło walkę o dusze swoje i bliźnich; ilu w tym Wielkim Poście zmaga się z większym lub mniejszym sukcesem.

Nie byliśmy i nie jesteśmy jedynymi prowadzonymi przez Ducha na pustynię, która coraz częściej pojawia się w trzewiach ludzkich mrowisk, pośród ciasnoty, hałasu i pośpiechu! Jednym łatwiej jest walczyć w totalnej samotności, inni szukają wspólnoty. Wszyscy jednak potrzebujemy Jezusa Chrystusa, by walka miała sens i zakończyła się naszym zwycięstwem. Chrystus już jest Zwycięzcą, podczas gdy my dopiero zaczynamy przymierzać się do walki.

Ks. Ryszard K. Winiarski

TOP