Głuchoniemy adresat łaski (Mk 7, 31-38)

echoewangeliiefatha         Włos się jeży, gdy czyta się wyrocznie starotestamentalnych proroków wypowiadane pod adresem dwóch, niezwykle bogatych, miast fenickich - Tyru i Sydonu, które stały się dla Izraela synonimem ucisku. Oto zaledwie dwie próbki możliwości tylko jednego proroka, a przecież znajdziemy ich o wiele więcej

: „Ponieważ rozum swój chciałeś mieć równy rozumowi Bożemu, oto dlatego sprowadzam na ciebie cudzoziemców - najsroższych spośród narodów. Oni dobędą mieczy przeciw urokowi twojej mądrości i zbezczeszczą twój blask. Zepchną cię do dołu i umrzesz śmiercią nagłą w sercu mórz.[...] Umrzesz śmiercią nieobrzezanych z ręki cudzoziemców, ponieważ ja to powiedziałem - wyrocznia Boga Jahwe [...] Oto występuję przeciwko tobie , Sydonie. Chcę być uwielbionym pośród ciebie. Poznają, że Ja jestem Jahwe, gdy nad nim wykonam sądy moje i ukażę się  mu jako Święty. Ześlę na niego zarazę i krew na jego ulice, a zabici będą upadać w jego środku, pod uderzeniami miecza podniesionego na niego zewsząd! I poznają, że Ja jestem Jahwe!" (Ez 28, 6-10, 22-23).

 Ten tekst nie mógł powstać i nie powstał w czasach, gdy Dawid zawierał przymierze z królem Tyru - Hiramem (1Krl 5) i podpisywał korzystne strategiczne kontrakty handlowe ani też za panowania Salomona, gdy Tyr dostarczał nie tylko najlepsze materiały do budowy świątyni jerozolimskiej, ale także najlepszych artystów. Niektórzy nawet twierdzą, że plany świątyni opracowali architekci dworu królewskiego w Tyrze. Ale czas partnerstwa i wymiany handlowej szybko się skończył. Tyr naznaczony kultami pogańskimi m. in. bożka Baala i bogini Asztarte stał się symbolem bałwochwalstwa, które zagrażało duchowej tożsamości Izraela i wiązało się ze składaniem ofiar z ludzi!  Prorocy widzieli w Tyrze i Sydonie wcielenie zła, którego elity władzy i zwykli ludzie nie mogli lub nie chcieli zobaczyć. Tak bywa, także dzisiaj!

Samo słowo Tyr ma też wiele innych znaczeń. Może znaczyć kłopoty, problemy, niebezpieczeństwo, nieszczęścia. Oznaczać może wroga, ale także krzemienny nóż, który służył do obrzezania. Słowo najwyraźniej nieprzypadkowe. Bóg wchodzi w przymierze, używając noża i zostawiając bliznę w bardzo ważnym dla mężczyzny, czułym i wstydliwym miejscu. Pamiętamy, że w Tyrze żyła Kananejka, której córka była ciężko dręczona przez ducha nieczystego (Mt 15, 21-28). Sama obecność Jezusa w tamtym miejscu mogła być interpretowana jako prowokacja. Chrystus wchodzi w świat znienawidzony przez Żydów. Idzie w okolice Tyru i Sydonu, aby także tam ogłaszać zbawienie. Głuchoniemy, podwójnie zamknięty w sobie samym, ucieleśnia te bliźniacze miasta, które nie chcą słuchać i nie chcą oddać chwały prawdziwemu Bogu. 

W tym sensie każdy, kto nie chce słuchać Bożego Słowa i nie chce się modlić, jest głuchoniemym. Staje się Tyrem i Sydonem jednocześnie! I może się pysznić wszystkim, kim jest i wszystkim, co ma, ale będzie to jedynie maska jego wewnętrznego kalectwa, którą przy byle okazji zerwie złośliwy wróg albo dobrotliwy przyjaciel. Ukaże się straszliwa i porażająca ułomność. Wiele razy osobiście to przeżyłem i wiem, jakie to straszne upokorzenie.

Człowiek, który nie słucha i nie słyszy Bożego Słowa, zasłuchany jest w siebie, w swoje pragnienia i głody, ambicje i namiętności. Nie słucha Bożych natchnień, za to chętnie słucha wątpliwych doradców, a najchętniej - pochlebców. Człowiek, który się nie modli, tak naprawdę wierzy tylko w siebie i w swoje możliwości.  Przerażającym jest fakt, jak wielu ludzi chce być samowystarczalnym, niezależnym od nikogo! Łudzi się, że o to chodzi i że jest to możliwe. Tak łudzili się Fenicjanie. Tak łudził się Tyr i Sydon, a wystarczyło, że pojawił się Nabuchodonozor i jego armia. Oba miasta upadły jak dwa niedopałki zanurzone w kałuży. I na zawsze pozostaną świadectwem upadku.

Pycha czyni człowieka głuchoniemym! Wystarczy, że w obecności pyszałka pojawi się człowiek pokorny, wewnętrznie wolny, pełen akceptacji i już pyszałek traci panowanie. Wystarczy, że pojawi się ktoś bogatszy lub silniejszy intelektualnie i pyszałek nie jest w stanie tego znieść.

Każdy głuchoniemy potrzebuje spotkania z Jezusem, z Jego mocą i miłością. Sam proces uzdrawiania nie jest ani prosty, ani przyjemny. Przecież nikt nie chodzi do lekarza dla przyjemności. To konieczność, której trzeba się poddać, by reszta życia nie była udawana, ale udana. Potrzebna jest tylko odrobina pokory, która widzi konieczność i możliwość zabiegu.

Zalęknionym ludziom, którzy dowiadują się o konieczności poważnej operacji, mówię, że paradoksalnie w tej złej nowinie jest dla nich także dobra nowina. Lekarze uznali, że zabieg jest w ogóle możliwy. A potem, już po operacji, gdy mówią, że trwała kilka godzin, próbuję wytłumaczyć, że to także dobra wiadomość. To znaczy, że operacja odbyła się naprawdę; że nie skończyło się otwarciem, a potem szybkim zamknięciem z bezradności i wybudzeniem. Każdy z nas musi uwierzyć, że Chrystus jest Panem jego poranionych pragnień, jakże często zmysłowych i zewnętrznych. Każdy z nas musi uwierzyć, że Jezus jest Panem wszystkich jego niemocy, całej jego cielesności i duchowości! Inaczej pozostanie więzieniem dla samego siebie. Inaczej będzie pełen pretensji i zazdrosny, że inni uczestniczą w jakimś pięknym świecie, osobiście mu nieznanym.

 

Ks. Ryszard K. Winiarski, Puławy

 

TOP