Zawsze trzeba się modlić (Łk 18,1-8)

„Trzeba” (gr. deĩ) to słowo drogie Jezusowi. Posługiwał się nim często, mówiąc o swojej misji. „Trzeba mi być w tym, co należy do mojego Ojca” (Łk 2,49).

„Trzeba, abym ewangelizował, bo na to zostałem posłany” (4,43). „Trzeba, aby Syn Człowieczy wiele cierpiał” (9,22). „Dziś trzeba mi zatrzymać się w twoim domu” (19,5). „Trzeba, aby się wypełniło wszystko, co jest napisane o Mnie” (24,44; por. 13,16; 17,25; 21,9; 22,37).

Ta konieczność nie ma nic wspólnego z jakimś determinizmem czy ślepym fatum. W owym „trzeba” ukryta jest pełna miłości wola Ojca, który jest w niebie. Jezus, zakochany w Ojcu, nieustannie wpatruje się w Niego, aby czynić to, co On czyni, a wypełnianie woli Ojca jest Jego pokarmem (por. J 4,34; 5,19). „Oto przychodzę; w zwoju księgi o mnie napisano: Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę.” (Ps 40[39],8-9; por. Hbr 4,5-10).

W pierwszym zdaniu dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi do nas, jako swoich uczniów: „Zawsze trzeba się modlić i nie ustawać” (Łk 18,1). Istotą modlitwy jest pragnienie Boga oraz dążenie do rozpoznawania i wypełniania Jego woli. Jezus pragnie rozbudzić w nas ten sam duchowy dynamizm, który nadawał kierunek Jego życiu: spontaniczne skierowanie ku Ojcu w miłości i posłuszeństwie, szukanie we wszystkim Jego obecności, zarówno w tajemnicach radosnych jak i bolesnych, w wydarzeniach pełnych światła i w tych najbardziej ciemnych.

„Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” To zdanie zamyka, niczym klamra, całą wypowiedź Jezusa (18,1-8). Wiara to po prostu poznanie Boga i osobista relacja z Nim. Ona rodzi się właśnie z modlitwy i pozwala rozpoznawać Syna Człowieczego, przychodzącego do nas, nie tylko w chwale, na końcu czasów, ale już teraz, w zwykłych wydarzeniach, i przede wszystkim w drugim człowieku. Bez żywej wiary nasza religijność będzie szukaniem siebie, a modlitwa – załatwianiem z Panem Bogiem swoich interesów, proszeniem o co raz to nowe „potrzebne łaski”. O tę wiarę modlimy się w każdej mszy: „Abyśmy pełni nadziei oczekiwali przyjścia naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa”.

Pomiędzy tymi dwoma zdaniami – o modlitwie i o wierze – Jezus zawarł nieco prowokacyjne porównanie Boga do niesprawiedliwego sędziego, który nie chce bronić ubogich i pokrzywdzonych, choć przecież jest to jego obowiązkiem. Ów niesprawiedliwy sędzia, głuchy na nasze prośby, to nic innego jak… fałszywy obraz Boga, który tkwi gdzieś głęboko w nas, i który każe nam wątpić w Boże miłosierdzie i Bożą sprawiedliwość. Trzeba się z nim rozprawiać na modlitwie!

Gdy się modlisz, zgódź się jednak na to, że w odpowiedzi Bóg będzie realizował raczej swoje obietnice, niż twoje oczekiwania. A jeśli zwleka z wysłuchaniem, to dlatego, że pragnie więcej twojego pragnienia, i chce, byś sam zobaczył, jak daleko sięga twoja wiara. Gdy zaczynasz Go pragnąć i wzywać, to już wtedy otwierają się przed Nim zamknięte drzwi twojego serca, i On przychodzi, by cię obronić przed twoim przeciwnikiem.

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP