Czy chcesz ujrzeć Jezusa? (J 12, 20-33)

echoewangelii

Nie tylko Grekom, ale także każdemu z nas, jeśli tylko chcemy ujrzeć Jezusa, On sam odpowiada : „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy”. Kiedy człowiek poszukuje sensacji, pragnie ujrzeć nadzwyczajne zjawiska, niezwykłe osoby, uczestniczyć w niepowtarzalnych wydarzeniach, Bóg odpowiada na swój własny sposób. Jezus daleki jest od chęci zaspokojenia ludzkiej ciekawości. Doskonale to zrozumiał Paweł: „Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą.” Uwielbienie Chrystusa to chwała i niepowtarzalność Krzyża.

Chrystus uwielbiony na krzyżu nie jest triumfem medialnej popularności, nie jest powodem zwoływania konferencji prasowych, ani nie przyczynia się do wzrostu poparcia społecznego nawet najbardziej katolickich ugrupowań. Uwielbienie Syna Człowieczego jest objaśnione przez Niego samego. To uwielbienie dokonuje się w momencie, kiedy ziarno, z którego zostanie zrobiony życiodajny chleb, obumiera, gnije w ziemi, aby wydać obfity plon. Jest to pierwszy paradoks uwielbienia Syna Człowieczego. Ono dokonuje się w cichości obumierania. To nie jest spektakl, który gromadzi miliony widzów. Uwielbienie jest zgodą na utratę swego życia, na całkowite oddanie się Bogu: „Ojcze w Twoje ręce powierzam ducha mojego.” I to nawet wówczas, kiedy ten akt rodzi opór, strach i dezercję najbliższych.

Drugi wymiar uwielbienia Syna Człowieczego to nienawiść własnego życia. Jest to ten sam typ nienawiści, który Łukasz ukazuje, jako warunek bycia uczniem Jezusa: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem.” To zdanie jest często przekręcane i nierozumiane. Znamienne jest jak wielu pobożnym komentatorom i tłumaczom przeszkadza Łukaszowe „nienawidzić ojca, matkę, etc.”, a zupełnie nie wzrusza ich nienawiść własnego życia. A zresztą jest to ten sam czasownik, który w Septuagincie i Nowym Testamencie pojawia się ponad 200 razy i to jedynie jako określenie mocnych, negatywnych uczuć. Pogarda dla własnej cielesności ciągle niektórym wydaje się wysublimowaną i wznioślejszą duchowością, ale możemy być wdzięczni, że z czasem Kościół definitywnie określił ją jako ślepą uliczkę.

Nienawiść własnego życia nie ma nic z lekceważenia doczesności. Paradoks tej nienawiści rodzi się z kontrastu, jaki dostrzegam pomiędzy pragnieniem zaspokojenia moich potrzeb i zachcianek, a świadomością, że stan najpełniejszej satysfakcji rodzi się z dawania siebie. Znakomitą analogią tej sytuacji jest Pawłowe stwierdzenie: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię. (…) Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać - nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę.” Nienawiść siebie jest bardziej postawą niż uczuciem. W niej nie ma agresji, ale głębokie pojednanie z własną cielesnością, emocjonalnością, psychiką. Moim zdaniem właśnie to chciał wyrazić Paweł, kiedy napisał: „Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego.”

Pragnienie, aby zobaczyć Jezusa, jak jakąś „ciekawostkę” nie ma najmniejszego sensu. Dlatego Jezus odmawia znaków tym, którzy się ich domagają, „aby w Niego uwierzyć”. On wszystkim ciekawskim proponuje uwielbienie podobne do swojego: „Tam, gdzie ja jestem, będzie i mój sługa.” Tym miejscem szczególnym, gdzie jest Chrystus, ziemią, w której obumiera i nienawiścią własnego życia, jest krzyż. To jest decydujący moment uwielbienia Ojca. Syn, który całkowicie pokłada w Nim zaufanie, Który nie broni się przed darem z siebie, nie oczekując niczego w zamian. Ale oglądanie prawdziwego oblicza Jezusa nie dokonuje się w kontemplacji krzyża, ale z wysokości krzyża. To wówczas, kiedy pozwalamy na obumieranie, kiedy życie wieczne zastępuje nam codzienne życie, kiedy akceptujemy krzyż, jesteśmy z Jezusem uwielbionym, a Ojciec obdarowuje nas swoją czcią. Jednym z istotnych znaczeń greckiego czasownika przetłumaczonego, jako czcić, jest opisowe tłumaczenie: „okazać swój szacunek darami”. Dlatego proponuje lekką „korektę” jednego zdania: „A jeśli ktoś Mi służy, mój Ojciec będzie go obdarowywał.” Oddając się Ojcu na krzyżu jesteśmy w centrum Jego hojnej miłości. Ale czy my rzeczywiście chcemy ujrzeć Jezusa?

Ks. Maciej Warowny, Francja