Jezus zdobywa Jerycho (Łk 19, 1-10)

Zacheusz był szefem urzędu podatkowego na usługach okupacyjnych władz rzymskich, człowiekiem bogatym, skorumpowanym i powszechnie znienawidzonym (Łk 19,1-10).

Jak sam przyznał, dopuszczał się wymuszeń na ludziach, których łatwo mógł oskarżyć o nielegalny handel i unikanie płacenia podatków (gr. „sykofantein” – w. 8), i doprowadzić do ruiny. Był mały wzrostem, miał podłą opinię i był bardzo samotny: wielu bało się go, ale nikt go nie kochał. Czy ktoś taki, jak on, mógł się nawrócić i zbawić? (por. 18,25).

Jednak to, co niemożliwe u ludzi, możliwe jest u Boga (18,27). Jezus przyszedł do Jerycha i właśnie uzdrowił ślepego żebraka u bram miasta. Głos chwały Bożej (18,43), niczym fala uderzeniowa, rozszedł się po mieście i przeniknął do dobrze strzeżonej rezydencji Zacheusza. Był to człowiek dobrze poinformowany i wiele słyszał o Jezusie z Nazaretu (to samo imię miał Jozue, zdobywca Jerycha: Joz 6,2), który głosi niezwykłą naukę, uzdrawia i uwalnia od demonów. Słyszał, że Jezus powołał celnika Lewiego do grona swoich uczniów, i że wywołał skandal, zasiadając z nim do stołu (por. 5,27-32). Toteż „szukał [możliwości], jak by zobaczyć Jezusa” (tł. dosł.). A „zobaczyć” ‑ to w języku Biblii: mieć osobisty udział, spotkać i doświadczyć. Tęsknota grzesznika za Bogiem.

Wiadomość, że Jezus właśnie przechodzi, przynagliła go, by wybiec na ulicę, wprost w tłum, bez ochrony. Zrozumiał, że to jest moment łaski: teraz albo nigdy. W jego nietypowym, jak na ważnego urzędnika, zachowaniu widać paschalny pośpiech: „pobiegł”, „wspiął się”, „zszedł śpiesznie”, „przyjął Go rozradowany”.

Druga część opowiadania (w. 5-10) pokazuje, że w rzeczywistości nie tyle Zacheusz szukał spotkania z Jezusem, co właśnie Jezus szukał Zacheusza i odnalazł go niczym zaginioną owcę (w. 10).

Wyrażenie: „przyszedł na to miejsce” zawiera aluzję do bliskiej już sceny ukrzyżowania (23,33). Jezus, patrzący na Zacheusza z niskości, objawia pokorę Boga, który kocha grzesznika i czyni się mniejszym od niego, bezdomnym, szukającym miejsca w jego sercu. Zwraca się doń po imieniu, jak do przyjaciela, a nakazując mu zejść z drzewa, mówi niejako: To Ja muszę (gr. „deĩ me” – taka jest wola Ojca) wstąpić zamiast ciebie na drzewo...

Dotknięcie miłosiernej miłości Jezusa sprawia w Zacheuszu moralny cud. Znajduje w sobie siłę, by wyznać wobec wszystkich swój grzech i sowicie naprawić wyrządzone krzywdy. Do tej pory gromadzenie bogactw stanowiło sens jego życia. Teraz, gdy otrzymał w Jezusie nowe źródło życia i bogactwa, pieniądze stały się dla niego środkiem budowania wspólnoty z ubogimi. Odzyskał synowską relację do Boga oraz braterstwo z innymi ludźmi, została pokonana tragiczna samotność grzesznika. Do jego domu zawitała radość, która jest klimatem Bożej obecności.

Ten „skandal miłosierdzia” (w. 7) stanie się przyczyną skazania Jezusa na śmierć. Jeden ocalony grzesznik jest zapowiedzią, że już wkrótce w Jeruzalem Jezus złoży siebie w ofierze, aby zbawić wielu.

A ja co wybieram: miłosierdzie czy potępienie?

ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

 

TOP