Siewca, ziarno, ziemia (Mk 4,26-34)

Jezusowe przypowieści o zasiewie i o ziarnku gorczycy (Mk 4,26-32) pokazują, że królestwo Boże jest zupełnie inne, niż królestwa tego świata. Te ostatnie chcą być podobne do złotego idola, o jakim śnił babiloński król Nabuchodonozor: wielkie, budzące podziw a zarazem przerażające; kto stanie im wbrew, może zginąć (por. Dn 2,31).

            Jezus zaś z miłości do ludzi stał się małym i pokornym, jak ziarnko gorczycy, a Jego królestwo jest miejscem gościnnym dla wszystkich, aż do ostatniego grzesznika.

            Zechciał być niepozornym, jak ziarno ukryte w ziemi. Nie roztaczał wokół siebie przytłaczającego splendoru, ani nie manifestował swej mocy, by zmusić ludzi do uległości i uwielbienia (Mk 1,34.44; 3,12). Jednak w Jego ubogim życiu i bolesnej, poniżającej śmierci świat mógł zobaczyć, jaki jest Bóg i jakiego rodzaju jest Jego władza, podobna do mocy ziarna obumierającego w ciemnościach, by w swoim czasie eksplodować niezniszczalnym życiem.

            Działalność Jezusa nie przypominała w niczym czynów wielkich herosów, o których pisali starożytni historycy i poeci. Głosił Ewangelię prostym ludziom w prowincjonalnej Galilei z niezachwianą ufnością, że Prawda zasiana w ich sercach, wzrośnie i wyda bogaty plon.

            W przypowieści o zasiewie, zbudowanej z czterech zaledwie zdań (Mk 4,26-29), widać interesującą zmienność podmiotu działającego: najpierw wyeksponowany jest człowiek (w polskim tł.: „ktoś”), który rzuca nasienie w ziemię; następnie ziarno, które własną mocą kiełkuje i rośnie, poza kontrolą siewcy; wreszcie ‑ ziemia, która samoistnie (gr. „automáte”) wydaje z siebie plon. Ostatnim działającym jest ponownie ów tajemniczy Człowiek, który zbiera żniwo (por. Mt 13,41; Ap 14,14-15). Mamy więc do czynienia z potrójnym darem: głoszenia Ewangelii przez Syna Człowieczego i Jego uczniów; słowa Bożego, które choć tak niepozorne, jest pełne Ducha i życia; i darem ludzkiego serca, które ‑ dotknięte Ewangelią ‑ wydaje zaskakująco obfity owoc Bożego życia.

            Na obsianym polu pozornie nic się nie dzieje. Siewca musi zaufać mocy ziarna i hojności ziemi, i dać jej czas, aby zobaczyć na swoim polu obfity plon dojrzewający w kłosach. Próba przyspieszania procesu wzrostu może skończyć się zniszczeniem zasiewu, jeśliby niecierpliwy rolnik chciał – jak we wschodniej bajce – ciągnąć do góry kiełkujące źdźbła, żeby szybciej rosły.

            Pokusa naciskania na ludzi, żeby natychmiast po ich skatechizowaniu dawali znaki dojrzałego, chrześcijańskiego życia, może prowadzić do tego, że ewangelizacja zmieni się w indoktrynację, w której brakuje niezbędnej ufności, cierpliwości i szacunku dla ludzi, a kontrola i przemoc będzie ich niszczyć zamiast rodzić życie i nieść wolność. Nie chodzi o to, by przekonać człowieka do tego, co się głosi, ale by dać mu możliwość i czas, ażeby sam dojrzał do zrozumienia i przyjęcia Prawdy.

            Jezus nauczał w przypowieściach, dostosowując się do możliwości słuchaczy: „o ile mogli słuchać” (Mk 4,33). Nasze własne życie może być dla innych taką przypowieścią, która intryguje, rodzi pytania i pociąga do odkrycia i przyjęcia Jezusowego królestwa.

ks.Józef Maciąg

Źródło: „Niedziela Lubelska”