Effatha! (Mk 7, 31-37)

            Św. Augustyn mówi w jednym z kazań o budowaniu komunii serc poprzez słowo: „Mówię do ciebie, aby słowo, które jest we mnie, mogło dotrzeć do ciebie i przeniknąć do twojego serca.

Dźwięk głosu pozwala ci zrozumieć słowo. Ten dźwięk mija, ale słowo przezeń niesione dotarło do twojego serca, a równocześnie pozostaje i w moim.”

            Głuchoniemy, o którym pisze Marek (7,31-37), jest pozbawiony możliwości takiej komunikacji. Ponieważ nie słyszy, mówi z trudem i źle (gr. „mogilálos” – w. 32); jego mowa jest bełkotem. Nie dociera do niego przede wszystkim to najważniejsze słowo: „kocham cię”, które sprawia, że człowiek wie, po co żyje. Syrofenicjanka usłyszała o Jezusie, dlatego mogła przyjść i błagać o ratunek dla córeczki (7,25-26). On o nic nie prosi, jest bierny i otępiały. Nie jest jednak sam, są wokół niego ludzie, którzy go przyprowadzają do Jezusa i proszą w jego imieniu.

            Dziś jest wielu ludzi duchowo głuchych, którzy nie potrafią rozmawiać na poziomie serca nawet z najbliższymi, a tym bardziej z Bogiem. Jest takie mnóstwo różnych sztucznych „komunikatorów”, które wciągają nas w jakieś wirtualne światy, że wiele osób nawet nie odczuwa głodu realnej, osobowej komunikacji. Ogłuchli od nadmiaru hałasu i natłoku spraw, stają się podobni do idoli, którym poświęcają czas i siły: „Mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; nozdrza mają, ale nie czują zapachu. Mają ręce, lecz nie dotykają; nogi mają, ale nie chodzą; gardłem swoim nie wydają głosu” (Ps 115 [113B], 5-7). Ich mowa jest bełkotem: nie płynie z serca i nie dociera do serca. Niekiedy jest to bełkot bardzo elokwentny. Znany jest przykład wykładowcy, który pouczał adeptów dziennikarstwa, że w ich pracy wcale nie chodzi o prawdę, tylko o sprzedanie ludziom tego, co się chce.

            Świat wokół nas jest spoganiały, pełen fałszywych bogów, jak Tyr, Sydon i Dekapol, o których mówi Marek. Jezus przychodzi do tej krainy naszej codzienności z mocą wyzwolenia. Na spotkanie z Nim niesie nas bezimienna ale skuteczna modlitwa Kościoła (Mk 7,32). Trzeba pozwolić Jezusowi, by zabrał nas daleko od tłumu, na samotność, i by ujął nas w swoje ręce, jak boski artysta. On może otworzyć nam ucho na szept Boga i tchnąć w nas Ducha Świętego tak, by Jego słowo zamieszkało w naszym sercu i wzbudziło odpowiedź, na którą Bóg czeka: „Ja też Cię kocham, mój Boże”. Podobnego słuchania i podobnej odpowiedzi ‑ być może ‑ nie mogą się od nas doczekać także nasi bliscy, choćby żona czy mąż.

            Z głębi ludzkiego serca Boga, w Jego ojczystej, aramejskiej mowie, płynie do ciebie i do mnie westchnienie, które ożywia, uzdrawia i egzorcyzmuje: „Effatha!” Jego skuteczność ukazał najpiękniej św. Augustyn: „Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę; dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju”.

Ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP