Bóg działa w historii mego życia (Mt 2, 13-15. 19-23)

Jezus jest Zbawicielem ogłoszonym przez aniołów, któremu pokłon oddają najubożsi oraz pogańscy Mędrcy, którzy umieją odczytywać znaki.

Ale nieliczne dni chwały Dzieciątka Jezus kończą się wraz z odejściem Mędrców. Święta Rodzinna rozpoczyna „zwyczajny” okres życia. I chociaż Ewangelia dzieciństwa nie jest kroniką wydarzeń spisywanych na bieżąco, ale raczej „teologiczną interpretacją przeszłości”, to jednak pozostając tekstem natchnionym, zawsze jest światłem na to, co przeżywamy aktualnie. Patrząc powierzchownie Jezus, Maryja i Józef nie różnią się od innych rodzin. Dzielą ich codzienny los. Podobnie jak wielu innych żydów, prześladowanych w różnych epokach, szukają schronienia w Egipcie.

Święta Rodzina żyje tak jak inni, ale to nie znaczy, że kieruje się tymi samymi wartościami i regułami, co inni. Ucieczka do Egiptu nie jest emigracją zarobkową, szukaniem łatwiejszego życia, chęcią odmiany tego, co nużące i denerwujące w szarej codzienności. Nie ma w niej nic z szukania nowości, poznawania świata, etc. Celem jest ochrona Jezusa, Zbawiciela powierzonego ludzkiej miłości. Stąd rodzi się we mnie pytania o to, co ja jestem w stanie poświęcić, jakie trudy podjąć, aby ochronić obecność Chrystusa w moim życiu? Jakie ryzyko wyjazdu, zmiany przyjaciół, charakteru zajęć jestem gotów podjąć, aby ochronić centralne miejsce Boga w moim codziennym życiu?

Przyglądając się społeczeństwu, w którym żyję, często dostrzegam czysto egoistyczne motywacje zmiany miejsca zamieszkania czy rodzaju pracy. Chwalebna motywacja wyjazdu „za chlebem” zbyt często kończy się dramatem rozbitych rodzin. Choć najbardziej bolesne jest bezsilne przyglądanie się porzucaniu współmałżonków i dzieci w imię „prawa do szczęścia”. Przyglądam się, gorszę się i … nasiąkam tą mentalnością. I wówczas pojawia się pytanie, dlaczego ja ma pokonywać „opór materii” powierzonych mi parafian? Przecież mogę podobnie jak oni, wybrać to, co wydaje się łatwiejsze, co przynosi więcej satysfakcji, daje uznanie, zapewnia emocjonalną i materialną gratyfikację?

Józef, bo to on jest „głosem Boga”, który kieruje wędrówką Rodziny, nie słucha własnych emocji, nie szuka samozadowolenia z wykonywanych zajęć, nie stara się zaprogramować swojego rozwoju zawodowego, nie wybiera przyjaźniejszego klimatu do życia, ale akceptuje głos Boga, który prowadzi go przez wydarzenia trudne, ale zawsze celowe. Nie przez przypadek Mateusz podkreśla za każdym razem, że „tak miało się spełnić słowo …”. Moje życie jest cenne dla Boga, ale spontanicznie jego wartość dostrzegam nie tam, gdzie Bóg ją umieścił. Egocentryczne mentalność indywidualistycznie wychowywanych chłopców i dziewcząt jest korzeniem nie tylko cierpień współczesnych rodzin, a w nich zwłaszcza dzieci. Ta sama mentalność, jeśli nigdy nie została „obrobiona” solidnym wezwaniem do nawrócenia, jest u podstaw spektakularnych odejść z kapłaństwa czy z zakonów.

Józef nie jest więc modelem wyłącznie dla ojców rodzin. On jest obrazem człowieka dojrzałego w wierze. Człowieka, który intencje swego serca, obawy kierowane troską o powierzonych jego opiece, oddaje Bogu. I Pan mu odpowiada. Prowadzi go od etapu do etapu. Nigdy nie wyjawia mu, co będzie później, ale mówi mu, co dziś ma czynić. Posłuszeństwo Józefa nie jest ślepe. Mateusz jasno pokazuje współdziałanie Józefa, w którego sercu pojawiają się ludzkie, racjonalne obawy oraz Boga, który odpowiada na te trudności, pokazując kolejny cel wędrówki. Życie wiary nie jest realizowaniem założonego programu, ale jest nieustannym nasłuchiwaniem głosu Boga, który kieruje losami wierzących.

Może właśnie dlatego, że nie chcemy dać się prowadzić Bogu, że osobiste cele, ambicje, programy rozwoju, biznesplany, etc., przedkładamy nad posłuszeństwo Bogu, jest tak wiele cierpień w rodzinach i tak mało zrozumienia dla jej problemów, które stanowią naturalną osnowę codzienności rodziny. No bo jak precyzyjnie zaprogramować karierę, kiedy pojawia się „nieplanowane” dziecko? Jak precyzyjnie wymierzyć upragniony wyjazd na odpoczynek, kiedy „dzieci właśnie się rozchorowały”? Jak budować swoją pozycję społeczną, kiedy trzeba się zajmować kolejnymi trudnościami wychowawczymi własnych pociech? To dlatego socjologowie mówią dziś o „społeczeństwie singli”, zapatrzonych we własny rozwój indywidualistów, niezdolnych do kochania, a jeszcze bardziej niepotrafiących słuchać Boga. Panie ratuj nas! Naucz nas słuchać Twego głosu, tak jak nauczyłeś Jozefa!

ks.Maciej Warowny, Francja

TOP