Diagnoza potwierdzona cudem (J 6, 1-15)

echoewangelii           Ciekawe, że ludzkość próbowała już wielu rozwiązań, a mimo to podstawowe problemy świata dalej pozostają nierozwiązane. Tak jest np. z problemem wojen, niesprawiedliwości czy głodu. Niestety duża część historii powszechnej jest historią wojen. Niesprawiedliwość była, jest i będzie w każdym pokoleniu i systemie, niezależnie, kto nad kim usiłuje panować. Różnica dotyczy jedynie skali nadużyć, czyli wielkości zadanych i doznanych krzywd. Tak samo jest z głodem.

 Możliwości naszej planety w tym względzie oraz istniejących obecnie technologii, przewyższają potrzeby aktualnej liczby mieszkańców o jakieś 30%. Oznacza to, że spokojnie może się urodzić co najmniej 3 mld ludzi bez ryzyka, że wraz z nimi pojawi się widmo głodu. Dlaczego więc dziesiątki milionów ludzi cierpi głód lub niedożywienie i w konsekwencji umiera nagle lub powoli, na raty, na oczach wszystkich. Istnieje dostatecznie dużo oczu i kamer, byśmy mogli problem zobaczyć z bliska, w całej złożonej i trudnej do wytłumaczenia dosłowności. Widocznie natura ludzka w każdym pokoleniu i w każdym z nas ciągle ta sama - nieprzemieniona.

 

Tłumy głodnych ludzi mogą przerażać. Jednak błogosławiona Matka Teresa zawsze radziła, byśmy nie usiłowali zmieniać całego świata, ale miłosiernie i w prosty sposób odpowiadali na potrzeby konkretnego człowieka. Najwyraźniej widać, że inspirację czerpała z Ewangelii. Jezus nie każe apostołom zajmować się globalnymi problemami świata i ludzkości, ale konkretnymi problemami konkretnych ludzi. A więc: nie ludzkość, tylko ludzie. A jeszcze lepiej - człowiek, który jest wystarczająco ważnym światem, by się nim zająć.

W dzisiejszej ewangelii istotny jest powód, który sprawia, że tysiące ludzi czują głód. Nie są to tabuny próżniaków, którzy chodzą na skróty, którzy szukają łatwego chleba żebrząc, kradnąc czy oddając się hazardowi. Wygłodniali ludzie z dzisiejszej ewangelii nawet nie mówią o jedzeniu. Nie proszą, a tym bardziej, nie żądają chleba. Słuchają Słowa Bożego i widać, że słuchają naprawdę pod sklepieniem nieba, w najpiękniejszej katedrze stworzeń. Głodni dobrej nowiny opuścili swoje domy, a więc miejsca stosunkowo bezpieczne, by ostatecznie znaleźć się na pustkowiu. Miejsce rozmnożenia chleba nie jest bynajmniej przypadkowe. Nawiązuje ono do najstarszych, typicznych doświadczeń Izraela z czasów wędrówki do Ziemi Obiecanej. Najwyraźniej Jezus chce uświadomić uczestnikom, świadkom i adresatom cudu, że zarówno wtedy, jak i teraz działa ten sam Bóg!

Skoro są dwa rodzaje głodu, to muszą być dwa rodzaje chleba, dwie różne opcje nasycenia. Nawet najwięksi mistycy mają choćby niewielkie, ale jednak cielesne potrzeby, o których mimo wszystko muszą pamiętać.

Intrygująca jest postawa Jezusa, który apostołów prowokuje do szczerości. Wie, co ma czynić, a mimo to pyta! Gdyby zapytał każdego, sens wszystkich odpowiedzi byłby podobny: „Potrzeby wielokrotnie przerastają możliwości! To jest problem, z którym nikt sobie nie poradzi, a jeśli tak, to nie należy się nim zajmować. Trzeba się pogodzić z jeszcze jedną kwadraturą koła".

Zarówno Filip, jak i Andrzej szukają czysto ludzkich rozwiązań, na końcu których jest zwątpienie: „Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać" (w.7), „... pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, cóż to jest dla tak wielu?"(w.9). A przecież apostołowie mają być pierwszymi świadkami wiary w możliwość cudu. Najchętniej woleliby teraz znaleźć się gdzieś indziej. W każdym razie nie tutaj! To jest sytuacja graniczna, czyli  dylemat, którego nie można uniknąć. Niezależnie od tego, co człowiek zrobi, poniesie nieodwracalne konsekwencje.

Sytuację trudną od granicznej dzieli przepaść. W trudnej wiemy, co zrobić, nie wiemy tylko, czy mamy w sobie tyle siły, by się tego zadania podjąć. Natomiast w sytuacji granicznej nie wiemy, co zrobić. W dodatku nie możemy wyjść z niej nieskalani - cokolwiek zrobimy (nawet jeśli nic nie zrobimy), będziemy już kimś innym.  Apostołowie sami z siebie nie mogą rozmnożyć chleba, a nie powinni bliźnich zostawiać samym sobie. Bez doświadczenia cudu tu się nie obejdzie! Ale czy wtedy apostołowie wierzą w cuda? Przeciwstawieniem dorosłych bywają małe dzieci, które w swojej prostocie, wręcz naiwności, gotowe są wierzyć we wszystko, chyba że wcześniej doznały zgorszenia lub popadły w cynizm.

Myślę, że prawdziwą ulgę dla apostołów stanowił moment, w którym Jezus przejmuje inicjatywę i prosi o pięć chlebów i dwie ryby. W sumie niewiele, ale to wystarczy. Niewiele, a jednocześnie wszystko, czym dysponuje ten anonimowy chłopiec, czyli każdy z nas. Wszystko może oznaczać niewiele, niewiele może oznaczać wszystko! To prawdziwy obraz Bożych oczekiwań. Bóg nie wymaga niestworzonych rzeczy. Wymaga prostego posłuszeństwa i pełnej ufności! Tamto dziecko z koszem chlebów i ryb pojawiło się ku zawstydzeniu apostołów. A może nie tylko ich!

I ostatnia rzecz - po cudzie zawsze coś zostaje. Kosze ułomków są dowodem, że ludzkie diagnozy i rozwiązania problemów są błędne. Wbrew pozorom, możliwości jest więcej niż potrzeb. Oto diagnoza potwierdzona cudem autorstwa Jezusa z Nazaretu.

 

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy

TOP