Grzech „sprawiedliwego” (Łk 18,9-14)

„Dwóch ludzi przyszło do Świątyni, aby się pomodlić: faryzeusz i celnik” (por. Łk 18,10). Ten drugi to skorumpowany urzędnik podatkowy, który szantażem wymusza łapówki.
Nie ma złudzeń co do swojej moralnej „kondycji”, a jednak tęskni za Bogiem, i dlatego przyszedł do Świątyni. W głębokiej pokorze i z wiarą modli się całym sobą ‑ sercem, umysłem
i ciałem, żarliwie i intensywnie, przez dłuższy czas.

 

Faryzeusz (z hebr.: „oddzielony”) to przedstawiciel bractwa żydowskiego, poświęcającego się dążeniu do świętości poprzez wypełnianie Prawa i unikanie wszystkiego, co nieczyste. Jego modlitwa jest dziękczynieniem sprawiedliwego, który gorliwie służy Bogu postem i jałmużną, i który słusznie może uważać się za przyjaciela Boga. Jezus daleki jest od deprecjonowania jego pobożnych uczynków: są one zwyczajnym, wręcz koniecznym elementem życia chrześcijańskiego (por. Mt 6,1-18). Jednakże faryzeusz próbuje „zarobić” religijnymi praktykami na miłość Boga, a w centrum swojej modlitwy stawia w gruncie rzeczy siebie samego! Za nic ma braci w wierze, których uznaje za gorszych od siebie.

            Jezus wydaje osąd w ich sprawie, który należy rozumieć następująco: „ten (tzn. celnik) odszedł do domu usprawiedliwiony inaczej niż tamten”. Obaj modlący się doznali łaski, ale w niejednakowym stopniu i w różny sposób.

Skruszony grzesznik opłakujący swe grzechy okazuje się być bliższym sercu Boga, choć stoi „z daleka” i w oczach wielu pobożnych jest godzien pogardy. Boża sprawiedliwość podnosi go z upodlenia i pozwala spojrzeć znowu na siebie z szacunkiem! Bóg sprawiedliwy bierze człowieka w obronę przed nim samym, chroni przed potępieniem ze strony innych i przed samopotępieniem, otwiera przed nim nową przestrzeń wolności i nadziei: „idź, a odtąd już nie grzesz!” (J 5,14; 8,11; por. Łk 7,40-47).

Postać faryzeusza niech posłuży nam za lustro, byśmy mogli w nim zobaczyć grzechy „sprawiedliwych”, które i nam mogą się przytrafić:

a.         na modlitwie faryzeusz wylicza swoje dobre uczynki, ale nie widzi żadnych grzechów, budując dość jednostronny obraz siebie samego;

b.         wylicza za to grzechy, których nie popełnił („nie ukradłem, nie zdradziłem żony”), przez co uchyla się przed nazwaniem po imieniu zła, którego się dopuścił: pogardy, osądzania bliźniego i narcyzmu;

c.         im trudniej mu dostrzec ciemną stronę własnej osoby, tym łatwiej spowiada się z grzechów innych („zdziercy, oszuści, rozpustnicy”). Przekonany o własnej sprawiedliwości, popełnia wielką niesprawiedliwość, i jest święcie przekonany, że ma do tego prawo;

d.         jego modlitwa staje się właściwie monologiem, w którym dominuje „ja” (dosł.: „modlił się do siebie samego”). 

Powyższe „punkty” do medytacji mogą być pomocne w przeżywaniu spowiedzi sakramentalnej, gdzie tak łatwo ulec pokusie usprawiedliwiania się kosztem drugich. Nasze uniżenie wobec Bożej miłości, za którą nie można „zapłacić” żadnym dobrym uczynkiem, uczyni nas pokornymi i pełnymi wdzięczności, gotowymi kochać tak, jak On nas ukochał.

ks. Józef Maciąg

Źródło: "Niedziela Lubelska"

TOP