Skąd kupujesz chleb? (J 6, 1-15)

echoewangelii

Pierwsze zdania dzisiejszej Ewangelii przypominają scenę opisaną przez Mateusza, kiedy to „Jezus, widząc tłumy, wszedł na górę. A gdy usiadł przystąpili do Niego Jego uczniowie.” Ciąg dalszy jest już inny. Mateusz rozpoczyna Kazanie na Górze, Jan zaś opisuje rozmnożenie chleba. Dwa różne scenariusze działania Jezusa, które rozpoczynają się wędrówką za Nim, aby znaleźć uleczenie z chorób i słabości. Jezus wstępuje na górę, aby objawić autorytet Boga. Mateusz ukazuje Jezusa nauczającego, Jan zaś Jezusa karmiącego. Ale oba opisy spotykają się w tym samym miejscu. Jezus przychodzi zaspokoić najgłębszy głód człowieka. I tylko On może to uczynić. Wzmianka o zbliżaniu się Paschy jeszcze dobitniej podkreśla ten wymiar działania Boga. Pascha bowiem to dzieło wyzwolenia, którego autorem jest sam Bóg. To On wyzwala lud, prowadzi go, karmi i broni.

Pytanie Jezusa skierowane do Filipa to wydobycie na światło naszej mentalności i naszego doświadczenia, w którym na wszystko trzeba zasłużyć: „Na chleb trzeba zapracować!”, „Nic za darmo!”. I chociaż doskonale rozumiemy, że w obiegowych opiniach chodzi o eliminację lenistwa i pasożytnictwa, to w konsekwencji Bogu przypisujemy naturę kupca, który nawet jeśli coś ofiaruje, to natychmiast sobie to odbierze w naszym cierpieniu, trudnościach czy niepowodzeniach. „Skąd kupimy chleba?” jest pytaniem, które wpisuje się w długi ciąg pytań, które mają uświadomić człowiekowi jego sytuację. Pierwszym tego rodzaju pytaniem, które znajdujemy w Biblii, jest pytanie Boga skierowane do pierwszego z rodziców: „Adamie, gdzie jesteś?” czy też pytanie anioła do Jakuba, „Jakie jest twoje imię?” Takimi pytaniami Bóg zmusza człowieka do refleksji nad swoją sytuacją.

Uczniowie są świadomi, że kupienia chleba jest rzeczą niemożliwą. Dla takiego tłumu na pustkowiu nie tylko, że nie mieli dość środków, aby zapłacić za chleb, ale także nie mieli do kogo zwrócić się, aby dostarczył tak wielką ilość chleba. Podwójna niemożliwość. Ani możliwości uczniów, ani też rzeczywistość zewnętrzna nie pozwalają, aby szukać rozwiązania w naszych utartych schematach i przyzwyczajeniach. Bóg konfrontuje nas z niewystarczalnością naszych rozwiązań i naszych przekonań. Potrzeba czegoś zupełnie nowego, nieznanego. I jeśli rozmnożenie chleba na wielu płaszczyznach przypomina drogę ludu poprzez pustynię, to każde pokolenie dojrzewa do wiary poprzez podobne doświadczenia. Bóg działa według słów, które znajdujemy w Księdze Sędziów, „żeby poddać Izraelitów próbie i zbadać, czy pójdą drogami, po których kroczyli ich przodkowie.”

Jezus prowokuje sytuacje, w których okazujemy się bezsilni, a nasze rozwiązania i inteligencja nie zdają się na wiele. Są to momenty uprzywilejowane, aby objawiała się w naszym życiu moc Boga, która przerasta to, co ludzkie, uporządkowane, oczekiwane. Ale rozmnożenie chleba pokazuje także, że sytuacje, które nas przerastają oraz Boża interwencja, nie dzieją się po to, aby zaspakajać nasze osobiste pragnienia czy też niemożliwe do realizacji ambicje. Uczniowie są bezsilni wobec potrzeb zebranego tłumu. I Jezus pokazuje im drogę wiary, drogę zaufania Ojcu, aby tłum otrzymał chleb, aby móc poznać, że Bóg nie przestał działać z miłością pośród swego ludu. Ze zgromadzonych przy Jezusie nikt nie może powiedzieć, jak Gedon: „Gdzież są te cuda, o których opowiadali nam nasi ojcowie?” Oni są naocznymi świadkami, ich nasycone żołądki stają się bezpośrednim i niezaprzeczalnym świadectwem.

Ale także w nas istnieje „natura tłumu”. Najadłszy się do syta tłum nie marzy o niczym innym jak tylko o uczynieniu z Jezusa swego Szefa i Wodza. Nie dlatego, że głosi Słowo Boga, pokazuje drogi prawdy i sprawiedliwości czy też dlatego, że czyni znaki i uzdrawia chorych, ale wyłącznie dlatego, że napełnia im żołądki bez wysiłku z ich strony. Dla tłumów prorokiem staje się każdy, kto „rozdaje darmowy chleb”. Tak było w czasach Jezusa, tak też jest dzisiaj. Ale chleb dawany przez Jezusa nie pozwala na bezczynność i lenistwo. To chleb, który uzdalnia do kochania, do ofiarowania siebie, do akceptacji, że miłość jest darem czynionym z całego swojego życia. Ale ten chleb musi być naszym codziennym pokarmem. Stąd tak wielkie podobieństwo pomiędzy mateuszowym opisem Kazania na Górze i Janową narracją o rozmnożeniu chleba. W obu wydarzeniach jest wspólny wymiar. Bóg daje się za darmo człowiekowi, aby ten przyjął dar Jego miłości i żył nią każdego dnia.

Pytanie Jezusa skierowane do uczniów jest pytaniem do każdego z nas: Skąd kupimy chleba, aby nakarmić głód miłości, aby nasycić tych głodnych, którzy w przemocy znajdują sposób na zaspokajania swoich głodów? Skąd kupimy chleba, aby nasycić rodziny wewnętrznym pokojem, wiernością, otwartością na nowe życie? Skąd kupimy chleba, aby politycy nie szukali go w defraudacjach i medialnym dowartościowaniu? Skąd kupimy chleba, aby chorzy w szpitalach byli pełni ufności i pokoju? Skąd kupimy chleba, aby poranieni przez bliskich, zdradzeni i porzuceni nie karmili się pragnieniem odwetu na społeczeństwie i swoimi poranieniami nie niszczyli kolejnych pokoleń? Skąd kupimy chleba, aby przegrani i zmarginalizowani naszego społeczeństwa znaleźli siły na powrót do normalnego życia? Skąd kupimy chleba, aby szkoły były miejscem wychowywania do miłości i do daru, a nie przygotowaniem do wyścigu szczurów? Skąd kupimy chleba … aby nakarmić głód człowieka, któremu demon nieustannie pokazuje kolejne zakazane owoce i kłamie, że nie umrze? Skąd? Jezus bierze „nic” naszej wiary, każe zasiąść i karmi. Tylko czy my chcemy być uczestnikami tej biesiady opłaconej Jego miłością i naszą bezradnością?

ks. Maciej Warowny, Francja