Hosanna! Panie, ratuj! (Mt 14, 22-33)

           Po rozmnożeniu chleba dla wielotysięcznej rzeszy Jezus przynagla, wręcz przymusza swoich uczniów, aby wsiedli do łodzi i przeprawili się na drugi brzeg jeziora (Mt 14,22–33).

Wcześniej sami uczniowie proponowali Jezusowi, żeby odprawił tłumy głodnych i zmęczonych ludzi, ponieważ wobec ich potrzeb czuli się bezradni i chcieli się po prostu od nich uwolnić. Jezus jednak uczynił coś wręcz przeciwnego: uzdrowił chorych i nakarmił głodnych, a swoim uczniom pozostawił dwanaście koszów ułomków – po jednym dla każdego – jako zadanie kontynuowania misji miłosierdzia.

            Po nakarmieniu tłumów uczniowie najwyraźniej ociągali się z wyruszeniem w drogę. Chcieli pozostać wśród rozentuzjazmowanych ludzi, którzy widząc, jaki znak uczynił Jezus, chcieli Go porwać, aby Go obwołać królem (por. J 6,15). Jezus miał im zapewnić chleb do sytości (J 6,26) i dostarczać igrzysk w postaci ciągle nowych cudów, jednym słowem: miał spełniać ich oczekiwania i zaspokajać potrzeby. Nie mieli jednak zamiaru słuchać Go i wierzyć tzn. iść za Jego słowem. Chcieli zrobić z Jezusa kogoś na kształt „złotego cielca”, Mesjasza skrojonego na miarę ich wyobrażeń, posłusznego ich woli (por. Wj 32,1). Uczniowie też ulegli tej pokusie; zarazili się „kwasem Heroda” ‑ pokusą władzy rozumianej jako demonstracja mocy i dominacja nad ludźmi (Mk 8,15). Jezus jednak nie zamierzał być królem na wzór ziemskich władców, ale Sługą Pańskim, który daje życie i wolność. Nie chciał podporządkowywać sobie ludzi za pomocą cudów; nakarmił ich nie po to, by ich zatrzymać przy sobie, ale, by mieli siłę iść drogą wiary, posłuszni Bogu, jako lud Nowego Przymierza. Dlatego po raz kolejny poleca uczniom uczynić coś przeciwnego do ich oczekiwań: mają wypłynąć sami na jezioro, podczas gdy On odeśle tłumy i uda się na górę modlitwy.

            Trud uczniów zawieszonych w kruchej łodzi nad wzburzoną, wodną otchłanią, zmagających się z ciemnością, przeciwnym wichrem i własnym lękiem, to głęboko symboliczny obraz Kościoła po odejściu Jezusa do Ojca. Czują się bardzo samotni bez Niego, choć przecież Jezus pozostaje wśród nich nieustannie obecny w swoim słowie, które im pozostawił, i w chlebie, którym zostali nakarmieni. Jest im jednak trudno postępować naprzód według wiary: ciemność, zmęczenie i śmiercionośne żywioły wokół nich są aż nadto realne, sam zaś Jezus, który żyje w chwale Ojca i ma moc stąpania po wodach śmierci, wydaje się być zjawą, czymś nierzeczywistym. Uczniowie muszą się przekonać, konkretnie, wręcz fizycznie, jak krucha jest ich wiara, by poprzez doświadczenie zwątpienia i poprzez ocalenie, z jakim przychodzi do nich Jezus, dojść do wiary bardziej dojrzałej i pokornej, oczyszczonej z „kwasu Heroda”.

            Eucharystia jest dla wierzących wszystkich czasów miejscem spotkania z Jezusem żyjącym, który ma klucze śmierci i otchłani, i który przychodzi, aby ponad naszym lękiem i zwątpieniem wypowiedzieć swoje boskie: „Ja jestem z wami, ufajcie, przestańcie się lękać!” (por. Mt 14,27; Ap 1,17-18). Jeśli wpatrujemy się jedynie w przeciwności wokół nas i we własne wewnętrzne ciemności, wtedy zaczyna nas wciągać zwątpienie i strach, jeżeli zaś słuchamy Jego głosu i patrzymy z wiarą na Niego, zawsze obecnego przy nas, możemy – jak On – stąpać po wodach śmierci, po wężach, skorpionach i po całej potędze przeciwnika, i mimo naszej słabości przeżywać radość zwyciężania w Nim (por. Łk 10,19-20).

  1. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP