Żyć Trójcą Świętą (J 3,16–18)

W uroczystość Najświętszej Trójcy warto zastanowić się nad tym, w jaki sposób przeżywamy prawdę o Trójcy – Bogu,

który jest jeden, ale nigdy nie jest sam. Czy formuła wiary w Trójjedynego Boga kojarzy się nam spontanicznie z żywym doświadczeniem miłości Ojca, zbawienia w Jezusie i mocy Ducha Świętego, czy może raczej z jakąś metafizyczną łamigłówką lub oderwaną od życia teologiczną arytmetyką, w której trzy równa się jeden?

Ciekawe, że w Piśmie świętym nie znajdujemy terminu „Trójca święta”, choć przecież prawda o wewnętrznym życiu Boga stanowi fundament wiary chrześcijańskiej, a życie chrześcijanina jest z istoty swojej trynitarne. Otóż w kerygmacie i katechezie czasów apostolskich kładziono nacisk przede wszystkim na osobiste i wspólnotowe doświadczenie Boga jako Ojca i Syna, i Ducha, natomiast systematyczna refleksja teologiczna pojawiła się nieco później, w nauczaniu ojców Kościoła i w orzeczeniach soborów, jako owoc tego doświadczenia.

„Bóg miłości o pokoju” (2 Kor 13,11) objawił się w pełni jako Ojciec, gdy dał nam swojego Syna, „aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Nie chodzi tu o wiarę teoretyczną i abstrakcyjną, ale o osobowe przylgnięcie do Jezusa jako Pana i Zbawiciela, który umierając na krzyżu uwolnił nas od zła i grzechu, i od tego strachu przed utratą życia, przez który nie potrafimy kochać taką samą bezinteresowną miłością, jaką ukochał nas Bóg.

Wyznając wiarę w Niego zostaliśmy ochrzczeni „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” (Mt 28,19) to znaczy dosłownie „zanurzeni” (gr. „baptisma”) w życiu samego Boga, zrodzeni do nadprzyrodzonego życia jako Jego adoptowane dzieci i napełnieni Duchem Świętym. Duch Ojca i Syna pozwala nam rozumieć słowa Jezusa i akceptować przykazania Boże nie jako nałożony na nas ciężar, ale jako drogę życia, naszą wolną odpowiedź na Jego miłość. Z miłości a nie ze strachu jesteśmy posłuszni Bogu i ta miłość owocuje też życzliwością i przebaczeniem wobec innych ludzi, którzy stają się dla nas braćmi, dziećmi tego samego Ojca w niebie. O tym wszystkim przypomina nam liturgiczne pozdrowienie zaczerpnięte z listu św. Pawła: „Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i udzielanie się Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi” (2 Kor 13,13).

            Znakiem naszej więzi z Trójjedynym Bogiem jest także znak krzyża, rozpoczynający i kończący każdą liturgię i każdą modlitwę chrześcijanina. Dotykając głowy wspominamy „Ojca, od którego wszystko pochodzi” (1 Kor 8,6), i modlimy się, by napełnił On nasze myśli. Następnie dotykamy miejsca poniżej serca, myśląc o jednorodzonym Synu Bożym, „który jest w łonie Ojca” (por. J 1,18) i który zstąpił do łona Dziewicy Maryi. Prosimy równocześnie przez ten gest, „aby Chrystus zamieszkał przez wiarę w naszych sercach” (por. Ef 3,17) i kształtował nas na swoje podobieństwo. Wreszcie dotknięcie obojga ramion jest wspomnieniem Ducha Świętego, który wszystko napełnia, i prośbą, aby On swoją mocą uzdolnił nas do działania zgodnego z wolą Boga. Opasani w ten sposób krzyżem w imię Trójcy Przenajświętszej przyjmujemy na siebie moc Bożej miłości i ochronę od ataków złego oraz składamy swoje ciało „na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz naszej rozumnej służby Bożej”(Rz 12,1).

Ks. Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”

TOP